Krzysztof Piątek: We Włoszech wołają na mnie, Bomber! Pistolero!
Probierz mówił o panu już dawno: to będzie drugi Lewandowski.
Podchodziłem do tego raczej spokojnie. Wiem przecież, kim jest Lewandowski. Nie wiem, co chciał tym osiągnąć, ale w środowisku na pewno wytworzył pewną presję. To też był test, żebym sobie z tym poradził.
A Lewandowski jest dla pana wzorem?
Podpatrywałem go jeszcze grając w Zagłębiu Lubin w rozgrywkach Młodej Ekstraklasy. Później oglądałem każdy jego mecz w Borussii Dortmund. To, jak się ustawiał na boisku, starałem się później naśladować. Zawsze imponował mi grą tyłem do bramki. Na ostatnim zgrupowaniu rozmawialiśmy. Podpytywałem o różne aspekty, na przykład pracę w siłowni.
Sporo osób jest w lekkim szoku, ale wiele też mówiło, nawet po meczach sparingowych, że mogę być pierwszym napastnikiem zespołu, a na pewno dużym wsparciem. Kierownik drużyny stwierdził nawet, że zdobędę wiele bramek. Ja sam te słowa odbierałem sceptycznie. Dopiero co rozpakowałem walizki po przeprowadzce z Krakowa, odbyłem kilka treningów, a on mi takie rzeczy opowiadał.
Prezes Genui Enrico Preziosi przyznał nawet, że kupił pana na podstawie nagrań wideo i nikt w klubie nie widział grającego Piątka na żywo.
Poznałem prezesa, lubi żarty, ale raczej jest poważną osobą. Szczerze nie wiem, jak mam się do tego odnieść, czy prezes żartował, czy mówił prawdę. Jeżeli tak faktycznie było, to powinien częściej oglądać kompilacje wideo. Ma dobre oko.
Szybko da się zauważyć, że sukcesy nie zawróciły panu w głowie. Na ziemi trzymają też pana najbliżsi?
Choć nie muszą, ale czasem i tak to robią: na wyrost. Wyszedłem z domu z dużą pokorą. Mama i ojciec nie są milionerami, nie mają za dużo pieniędzy. A ojciec do dziś pracuje jeszcze w kilku miejscach, dorabia do emerytury. Kilka dni temu świętował 70. urodziny. Trzeba go hamować, ma przecież swoje lata, a ciągle coś robi: biega, gra w tenisa, pływa. Charakter mam po nim. Też lubię ciężko pracować, zmęczyć się. Pamiętam słowa mamy, żebym bez względu na to, co osiągnę, ile zarobię, został tym samym człowiekiem.
Udało się?
Myślę, że tak. Czuwa również nad tym moja dziewczyna. Czasem przygniata mnie do ziemi, nawet jak jest bardzo dobrze. Ale i w drugą stronę. Jak zdarzyło mi się wrócić z meczu zdołowanym, nie pozwalała mi myśleć o problemach. Mam od niej bardzo duże wsparcie. Uczy mnie nowych rzeczy i pokazuje, że nie można się zadowalać jedną dobrą sytuacją. Nawet czasem na wyrost szpilkę mi wbije. Nie jest ważne, że strzelę cztery gole - śmieci się same nie wyrzucą. Zmobilizowała mnie do kilku spraw, które kiedyś długo odkładałem.
Jakich na przykład?
Poznaliśmy się z Pauliną w Lubinie, grałem wtedy w Zagłębiu. Ja bez auta, bez niczego. Prawa jazdy też nie miałem. Podchodziłem do tego ze spokojem. "Jest czas, zrobi się, spokojnie". Można w końcu zamówić taksówkę, wsiąść w autobus, albo Paulina po mnie przyjedzie. Aż w końcu powiedziała: do roboty. Przycisnęła mnie. Dzięki niej dużo nad sobą pracuję. Zmotywowała mnie też, żebym zaczął się uczyć języka angielskiego. Powiedziała: w piłce wszystko szybko się dzieje, możesz wyjechać z Polski i będziesz się musiał dogadać. I miała rację: teraz to się bardzo przydaje. Włoskiego jeszcze dobrze nie znam, dlatego trenerzy tłumaczą wszystko po angielsku. Warto się jej czasem słuchać. Dziś mogę powiedzieć, że się usamodzielniłem. Już nie siedzę sześć godzin dziennie przed komputerem czy konsolą, jak kiedyś.
Potrzebuje pan bata nad głową?
Bata nie, ale taka forma mobilizacji jest dobra. Różnie mogą potoczyć się losy człowieka, o dużych rzeczach często decydują małe. W podstawówce i na początku gimnazjum byłem niezłym urwisem. Uczyć się nigdy nie lubiłem, do głowy przychodziły zazwyczaj głupie pomysły. Później zmądrzałem. Wiele osób z miejscowości, w której się wychowałem, Niemczy, przepadło. Poszli w używki, narkotyki. Trudno się też dziwić. O pracę tam trudno, nie mówiąc o wybiciu się. Niektórzy nie wytrzymują psychicznie. Mi się udało uciec z tego miasteczka.
Panu też groziło zejście na złą drogę?
Piłka mi pomogła. Byłem zakochany w tym sporcie. W innym przypadku nie wiem, co mogłoby się ze mną stać, gdybym nie uciekł od tego wszystkiego. Na szczęście już w wieku 17 lat wyjechałem do Lubina. Wpadłem w ryzy trenerów, głowę przestawiłem na rozwój, profesjonalizm. Po to, by coś osiągnąć. Dobrze też, że chodziłem do szkoły w Dzierżoniowie, co wiązało się z dojazdami. W Niemczy praktycznie mnie nie było.
A w Barcelonie pan będzie? Tak piszą.
(Piątek zaczyna się śmiać). Słyszałem. Nie wierzę w to.
Jak pan zareagował na takie informacje?
Tak jak teraz. Parsknąłem śmiechem. Tam już jest jeden "Pistolero". Ja na ten moment tam nie pasuje.
Rozmawiał w Genui Mateusz Skwierawski
* Krzysztof Piątek karierę piłkarską rozpoczynał w Lechii Dzierżoniów. Później grał w drużynach juniorskich Zagłębia Lubin i w barwach tego klubu debiutował w polskiej ekstraklasie. W 2016 roku zmienił klub. W Cracovii grał dwa lata. W ostatnim sezonie strzelił w lidze 21 goli - 3 trafień zabrakło mu, by zrównał się w liczbie bramek z królem strzelców. Latem, za 4 mln euro, wykupiła go włoska Genoa CFC. W reprezentacji narodowej zadebiutował we wrześniu w meczu przeciwko Irlandii - wcześniej Adam Nawałka powołał go do szerokiej kadry na mundial, ale już do Rosji nie zabrał. Piątek ma 23 lata.
Biegasz, jeździsz na nartach, a może grasz w tenisa? Strój i sprzęt sportowy skompletujesz w okazyjnych cenach dzięki stronie Nike kody rabatowe
Oglądaj rozgrywki włoskiej Serie A na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)