Genua wciąż żyje tym wtorkiem. To miał być dobry wtorek. Po nim Włosi mieli dzień wolny. Nazywają go Wakacjami Augusta. Lubią go spędzać poza miastem. Było przed południem, kiedy to się stało. To, co do dziś wciąż spędza sen z powiek mieszkańcom miasta Krzysztofa Kolumba.
- Gdy zobaczyłam, że na horyzoncie brakuje mostu dosłownie się popłakałam - mówi nam Agata Rosińska. Mieszka w Genui od dziesięciu lat, pokazuje ją na blogu thatsliguria.com. - Nie wiem, jak to wytłumaczyć... To tak, jakby runął most Poniatowskiego w Warszawie. To symbol, to coś, co jest częścią twojej codzienności, czego używasz każdego dnia. I po takim zdarzeniu zdajesz sobie sprawę, że miałeś szczęście, bo się nie zawalił kiedy właśnie ty po nim jechałeś. Myślę, że to jest odczucie większości mieszkańców Genui, których codzienność była związana z tym mostem.
W dniu katastrofy Agata była za granicą. - Jak przeczytałam w internecie o tym co się stało, nie mogłam absolutnie uwierzyć, że to prawda - dodaje. Miejsce katastrofy zobaczyła dopiero kilka dni później. Do dziś mrozi krew w żyłach.
Otwarta rana
Ponte Morandi runął 14 sierpnia przed południem. - Historia tej konstrukcji to 50 lat strachu i niewysłuchanych alarmów. Od lat struktura ta była uważana za niebezpieczną - pisała włoska prasa. Obawy wynikały z nietypowej konstrukcji. Mało kto potem budował podwieszany most z betonu sprężynowego tak, jak w Genui zrobił to Riccardo Morandi. Architekt mostów, prof. Jan Biliszczuk w rozmowie z TVN24 wspomina w tym kontekście o cichym wrogu. - On żre te pręty i gdy zmniejsza się przekrój cięgien stalowych, to w pewnym momencie ich przekrój jest za mały do przeniesienia istniejących sił i to nagle pęka - tłumaczy. Wrogowi na imię korozja.
Kiedy ponad stumetrowy odcinek mostu runął, było na nim około 30 samochodów i trzy ciężarówki. 43 ofiary i dwudniowa żałoba. Ruiny wciąż straszą.
Agata Rosińska: - Kiedy rozmawiasz z mieszkańcami Genui o tej katastrofie, wszyscy, natychmiast zmieniają wyraz twarzy. Jest to bez wątpienia otwarta rana, która powoduje smutek u każdego genueńczyka.
Nawet piłka, którą Włosi kochają najbardziej ze wszystkich sportów, nie uśmierza bólu. Przy okazji pierwszych w tym sezonie derbów Genui media zwracają uwagę, że tym razem odbędą się w innej scenerii. Bez Ponte Morandi. - Miasto nie jest już takie samo. Genua jest w trudnej sytuacji, uwięziona w korkach. Wschód i zachód mogą komunikować się tylko prostymi drogami - pisze "La Gazzetta Dello Sport". Największy sportowy dziennik do tego przytacza liczby. Te nie napawają optymizmem. - Genua martwi się o swoją ekonomię. Zalewa ją morze negatywnych znaków. W porównaniu do października 2017, port stracił 8,1 procenta transakcji.
Jak to wygląda z perspektywy mieszkańców? Mówi Agata: - Sytuacja jest nadal bardzo skomplikowana, szczególnie dla mieszkańców północno-zachodnich dzielnic miasta, którzy wprawdzie nie są odcięci od świata, ale mają olbrzymie trudności w przemieszczaniu się. Do tego część tranzytu wschód-zachód, który przechodził właśnie przez most, zjeżdża z autostrady i "przebija się" przez miasto, żeby następnie wjechać na autostradę, w miejscu gdzie jest ona ponownie otwarta. W rezultacie są korki i olbrzymi ruch na trasie SS1, która jest teraz czymś w rodzaju drogi objazdowej. Oficjalnie Autostrade per l'Italia (operatorzy autostrad - red.) zalecają objazd alternatywną autostradą, A7 i potem A26, ale nie wszyscy się do tego stosują i powstają wielkie korki w godzinach szczytu.
Przy okazji Polka uspokaja. Paraliż komunikacyjny nie dotyka całego miasta. Najgorzej jest w jego zachodniej części. A to ważna informacja przed derbami. - I tak na przykład we wschodniej Genui czy w okolicach stadionu Marassi ruch samochodowy nie uległ zmianie - dodaje.
Oszukać przeznaczenie
Mostem Morandiego codziennie poruszały się tysiące Włochów. Świadczy o tym swego rodzaju paraliż komunikacyjny, jaki nastąpił po katastrofie. - Z doraźnych rozwiązań, władze miasta zamierzają otworzyć dodatkowe pasma drogi na odcinku, na którym tworzą się największe zatory. Ma to nastąpić z początkiem grudnia i powinno to nieco rozładować sytuację - uspokaja Agata Rosińska.
Tragedii na moście cudem uniknął napastnik Genoi. - Też miałem nim jechać - mówił nam 14 sierpnia Krzysztof Piątek (więcej TUTAJ). - Jestem cały. Byłem w domu, kiedy do tego doszło, ale codziennie jeżdżę tą drogą - dodawał.
Jeszcze więcej szczęścia miał kolega Piątka z zespołu, Domenico Criscito. - Przekroczyłem most kilka minut przed zawaleniem - wspomina w rozmowie z "Telenord". - Jestem jednak pewien, że w niedzielę na stadionie będzie świetna atmosfera. Miasto zasługuje na piękny mecz - dodaje kapitan Gryfonów.
W niedzielę naprzeciwko Piątka będzie mogło stanąć nawet trzech Polaków. Barwy Sampdorii reprezentują Karol Linetty, Bartosz Bereszyński i Dawid Kownacki. Pierwszy z nich w wywiadzie dla WP SportoweFakty (więcej TUTAJ) również nawiązał do sierpniowej katastrofy. - Jeździłem tym mostem za każdym razem, gdy jechałem na lotnisko - relacjonuje pomocnik. - Wiem, że kilka lat wcześniej ludzie apelowali, by zrobić coś z nim zrobić, że konstrukcja pozostawia wiele do życzenia. Praktycznie ciągle były tam jakieś remonty. W końcu nie wytrzymał. W mieście była potworna żałoba. Zginęło wiele osób przyjezdnych, którzy przyjechali na wakacje. Choć niektórzy mieli naprawdę szczęście. Kierowca ciężarówki zatrzymał się tuż przed urwiskiem, na górze. Inny spadł tak, że nic go nie przygniotło, udało mu się przeżyć.
W Genui tego dnia był także selekcjoner kadry U-21, Czesław Michniewicz. On dopiero może mówić, że oszukał przeznaczenie. Miesiąc wcześniej, kiedy leciał z Gdańska, samolot lądował awaryjnie. Z kolei w lutym trener wyszedł cało z wypadku samochodowego w Anglii. - Wylądowałem w Genui przed godz. 11 i miałem jechać do hotelu tym mostem. Zdecydowały minuty - pisze na Twitterze.
Wylądowałem dziś w Genui przed godz. 11 i miałem jechać do hotelu tym mostem. Zdecydowały minuty pic.twitter.com/ICnZZ4VQbj
— Czesław Michniewicz (@czesmich) 14 sierpnia 2018
Szansa na przełamanie
Próżno szukać obu miejscowych ekip w pierwszej połowie tabeli Serie A. Sampdoria od czterech spotkań czeka na kolejne zwycięstwo w lidze. Do tego prześladuje ją seria trzech porażek z rzędu. Dla Genoi to dobry czas, by wykorzystać moment słabości rywala. Gryfony nie wygrały w derbach już od maja 2016 roku. - To trwa zbyt długo - mówi o wyczekiwaniu na kolejne zwycięstwo z Sampdorią Criscito. - Mieliśmy dużo czasu, żeby przygotować się do tego starcia. To mecz ważny zarówno dla nas jak i fanów.
Tym bardziej, że najprawdopodobniej o posadę zagra jego trener, Ivan Jurić. Chorwat na początku października zastąpił Davide Ballardiniego i wciąż czeka na premierowe zwycięstwo. Na razie jego bilans to dwie porażki i trzy remisy. Co gorsze, za jego kadencji w Genoi zaciął się Krzysztof Piątek. 23-latek po raz ostatni trafił do siatki w klubie 7 października. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że to, co prezentował na samym początku, wiecznie trwać nie będzie. Każda najlepsza passa musi kiedyś zostać przerwana. Nawet Icardiemu już liczyli minuty bez strzelonego gola w poprzednim sezonie. Wiadomo, że Włosi się w tym specjalizują i lubią liczyć minuty zawodnikowi, który chwilowo przestaje błyszczeć - przyznawał w rozmowie z WP Sportowe Fakty Piotr Czachowski (więcej TUTAJ).
- Przeciwnicy trochę Genuę rozszyfrowali. Każdy obserwuje i zdaje sobie sprawę, że jak Piątek tylko strzela, to trzeba go wyłączyć. Czekam na ten moment, że Piątek znowu będzie zdobywał bramki. Poprzednie trafienia nie były przypadkowe. Potrafi sobie znaleźć sytuacje, do tego jest skuteczny - dodawał Sylwester Czereszewski.
Trener Jurić przed derbami zachowuje optymizm. Liczy, że w arcyważnym starciu w końcu przemówi jego napastnik. - Piątek wrócił ze zgrupowania reprezentacji i jestem przekonany, że przełamie serię - przyznaje. Chorwat jest świadomy stawki derbów i zna najnowsze doniesienia medialne o zwolnieniu po ewentualnej porażce. Deklaruje walkę tylko o zwycięstwo.
A jakże broni nie składa także jego rywal, Marco Giampaolo. Szkoleniowiec Sampdorii, podobnie jak inni, odniósł się do tragedii mostu Morandiego. Stanowczo każe oddzielić to od tego, co będzie działo się na boisku w niedzielę. Piłkarze i trenerzy chcieliby zgotować takie widowisko, by genueńczycy chociaż na 90 minut zapomnieli o tragedii.
Bo w ich pamięci wciąż jeszcze tkwi obraz mostu, po którym zostały ruiny. Niektórym dalej doskwiera brak bliskich, którzy akurat wtedy musieli jechać mostem. Ale uda im się pokonać ból. - Liguria i generalnie całe Włochy, przetrwały już liczne, naprawdę straszne tragedie i katastrofy i za każdym razem wychodziły z nich silniejsze. Dlatego wierzę, że również i tym razem będzie tak w Genui, która nie dość, że wyjdzie z tej tragedii mocniejsza, to przede wszystkim bezpieczniejsza dla nas wszystkich - kończy Agata.
Mecz Genoa - Sampdoria zacznie się w niedzielę o godzinie 20:30.
ZOBACZ WIDEO Kolejna wpadka Bayernu! Kapitalny mecz napastnika Fortuny! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]