Czytaj w "PN": Kane kontra Salah. Związek napastników

Getty Images / Ian MacNicol / Na zdjęciu: Harry Kane
Getty Images / Ian MacNicol / Na zdjęciu: Harry Kane

Bycie napastnikiem to przeklęta sprawa: albo strzelasz gola za golem i jesteś królem, albo nie trafiasz do siatki i wszyscy z ciebie kpią. Harry Kane przeżywa coś odmiennego, bo bramek w tym sezonie ma już zdobytych aż 25, a i tak jest wyśmiewany.

Michał Zachodny

Wydawało się, że cała sprawa zakończy się na kilku ćwierknięciach i dyskusji w pomeczowych wywiadach. Minęła godzina gry spotkania ze Stoke City, gdy Christian Eriksen w typowy dla siebie sposób idealnie dośrodkował piłkę z rzutu wolnego. Agresywnie, w bramkę, między bramkarza i obrońców. Krótko mówiąc: tam, gdzie wbiegał Harry Kane. Ale czy Anglik piłki dotknął? Oto największy problem na Wyspach w ostatnim tygodniu, ale też sposób na to, by na finiszu sezonu wyścig przynajmniej o jedną nagrodę nabrał rumieńców. Mistrzostwo i tak trafi do Manchesteru City, miejsca w Lidze Mistrzów przyznane, walka o utrzymanie z wielu względów tłumów nie porywa, a więc Kane ścigający się z Mohamedem Salah mają być tym głównym wątkiem finałowego miesiąca Premier League.

Najpierw skupmy się na tym, dlaczego Kane’owi na tym golu tak zależało. Przecież – pomijając kwestię gonienia w klasyfikacji strzelców rywala z Liverpoolu – Anglik w ostatnich trzech sezonach zdobył 75 bramek, włączając obecny i to kontrowersyjne trafienie, to ma ich 100. Może chciałby zgarnąć klasycznego hat-tricka nagród Złotego Buta, bo Kane był królem strzelców w latach 2016 i 2017? Na pewno jest to bardziej kwestia prestiżu niż pieniędzy, które bezpośrednio z tego tytułu trafiają do zawodnika. Najskuteczniejszy piłkarz Premier League dostaje bowiem tysiąc funtów za każde trafienie, ale są one przeznaczone na wyznaczony przez niego cel charytatywny. Zresztą Kane musiałby strzelić jeszcze kilkadziesiąt goli w ostatnich sześciu meczach, by nagroda w ogóle zbliżyła się sumą do jego tygodniówki.

Reakcja Salaha

A jednak determinacja napastnika była widoczna. Chwilę po golu – na razie odłóżmy kwestię dotknięcia piłki przez ramię czy głowę Kane’a - to do niego podbiegli koledzy, jakby będąc pewnymi, że to jego trafienie. On sam, co widać na powtórkach wideo, mówił do Eriksena, że będzie się domagał jego gola. - Na pewno to moja bramka, piłka odbiła się od ramienia, zanim wpadła do bramki. Gary Lineker i Alan Shearer na pewno to rozstrzygną w "Match of the Day" -  napisał na koncie twitterowym napastnik reprezentacji Anglii. Problem w tym, że Premier League oficjalnie przyznała bramkę Eriksenowi. - Nie możecie nazwać Kane’a kłamcą, prawda? - pytał Lineker.

Decyzję podjął ligowy Komitet Wątpliwych Goli. Trzyosobowy panel ekspertów zajmuje się każdą bramką, której autorstwo można by przypisać dwóm zawodnikom.

- Tożsamość tych osób nie jest ujawniana, by nikt nie starał się na nich wpływać - można przeczytać w tekście "Guardiana' z 2006 roku. Ale oprócz przedstawiciela Premier League w komitecie są byli piłkarze. W trakcie kolejek ligowych siedzą w centrum ligowym w Stockley Park przy londyńskim lotnisku Heathrow, gdzie mają obraz z dowolnej kamery z każdego stadionu, i to na żywo. Gdy gol pada po rykoszecie lub nawet jest to samobójcze trafienie, decydują o nim na bieżąco i decyzję przekazują do Premier League i statystyków z Opta.  - Jeśli piłka po strzale leci w bramkę, gol niezależnie od rykoszetu jest przyznawany zawodnikowi, który ją uderzył. Jeśli jest inaczej, przyznaje się trafienie ostatniej osobie, która dotknęła piłki  - tłumaczy rzecznik Premier League podstawową zasadę działania Komitetu.

(...)

[b]Cały artykuł do przeczytania w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna".

[/b]

ZOBACZ WIDEO Inter Mediolan straszy rywali w Serie A. Cagliari Calcio rozbite [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: