Serie A: strzelba z Genoi znów wypaliła. Trwa niesamowita seria Krzysztofa Piątka

Getty Images / Paolo Rattini / Na zdjęciu:  Krzysztof Piątek
Getty Images / Paolo Rattini / Na zdjęciu: Krzysztof Piątek

Krzysztof Piątek kontynuuje popisy w Serie A. W piątym spotkaniu z rzędu strzelił bramkę Chievo Verona (2:0) i był jednym z najlepszych zawodników meczu. Wśród przegranych 90 minut rozegrał Mariusz Stepiński.

Pięć goli w czterech meczach Serie A, prowadzenie w klasyfikacji strzelców i pogłoski o zainteresowaniu Barcelony. Krzysztof Piątek robi furorę we Włoszech, stał się nowym idolem kibiców Genoi. Dziennikarze poświęcili mu znaczną część przedmeczowego studia, porównywali z osiągnięciami Arkadiusza Milika i Roberta Lewandowskiego w jego wieku, widzieli w nim główną nadzieję Genoi na punkty, bo jeśli Rossoblu strzelali w tym sezonie, to w większości za sprawą Polaka.

Po Półwyspie Apenińskim poszła fama, że Piątka nie można spuścić z oczu. Czuł na plecach oddech stoperów Chievo, ale ożywił się po bezbarwnym początku i coraz częściej gubił krycie. Po raz pierwszy na 30. metrze - zrobił sobie przestrzeń i huknął nad poprzeczką. W polu karnym pilnowano go dokładniej. Do czasu.

Najpierw urwał się i uderzył tak soczyście, że Stefano Sorrentino tylko popatrzył jak piłka zatrzymuje się na słupku. Polak rozochocił się, wydawało się, że jest wszędzie, każde podanie w jego kierunku wprowadzało nerwowość w szeregach Chievo. W jednej z akcji chyba skrzywdził go sędzia, odbierając Genoi karnego, a reprezentantowi Biało-Czerwonych wlepiając żółtą kartkę za symulowanie. W podobnej sytuacji Piątek nie szukał kontaktu, po podaniu Danko Lazovicia uderzył po długim rogu, Sorrentino nie sięgnął piłki.

Polaka oglądało się naprawdę przyjemnie, przerastał rywali o klasę. Dwie minuty po bramce wyskoczył zza linii obrony i zupełnie niepilnowany uderzał głową, tym razem niecelnie. Tak irytował swoją wszechobecnością, że musiał troszczyć się o swoje nogi, stoperzy parę razy ostemplowali jego piszczele. Gdyby dopisało szczęście, zabrałby piłkę do domu po skompletowaniu hat-tricka.

ZOBACZ WIDEO Carabao Cup: Man Utd za burtą! Ekipa z niżej ligi upokorzyła faworyta [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Genoa dominowała, więc nikogo nie zdziwiło, że podwyższyła wynik. Na głowie Gorana Pandeva coraz większa łysina, a Macedończyk nadal potrafi zrobić różnicę. Strzelił z linii pola karnego i całkowicie zaskoczył zasłoniętego Sorrentino. Chievo ruszyło dopiero w ostatnich 20 minutach - oprócz jednej interwencji, Ionut Radu nie napracował się zbytnio.

W jedenastce Chievo wyszedł Mariusza Stępińskiego. Przyćmił go Piątek, ale jako jeden z niewielu wyróżniał się w ostatniej drużynie Serie A. Był aktywny, zostawił dużo zdrowia, do lepszej oceny zabrakło konkretów, chociażby jednego celnego strzału. A okazje były.

Paweł Jaroszyński z Chievo nie wstał z ławki.

Genoa CFC - Chievo Werona 2:0 (1:0)
1:0 - Krzysztof Piątek 42' 
2:0 - Goran Pandev 54'

Genoa: Ionut Radu - Pedro Pereira, Nicolas Spolli, David Biraschi, Domenico Criscito, Romulo, Danko Lazović (74' Ervin Zukanović), Oscar Hiljemark (78' Luca Mazitelli), Cristhian Kouame, Goran Pandev (56' Daniel Bessa), Krzysztof Piątek

Chievo: Stefano Sorrentino - Fabrizio Cacciatore, Nenad Tomović (48' Fabio Depaoli), Luca Rossettini, Federico Barba, Perparim Hetemaj (55' Valter Birsa), Ivan Radovanović, Nicola Rigoni, Emanuele Giaccherini, Medhi Leris (79' Sergio Pelliser), Mariusz Stępiński

Żółte kartki: Criscito, Kouame, Pandev, Piątek (Genoa) oraz Leris, Hiljemark, Rossettini, Depaoli (Chievo)

Źródło artykułu: