Na początku sezonu był tylko rezerwowym graczem Jagiellonii Białystok. Dziś to czołowy pomocnik Lotto Ekstraklasy i kapitan rewelacyjnej Wisły Płock. W sezonie 2017/18 Damian Szymański utwierdził się, że nigdy nie można się poddawać.
Podobnych huśtawek 22-latek przeżył znacznie więcej podczas dotychczasowej kariery. Doświadczyło go odrzucenie, kontuzje i czekanie na szansę.
Kraśnik. To tu wszystko się zaczęło. Nastoletni pomocnik miejscowego klubu MUKS miał nieprzeciętny talent i wierzył , że może zostać czołowym zawodnikiem ekstraklasy. Widział jednak, że musi wyjechać. Utalentowani koledzy nawet jeśli się przebijali, to szybko znikali w ligowej szarzyźnie. Gdy więc skończył gimnazjum, to spakował swoje rzeczy i pojechał w Polskę.
Szymański spróbował szczęścia w Legii, ale nie udało się mu zostać tam na dłużej. Kolejne kluby też nie chciały w niego inwestować. W końcu otrzymał jednak szansę w Bełchatowie, gdzie testy załatwił sobie sam. Wystarczył telefon na numer podany w internetowym ogłoszeniu. Na 50 chłopaków tylko on i dwójka okazali się mieć wystarczające umiejętności.
ZOBACZ WIDEO Nieprawdopodobne pudła Icardiego. AC Milan zremisował z Interem [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]
W GKS-ie był przez 5 lat. Rozpoczynał od spania na podłodze w kawalerce w śpiworze otrzymanym od ojca-żołnierza. Mieszkał z kilkoma innymi młodymi piłkarzami i próbował się wybić w zespole juniorów. Z czasem przyszły debiut w pierwszym zespole i awans do ekstraklasy.
Pierwsze sukcesy były już na koncie, przyszła pora na porażki. W telewizji oglądał jak GKS spada z ligi. Nie mógł bowiem wtedy grać. Pod koniec 2014 roku zaczął mieć bowiem problemy ze ścięgnem Achillesa. Nie chciał opuszczać meczów, więc zgodnie ze swoją dewizą życiową walczył. Odpoczywał przez kilka dni i zaciskał zęby, w najcięższych chwilach motywując siebie tym jak mocno pracował na tą szansę. W końcu noga nie wytrzymała obciążenia, doszło do zerwania i kilku miesięcy przerwy. Po drodze przyplątał się jeszcze uraz kolana.
Do pełnej sprawności Szymański wrócił dopiero po dziewięciu miesiącach już w trakcie walki o utrzymanie w pierwszej lidze. W międzyczasie zmienił tryb życia. Jakiś czas później Michał Probierz poszukując zdolnych piłkarzy w niższych ligach przypomniał sobie o chłopaku, którego swego czasu wypatrzył podczas pracy w GKS-ie. Zadzwonił do niego z propozycją. Nie musiał go długo przekonywać do przenosin na Podlasie, bo wtedy wydawało się, że Jaga będzie idealnym miejscem by wypłynąć na szerokie wody. Tak się jednak nie stało.
Zagrał w 19 meczach, ale zazwyczaj były to wejścia z ławki rezerwowych na kilka lub kilkanaście minut. Trafił na mocną konkurencję. Kiedy jednak po roku odszedł Jacek Góralski, wydawało się, że nadeszła jego szansa. Inaczej uważał szkoleniowiec. Skończyło się ponoć na nieprzyjemnej różnicy zdań i odejściu. - Damian nie grał również przed moim przyjściem do Jagi. Po zmianie trenera liczył, że będzie grał. Tak się nie stało, więc normalne, że nie był zadowolony - tłumaczy byłego podopiecznego Ireneusz Mamrot.
Ostatecznie Jaga bez żalu oddała go do Wisły Płock w ramach rozliczenia transferu Piotr Wlazło, gdzie pomysł na niego znalazł Jerzy Brzęczek. To tam rozgrywa sezon życia, znalazł się nawet pod obserwacją sztabu reprezentacji Polski. - Często jest tak, że ktoś po zmianie otoczenia zaczyna inaczej funkcjonować. Widać, że zmiana w jego przypadku wpłynęła pozytywnie. To dobry zawodnik i mogę życzyć mu tylko powodzenia - kończy trener Jagi.