Ten mecz może dać Polakom więcej niż łatwe, pewne i wysokie zwycięstwo. Ta drużyna rodziła się już kilka razy - pokonując Niemców pierwszy raz w historii, wydzierając remis w Szkocji czy wygrywając karne ze Szwajcarią na Euro. We wtorek w Chorzowie przypomniała nam wszystkim, co to znaczy nie poddawać się do końca i wierzyć w siebie. Jeśli mecz towarzyski może być ku pokrzepieniu serc, to tym występem Polacy zagwarantowali sobie, że nikt nie odważy się zwątpić w nich, zanim sędzia zagwiżdże po raz ostatni.
Nasza reprezentacja przeważała przez większość meczu, prowadziła 2:0, a gdy oddała inicjatywę rywalom na pięć minut - doprowadzili do wyrównania. Magiczny gol Piotra Zielińskiego dający zwycięstwo był jak krzyk: "dajcie nam robić swoje, idziemy w dobrym kierunku, kombinujemy, żeby być lepsi".
Gdyby Adam Nawałka chciał, mógłby poprowadzić reprezentację do zwycięstw we wszystkich czterech meczach towarzyskich po zakończeniu eliminacji mundialu. Nie byłoby żartów, wątpliwości i szyderstw, dziennikarze magazynu "Pies i koń", którzy już akredytowali się na poprzedzające wyjazd do Rosji zgrupowanie w Arłamowie, mieliby pewność - na mistrzostwa świata Polska jedzie po medal. Brąz przyjmiemy z godnością, chociaż niedosytem.
W takich warunkach - nie twierdzę, że wyjątkowych, bo pewnie w każdym kraju jest podobnie - najtrudniej zachować spokój i robić swoje. W Nawałce być może się gotuje, być może wieczorami obgryza paznokcie i myśli o tym, co zrobić, by w Rosji nie rozczarować, ale na zewnątrz pokazuje to, czego wymaga ranga jego stanowiska. Jest spokojny. I robi swoje. To właśnie on jest największym zwycięzcą tego meczu.
Z Koreą po raz czwarty z rzędu reprezentacja Polski zagrała w taktyce z trzema obrońcami. W poprzednich trzech meczach nie strzeliła gola, a to burzyło spokój Janusza. Janusz nie zwracał uwagi, że rywale Polaków przez 270 minut oddali na naszą bramkę raptem sześć celnych strzałów, z czego jeden z rzutu karnego. Janusza wkurzał za to Robert Lewandowski, z głową w Madrycie, i Kamil Grosicki - bez głowy, jak to jeździec. Do tego przemęczony siedzeniem na ławce w angielskim Hull. Remis z Urugwajem i porażki z Meksykiem i Nigerią kazały Januszowi pytać, po co te sprawdziany z taktyką, skoro wcześniej wszystko grało na zwycięstwa. Takie psucie bez powodu, szukanie dziury w całym i próba ulepszania dobrego. A to przecież, jak wiadomo, zła droga.
Przez większość meczu Polacy grali na Śląskim pewnie, Lewandowski i Grosicki strzelili po golu, a Zieliński pokazał, że może być liderem, którego wpływ na wynik będzie wymierny, a nie doceniany tylko przez koneserów. Oczywiście - element emocji, gdy Koreańczycy doprowadzili do remisu, świadczył o naszej słabości, ale jeśli Polacy mieli ten mecz wygrać, nie mogli sobie wymyślić lepszego scenariusza. Udowodnili, że nauczyli się nowego systemu, że już nie są najbardziej przewidywalną drużyną w Europie. Że mogą dostosowywać się do rywala, albo do wydarzeń na boisku i że jak trener podniesie lewą rękę - to atakujemy dwoma napastnikami, a jak prawą - to jednym, ze wsparciem dwóch skrzydłowych. To komfort trenera, o który walczył ryzykując porażki w meczach towarzyskich.
Można żartować, że to był mecz o spokój Janusza i teraz wszystko będzie dobrze. Tyle że spokój Janusza przełoży się na spokój samych piłkarzy. Nie będzie nerwowych ruchów, znaków zapytania, czy idziemy w dobrą stronę. Nawałka jest mądry, wie, czym dla Janusza jest sukces. Oczywiście wymaganie medalu od Polaków na turnieju w Rosji jest głupie, ale tak samo głupia jest wiara w to, że gawiedź łyknie kolejną informację o organizacji turnieju piłki plażowej kobiet do lat 13 na plaży w Ustce, Władysławowie i Jastrzębiej Górze jako gigantyczny sukces, który pchnie nasz futbol do przodu. Nie, potrzebny jest sukces pierwszej reprezentacji i to naprawdę wspaniałe, że mamy roztropnego selekcjonera, tak charakterną drużynę i Januszy, którzy na każdym meczu robią tak nieziemski klimat, że chce się dla nich wygrywać.
ZOBACZ WIDEO Kamil Grosicki: Liczę, że przyjdą lepsze czasy