Akcję Bayernu Monachium z 54. minuty meczu należałoby oprawić w ramkę i powiesić nad łóżkiem każdego kibica z utęsknieniem wyglądającego kolejnych meczów Ligi Mistrzów. Właśnie dla takich popisów śledzimy te rozgrywki i nazywamy je sceną dla największych z największych. Najpierw na własnej połowie genialnie "poklepali" piłką Arjen Robben z Renato Sanchesem, środkowy pomocnik pomknął pod bramkę gospodarzy i uruchomił szaloną maszynę ofensywną. Piłka wędrowała jak po sznurku: Robert Lewandowski, Arjen Robben, w końcu James Rodriguez i idealne dogranie do Sanchesa. Ten walnął do pustej bramki i było 2:0. Po meczu, pozamiatane.
Z Sanchesem to w ogóle ciekawa historia. Niemieccy dziennikarze spodziewali się w wyjściowej jedenastce na mecz w Lizbonie takich zawodników, jak Niklas Suele, Serge Gnabry czy Thomas Mueller, ale szkoleniowiec Bayernu swoimi decyzjami przed spotkaniem tylko potwierdził swoje słowa sprzed kilku dni. - Mam kadrę pełną zawodników na poziomie Ligi Mistrzów - mówił, po czym do gry posłał w środę między innymi Jerome'a Boatenga, Francka Ribery'ego czy - i to było wielkie zaskoczenie - właśnie wspominanego już Renato Sanchesa.
21-letni Portugalczyk, były zawodnik Benfiki ściągany do Bayernu za grube miliony euro, ostatnie dwa lata miał bardzo trudne, szukał swoich szans na wypożyczeniu, a w sezonie 2018-19 nie zaliczył choćby jednego występu w Bayernie. Aż tu nagle, w meczu inaugurującym monachijską zabawę w Lidze Mistrzów, Sanches dostał szansę od pierwszej minuty. Szansę wykorzystał: zaliczył świetne zawody i pokazał trenerowi, że warto będzie na niego stawiać także w kolejnych meczach.
Bayern w środowy wieczór był zespołem lepszym, i to o wiele. Był ekipą bardziej wyrachowaną, doświadczoną, pewną swoich umiejętności i możliwości. Grał piłkę mądrą. I cóż z tego, że piłkarze Benfiki próbowali przeciwstawić się rywalowi, na pewno nie muszą się wstydzić tego występu, punkty jednak jadą do Monachium. Zresztą, gdyby w pierwszej połowie więcej zimnej krwi zachował Arjen Robben, Bayern z Lizbony wyjeżdżałby z większą liczbą goli w plecaku. Holender najpierw jednak kopnął w bramkarza, a później - zamiast spokojnie przy słupku - rąbnął nad poprzeczką.
Takich problemów nie miał w środę Lewandowski. W 10. minucie meczu to on rozpoczął strzelanie. Akcję rozprowadzili najpierw Kimmich z Sanchesem, później przejął ją Robben, a dośrodkował - Alaba. Dopadł do niej Lewandowski, genialnym zwodem oszukał obrońcę, po czym jeszcze lepszym strzałem umieścił ją w siatce. Lewandowski zrobił swoje, zaliczył dobre, solidne zawody.
Od początku sezonu - nawet mimo kompletu zwycięstw we wszystkich rozgrywkach - mówi się, że Bayern ma swoje problemy. Nie dość, że nie złapał jeszcze najlepszego rytmu, to na dodatek wielu piłkarzy zmaga się z kontuzjami. W środę problemów jednak nie było widać. Bayern wygrał zasłużenie.
W następnej kolejce Bayern zagra u siebie z Ajaksem, Benfika poleci do Aten na mecz z AEK-iem.
Benfica Lizbona - Bayern Monachium 0:2 (0:1)
0:1 - Robert Lewandowski 10'
0:2 - Renato Sanches 54'
Składy:
Benfica: Odissaes Vlachodimos - Andre Almeida, Ruben Dias, Jardel, Alex Grimaldo - Ljubomir Fejsa - Gedson Fernandes (75' Andrija Zivković), Pizzi (62 Rafa Silva) - Eduardo Salvio (62' Gabriel), Emanuel Cervi - Haris Seferović.
Bayern: Manuel Neuer - Joshua Kimmich, Mats Hummels, Jerome Boateng, David Alaba - Javi Martinez (88' Thomas Mueller), Renato Sanches - Arjen Robben (62' Serge Gnabry), James Rodriguez (78' Leon Goretzka), Franck Ribery - Robert Lewandowski.
Żółte kartki: Jardel, Fejsa (Benfica) - Kimmich, Hummels (Bayern).
Sędzia: Antonio Matheu Lahoz (Hiszpania)
ZOBACZ WIDEO Bundesliga: Neuer obronił karnego, ale sędzia zarządził powtórkę. Piękny gol Robbena, bandycki faul Bellarabiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]