Boca Juniors zmuszani do gry. Haniebny finał Copa Libertadores

Getty Images / Marcelo Endelli / Na zdjęciu: Carlos Tevez
Getty Images / Marcelo Endelli / Na zdjęciu: Carlos Tevez

- Nie chcemy grać! - grzmiał Carlos Tevez. Jego koledze Pablo Perezowi lekarze wyciągali szkło z oka. Inni zawodnicy wymiotowali. W sobotę przed finałem Copa Libertadores piłkarze Boca Juniors zostali zaatakowani, a potem prawie zmuszeni do gry.

Ich autokar w zasadzie nie miał szyb, gdy przyjechał na stadion El Monumental w Buenos Aires. W drodze na mecz piłkarzy klubu Boca Juniors napadli chuligani z River Plate. Obrzucili autokar kamieniami, butelkami i puszkami. W bandytów gazem uderzyła policja, nawdychali się go również zawodnicy. Gdy zdezelowanym pojazdem dotarli na stadion, wymiotowali w szatni, dwóch od razu pojechało do szpitala. Kapitan Pablo Perez miał szkło w oku. Kierowca autobusu opowiadał, że dostał szkłem w twarz i stracił panowanie nad pojazdem. - Wiceprezydent Boca przejął kierownicę - opowiadał. WIĘCEJ O ATAKU TUTAJ.
 
Kraj skrajnych emocji

Boca Juniors i River Plate są klubami z Buenos Aires. W sobotę miały zagrać rewanż finału Copa Libertadores - to taki południowoamerykański odpowiednik Ligi Mistrzów. Pierwszy mecz rozegrany na stadionie Boca zakończył się remisem 2:2. Mecze tych drużyn są w Ameryce Południowej nazywane Superklasykami, to dwaj odwieczni rywale. Trzy lata temu River Plate i Boca Juniors zmierzyły się w 1/8 finału tego pucharu. W rewanżu na trybunach stadionu La Bombonera (należy do Boca) doszło do zamieszek, miejscowi chuligani gazem potraktowali piłkarzy River Plate. Gospodarze przegrali rewanż walkowerem 0:3 (w pierwszym meczu też przegrali, tyle że 0:1), a River Plate wygrało tamtą edycję.

Bartłomiej Rabij, znawca południowoamerykańskiego futbolu wyjaśnił w ostatniej "Piłce Nożnej", że "derby Buenos Aires dosłownie kipią od emocji" i w ogóle, "w Argentynie, tak jak w wielu krajach Ameryki Południowej, obowiązuje zasada: przechytrzyć wszystkich i każdego z osobna. Prowokacje, uszczypliwości, zaczepki, obrażanie to element gry. Co więcej, często po meczu nawet zakończonym bijatyką, zawodnicy nie obnoszą się z pretensjami. Było, minęło. Futbol to emocje, a w Argentynie osiągają poziom skrajny".

Futbol i emocje są tam religią, a jej praktykowanie najlepiej oddają dwa obrazki sprzed sobotniego meczu. Ktoś uchwycił telefonem, jak fanka River Plate zakłada małej dziewczynce pod koszulkę… pas z racami. Mała wyglądała jak terrorystka z pasem szachida - ZOBACZ TUTAJ. I drugi obrazek, małego chłopca, który kilka dni przed meczem, na ulicy wystawił stolik i sprzedawał zabawki, bo chciał kupić bilet. Wejściówkę ostatecznie otrzymał od prezydenta River Plate.

Rzygają, ale mają grać

W sobotę od początku wydawało się, że starania chłopczyka muszą iść na marne, a odwołanie meczu jest jedyną rozsądną decyzją. Boca Juniors byli w szoku, rozbici psychicznie i fizycznie. Gdy tylko przyjechali na stadion, to wiedzieli że nie chcą grać. Nie w sytuacji, gdy dwóch z nich pojechało do szpitala, gdy Perezowi wyjmowano szkło z oka. Nie w sytuacji, gdy roztrzęsieni nie mogli w szatni dojść do siebie. Mecz początkowo nie został jednak odwołany, tylko przełożony. Oficjele zwołali jedno spotkanie, drugie, a obecni na miejscu dziennikarze donosili, że zawodnicy będą musieli jednak zagrać.

Piłkarzy do wyjścia na boisko zmuszały: FIFA oraz federacje piłkarskie: argentyńska i południowoamerykańska (CONMEBOL). Trudno było w to uwierzyć, ale szef światowej piłki Gianni Infantino miał zagrozić dyskwalifikacją i wyrzuceniem z pucharów, gdyby Boca odmówiło gry. Dziennikarze cytowali jego słowa: "Chcę mieć winnego tego wszystkiego! Mecz ma się odbyć dzisiaj". Godzinę rozpoczęcia spotkania odwleczono po raz kolejny. A w sieci na szefa FIFA spadały gromy krytyki. W tym momencie futbol przegrywał z pieniędzmi, umowami telewizyjnymi, zależnościami.

W końcu do dziennikarzy wyszedł Carlos Tevez, największa gwiazda drużyny Boca: - Nie chcemy grać, nie mamy do tego warunków. A oni nas do tego zmuszają!
A potem już w telewizji Fox Sports dodawał: - CONMEBOL zachował się bardzo źle. Mówię to osobiście, nie w imieniu Boca. To wstyd. Pablo był w szpitalu, inni piłkarze rzygali, a oni kazali nam grać.

W sieci opublikowano skandaliczne pismo konsylium lekarskiego CONMEBOL. Medycy nie widzieli przeciwwskazań i uznali, że zawodnicy śmiało mogą za chwilę wybiec na boisko i normalnie kopać piłkę.

Mijały kolejne minuty, odbywały się kolejne spotkania i wszystko wskazywało na to, że mecz jednak się odbędzie. Boca nawet wypisało nowy formularz ze składem, a w nim był… Pablo Perez. Zdążył już z opatrunkiem na oku wrócić ze szpitala. Karetka, którą wracał też została zaatakowana przez chuliganów.

Wygrał zdrowy rozsądek

Po ponad trzech godzinach niepewności piłkarskie władze w końcu przełożyły spotkanie na niedzielę, na godzinę 17 miejscowego czasu (godz. 21 w Polsce). Wszystko jednak wskazuje na to, że nie miały wyboru, bo kopać piłki ostatecznie nie zamierzała żadna z drużyn. Choć Carlos Tevez w swoim płomiennym wystąpieniu mówił też, że ani jeden piłkarz River Plate nie zainteresował się ich zdrowiem, to jednak rywale również nie chcieli grać. Alejandro Dominguez, szef CONMEBOL wyjaśniał: - Prezesi obu klubów doszli do dżentelmeńskiego porozumienia, żeby zagrać jutro. To nie jest wojna.

Potem przedstawiciele River Plate mówili, że dla nich jasne było od początku, że jeśli Boca odmówią gry, to oni zrobią to samo.

Wojny uliczne

Tymczasem na ulicach Buenos Aires toczyła się już regularna bitwa policji z chuliganami. Niebezpiecznie było też na samym stadionie. Na wychodzących z niego kibiców czaili się chuligani bez wejściówek. Zabierali je, by następnego dnia wejść na stadion. Ganiali tych z biletami. Prezydent River Plate Rodolfo D'Onofrio ratował się na wizji ucieczką na własnym obiekcie, bo nie chciał być staranowany przez grupę młodzieży.

I tylko trzeba ściskać kciuki, że żaden drań biletu nie zabierze chłopcu od małego stolika.

ZOBACZ WIDEO Kolejna wpadka Bayernu! Kapitalny mecz napastnika Fortuny! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: