Thiago Cionek. Polski Brazylijczyk z Włoch

PAP / 	Gonzales Photo/Kim Matthai Lelan/Photoshot / Na zdjęciu: Thiago Cionek
PAP / Gonzales Photo/Kim Matthai Lelan/Photoshot / Na zdjęciu: Thiago Cionek

Nieokiełznany i nadpobudliwy. Elektryczny i chaotyczny. Chciał na boisku wszystko, mógł mniej. Taki był, kiedy wyjeżdżał z Polski. Nie musiało minąć dużo czasu i we Włoszech zrobili z niego reprezentanta Polski.

W tym artykule dowiesz się o:

Tomasz Lipiński

W styczniu Thiago Cionek trafił do SPAL. Tym samym powrócił do Serie A, w której wcześniej spędził półtora sezonu i zaliczył 34 mecze. Jeśli każda zmiana barw wiąże się z jakimś ryzykiem, to ta na pierwszy rzut oka wydaje się ostrym pójściem po bandzie.

Bez kibiców 

Zdecydowanie przecież większe szanse są na to, że w maju US Palermo, z którym półmetek witał na szczycie Serie B, awansuje, niż że beniaminek pozostanie w elicie. Nasz Brazylijczyk zszedł z najwyższych partii niższych gór w dolne tych dużo wyższych być może z kilku powodów, ale z jednego przede wszystkim.

Żeby wytrzymać dłużej niż sezon w takim klubie jak Palermo, trzeba mieć skórę słonia, a z czasem i jej grubość nie wystarcza. W tym klubie niczego nie można być pewnym i choć w pewnym momencie różne anomalie powszednieją, to jest granica, po przekroczeniu której nie ma odwrotu. Myśli się już tylko o ucieczce. Żaden piłkarz nie przyzwyczai się do pustych i cichych trybun. A wyniki Palermo w tym sezonie są dobrą miną do złej, nawet więcej - fatalnej atmosfery wokół klubu. Kibice już parę miesięcy temu wypowiedzieli otwartą wojnę prezydentowi Maurizio Zampariniemu i mimo namów do pojednania, różnych gestów przyjaźni nie zawarli rozejmu. Wojna najbardziej zniszczyła frekwencję, którą sprowadziła do żenującego średniego poziomu sześciu tysięcy kibiców. Na 36-tysięcznym obiekcie ani specjalnie ich widać, ani słychać.

W SPAL co prawda Thiago nie gra na Maracanie, ale dla ledwie 13 tysięcy tifosich. Są oni jednak na dobre i złe z drużyną, zapełniają stadion, tworzą gorącą i przyjazną atmosferę. Przekonał się o tym już w drugim występie przeciw Interowi. Podobnie jak po wyjazdowym debiucie z Udinese zebrał więcej niż dobre oceny, a beniaminek zremisował 1:1. Na razie więc z wyboru może być tylko zadowolony.

Na żółto i czerwono 

Z Palermo odszedł na własne życzenie, nikt go stamtąd nie wyganiał. Miał pewne miejsce w podstawowym składzie i miałby nadal. Czego natomiast ciągle nie mogą być pewni trzej inni Polacy. Do końca 2017 roku Thiago Cionek zagrał 15 razy w pełnym wymiarze czasowym, innym licznik nadal bije, ale minie jeszcze sporo czasu, zanim Radosław Murawski i Przemysław Szymiński (obaj po 10 razy od początku do końca), Paweł Dawidowicz (7 razy) dorównają już nieobecnemu. Tym bardziej że ich pozycje w zespole wyraźnie słabną. Ta Cionka wyglądała najgorzej zaraz po przenosinach z drugoligowej Modeny. Od stycznia do kwietnia 2016 roku wytracił początkowy rozpęd, mógł też stracić rezon i pomyśleć, że Serie A to za wysokie progi.

Ostatecznie w tamtych rozgrywkach uciułał pięć meczów w najwyższej klasie.
Zanim więc poznała go Serie A, dał się dobrze poznać w drugiej lidze. Także z tej strony, z której najbardziej zapamiętaliśmy go w Ekstraklasie: twardości cieniutką granicą oddzielonej od bezpardonowości, skłonności do gry faul. W "polskich" statystykach stoi, że przez cztery sezony w Jagiellonii skolekcjonował 23 żółte kartki i trzy czerwone. Do stycznia 2016 roku, a więc przez 3,5 sezonu najpierw w Padovie, następnie w Modenie, uzbierał ich odpowiednio 27 i 3. Jednak nie tylko siekł i rąbał, to byłaby daleko krzywdząca opinia. Też nabrał taktycznej ogłady, stał się w poczynaniach bardziej obliczalny i zrównoważony, co nie uszło uwadze skautom Palermo i Adamowi Nawałce, który w maju 2014 roku wysłał mu pierwsze powołanie. A do dziś wstawił go do obrony reprezentacji Polski 16 razy. Zabrał na Euro 2016 i nie zanosi się, żeby nie miał tego zrobić na mistrzostwa świata do Rosji.

Za Salamona 

W dniu debiutu w kadrze (13 maja 2014 roku) ciągle był drugoligowcem, ale o krok od awansu. Z Modeną walczył w play-offach, w których ostatecznie lepsza okazała się Cesena. Minął rok i znalazł się na drugim biegunie. Czekały go play-outy, z których udało się wyjść obronną ręką. I mniej więcej z tamtym okresem wiąże się początek wielkiego zamieszania z jego trenerami. Jeśli nie pod względem liczby kartek (w sumie 38 żółtych i cztery czerwone) jest polskim rekordzistą na emigracji, to szkoleniowców miał na pewno najwięcej. W sumie już 15 przez sześć sezonów, w tym doświadczonych, jak Franco Colomba, Walter Novellino, Giuseppe Iachini i Davide Ballardini, z drugiej strony - dopiero stawiającego pierwsze kroki w tym zawodzie Hernana Crespo. Oczywiście ten rekord i moc wątpliwych atrakcji za nim stojących to wielka zasługa prezydenta Zampariniego. To on postarał się, żeby Cionek w Palermo się nie nudził i do nikogo nie zdążył przyzwyczaić. Tam przez dwa lata pracował z dziewięcioma trenerami.

W SPAL stanął na pewniejszym gruncie. Organizacyjnym, bo nie wynikowym. Po 22 kolejkach jego nowy klub znajduje się w strefie spadkowej. Mniej zwycięstw na koncie ma tylko ostatnie Benevento. Do większej liczby straconych goli dopuściły defensywy Verony i również Benevento. Dużo więc czarnej roboty przed nim do wykonania. Na dzień dobry wygryzł ze składu Bartosza Salamona i zaczął bezbłędnie. W ostatniej kolejce nie zagrał z powodu kontuzji. A to akurat rzadkość. W poprzednich klubach jeśli pauzował, to zazwyczaj z powodu dyskwalifikacji lub wyjazdów na zgrupowania kadry.

ZOBACZ WIDEO Werner raził nieskutecznością, ale RB Lipsk i tak z kompletem punktów. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Źródło artykułu: