Jakub Wawrzyniak, oskarżony o stosowanie dopingu, przyznał się do winy. Piłkarz nadal utrzymuje jednak, że niedozwolony środek był częścią preparatu mającego pomóc mu w zrzucaniu zbędnych kilogramów. Na jego nieszczęście 4-metylo-2-hexoanamina, bo tak nazywa się zażyty przez Wawrzyniaka produkt, zawiera substancje sklasyfikowane jako zabronione. Powyższy specyfik stymuluje układ nerwowy i działa podobnie jak amfetamina.
Klubowy prawnik zapewniał, że zakazane substancje zostały zażyte przypadkowo i wnioskował o ograniczenie kary do nagany. Decyzję komisji poznamy dopiero za tydzień. Dziś najbardziej prawdopodobne wydają się dwie opcje: uniewinnienie piłkarza bądź sześciomiesięczne zawieszenie.
Sam Wawrzyniak wierzy w pozytywny dla niego bieg wydarzeń i oczekuje ze zniecierpliwieniem na decyzję. - W przyszłym tygodniu zapadnie wyrok i wszystko będzie jasne. Żadnych przesłanek odnośnie długości kary nie ma. Liczę na to, że moja racja zostanie uznana. Środek zażyłem z myślą o pozbyciu się tkanki tłuszczowej, a nie po to, żeby szybciej biegać albo wyżej skakać. Popełniłem błąd, ale wierzę, że ludzie z komisji będą łaskawi - przekonuje w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl.
- Bez przerwy wydzwaniają dziennikarze, ale naprawdę nie mam wiele do powiedzenia. Poczekajmy na koniec sprawy i wtedy możecie dzwonić. Telefony będę odbierał. Nie mam nic do ukrycia – przekonuje były obrońca Legii.