Ryzykowna gra w okupowanej Polsce. Aresztowania, łapanki, rozstrzeliwanie

PAP / PAP / Mecz piłki nożnej
PAP / PAP / Mecz piłki nożnej

Rozstrzelanie, a w najlepszym wypadku aresztowanie - tak wyglądały konsekwencje gry w piłkę nożną podczas II wojny światowej. Niemcy surowo zakazywali futbolu, ale organizowano potajemne rozgrywki, a zwiadowcy patrolowali okolice stadionów.

Szacuje się, że w czasie II wojny światowej w Polsce przez futbol ucierpiało pięć tysięcy osób. Niemcy nie mieli litości dla Polaków: był bezwzględny zakaz gry w piłkę nożną. Wszelkie kluby rozwiązano, zarekwirowano sprzęt sportowy, a po boiskach mogli biegać tylko Niemcy. Naziści szybko przekonali się, że Polacy nie zamierzają stosować się do wytycznych.

Wojenne rozgrywki

Pierwszy mecz w okupowanej Polsce rozegrano już 22 października 1939 roku, zaledwie 10 dni po tym, jak Adolf Hitler podpisał dekret o utworzeniu Generalnego Gubernatorstwa. Tomasz Gawędzki w książce pod tytułem "Cracovia znaczy Kraków" pisał, że kluby miały ulokowanych swoich ludzi nawet w SS. Dlatego organizatorzy meczów posiadali wiedzę o planowanych nalotach, łapankach, czy przeszukaniach. Mimo to bardzo często rozstawiano specjalnych zwiadowców - i to w promieniu 4 km od stadionu - aby zawczasu dostrzec wroga i poinformować o niebezpieczeństwie.

Spotykano się także potajemnie i wspominano stare czasy. "Kawiarenka Juvenii była wspólnym lokalem klubowym, gdzie przy poszczególnych stolikach ustalano składy drużyn, załatwiano pożyczkę butów i strojów, a w międzyczasie przekazywano sobie podnoszące na duchu, najnowsze informacje radiowe, prasę podziemną czy aktualne dowcipy polityczne. Tam również, przy piwku, wspominały stare dzieje takie filary piłkarskie jak: Kałuża, Chruściński, dr Cikowski, Pająk, Lasota, Szumiec czy wiecznie skłóceni na temat prymatu w piłkarstwie krakowskim bracia Wójcikowie (Stanisław z Cracovii i Stefan z Wisły). Dzielnie dotrzymywał im towarzystwa ceniony arbiter Stanisław Jesionka i wielu innych wybitnych niegdyś ludzi polskiej piłki, których widok przypominał człowiekowi stare dobre czasy..." - czytamy w książce Stanisława Chemicza pt. "Piłka nożna w okupowanym Krakowie" słowa byłego zawodnika Wisły Kraków, Władysława Giergiela.

Piłkę kopano również w Warszawie, gdzie pod nosem Niemców byli reprezentanci Polski Józef Ciszewski i Alfred Nowakowski organizowali mecze. Na Polu Mokotowskim urządzono nawet turniej, gdzie wystąpił młody Andrzej Łapicki, później świetny aktor oraz poseł. - Wtedy to niby było zabronione, ale jeszcze pierwsze dwa lata można było grać w piłkę. Nieźle graliśmy, przegraliśmy nieznacznie 2:3 z Polonią... to takie nieznane są epizody. O nich się nie mówi, ale tak było. Na Pole Mokotowskie przychodziło ze 2-3 tysiące ludzi, a my graliśmy - powiedział w wywiadzie dla legia.com w 2006 roku.

Tragedia w Konstancinie

Nie wszystkie mecze kończyły się jednak po myśli organizatorów. W 1943 roku w Konstancinie trwało spotkanie Wir - Mirków i odbywało się niedaleko willi, gdzie urzędował gubernator Ludwig Fischer. Pojawił się nawet na meczu, ale niedługo później przyjechali esesmani zaalarmowani przez Fischera. Rozpoczęło się polowanie na piłkarzy oraz kibiców. Kilka osób zginęło, było wielu zatrzymanych.

W 2014 roku Muzeum Sportu i Turystyki objęło patronat nad wystawą plenerową "Futbol niezwyczajnych dni - sport w okupowanej Warszawie". Autorzy przygotowali specjalne tablice, na których przedstawili fascynację futbolem w czasie hitlerowskiej okupacji. Jeden z uczestników, dziennikarz Mieczysław Szymkowiak, wspominał po latach: - Na mecze te, choć już wówczas organizowano na ulicach łapanki, przychodziło po kilka tysięcy widzów. Działo się to bez radia, prasy, afiszów. Pantoflową pocztą dowiadywali się oni o terminie i miejscu spotkania. To był fenomen. Nie mieściło się w głowie, że pomimo realnego niebezpieczeństwa ludzie przychodzili, bo chcieli oglądać futbol.

Bohaterski Niemiec

Nie wszyscy Niemcy byli jednak przeciwni futbolowi w Polsce. Zdzisław Sosnowski, który uczestniczył w nielegalnych meczach, w rozmowie z TVN24 przypomniał sytuację, kiedy żandarmeria na rogu ul. Kijowskiej i Targowej w Warszawie zatrzymała magazyniera. Niósł on wtedy sprzęt należący do jego drużyny. Sytuacja wydawała się tragiczna, ale wówczas do akcji wkroczył Henryk Milke. Choć był Niemcem, to grał w okupacyjnych rozgrywkach, pokazał swoją legitymację żandarmom i uchronił kolegów.

- Niemiec, który jednak z chęcią przychodził i grał w piłkę w tej konspiracyjnej drużynie, kiedy była łapanka, pokazywał legitymację i ratował swoich - powiedział Robert Gawkowski, kurator wystawy "Futbol niezwyczajnych dni".

Warto zaznaczyć, że przed wybuchem wojny piłkarze nie mogli zarabiać pieniędzy. Było to zakazane, a futbol był amatorski. Zmieniło się to po 1 września 1939 roku. Tłumaczono to tym, że piłkarze pobierali pieniądze, bo toczyli swoją walkę z Niemcami.

Nie ma dokładnych danych, ile osób zginęło lub zostało aresztowanych grając w piłkę lub kibicując zawodnikom, którzy oddawali się swojej pasji. Jedna z największych tragedii miała miejsce już pod koniec wojny. W styczniu 1945 roku hitlerowcy dokonali masakry w dzielnicy Dąbie. Przy ulicy Miedzianej rozstrzelali 79 osób. Klub Sportowy Dąbski stracił niemal całą piłkarską drużynę i członków zarządu.

- Z perspektywy czasu nasuwa mi się refleksja, po co właściwie było się narażać i grać w piłkę mimo wyraźnych zakazów? Zazwyczaj my, zawodnicy i kibice, nie oszczędzaliśmy sobie strachu, ale grając w najbardziej nawet tragicznych okresach, byliśmy przekonani, że właśnie sport stać się może środkiem przeciw nastrojom rozpaczy i przygnębienia - podsumował Jerzy Jurowicz, były bramkarz Wisły Kraków.

ZOBACZ WIDEO Demolka! Girona FC nie miała litości dla Melbourne City [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: