Polska to mój drugi dom - rozmowa z Mauro Cantoro, piłkarzem Wisły Kraków

- Największymi rywalami w walce o mistrzostwo będą Lech i Legia. Ale nie zapominajmy o pozostałych zespołach, które plasują się minimalnie niżej i także liczą się w rywalizacji o zwycięstwo w lidze. Dlatego też musimy uważać na wszystkich - tych przed i za nami - uważa Mauro Cantoro, pomocnik Wisły Kraków.

Piotr Tomasik: Do końca sezonu zostało zaledwie sześć spotkań. Zdaniem wielu ekspertów, macie najłatwiejszy układ gier. To wam pomoże?

Mauro Cantoro: Nie, nie ma łatwych meczów. Jest to zresztą widoczne w każdej kolejce, gdy padają niespodziewane rezultaty. Teraz przed nami kolejna trudna konfrontacja, bo zmierzymy się u siebie z Górnikiem Zabrze. Potem poczekamy na potyczkę Legii z Lechem, ponieważ ten wynik będzie bardzo ważny dla tabeli.

Kto jest obecnie największym rywalem Wisły w walce o mistrzostwo?

- Wspominane już kluby, czyli Lech i Legia. Ale nie zapominajmy o pozostałych zespołach, które plasują się minimalnie niżej i także liczą się w rywalizacji o zwycięstwo w lidze. Dlatego też musimy uważać na wszystkich - tych przed i za nami.

W tym sezonie walka o majstra jest znacznie cięższa. To nie to, co przed rokiem - luźno i spokojnie. Z czego to wynika?

- Według mnie, poziom znacznie się wyrównał. Przekonaliśmy się o tym choćby w pierwszym wiosennym meczu, tracąc punkty w Bytomiu. Ale nie ma co narzekać, bo wciąż jesteśmy w czołówce. A dla kibiców taka sytuacja jest o wiele bardziej interesująca, gdy w walce o mistrzostwo liczy się kilka drużyn. Dobrze, że w tym gronie nadal jest Wisła.

Ostatnio musieliście radzić sobie bez Pawła Brożka. To chyba było duże osłabienie dla zespołu?

- Oczywiście, bardzo nam go brakowało. Jest to znakomity i niezwykle skuteczny zawodnik. Ale i bez niego Wisła wygrała parę spotkań, a także udało nam się zdobyć kilka goli. Czekamy aż wróci do pierwszego składu i będzie zdolny do gry na pełnych obrotach. Z nim w ataku zwycięstwa będą przychodziły łatwiej.

Mówiło się, że niektórzy zawodnicy przebywają pod Wawelem już zbyt długo. Ostatnie mecze pokazały jednak, że stara gwardia, czyli Baszczyński, Sobolewski i Zieńczuk, wciąż w Krakowie gra pierwsze skrzypce.

- Niewiele chciałbym o tym mówić. Udało nam się wygrać ligę przed rokiem, teraz też walczymy o mistrzostwo. Choć klub się nie wzmocnił nowymi zawodnikami, wciąż dobrze sobie radzimy. Tyle w temacie.

Nie jesteś już takim pewniakiem do gry jak choćby w zeszłym sezonie, teraz występujesz znacznie rzadziej. Czym jest to spowodowane?

- Celem każdego zawodnika jest regularna gra i rzeczywiście ostatnio znacznie rzadziej dostawałem szansę. W zeszłym sezonie moja pozycja w drużynie była mocniejsza. Nie mam obecnie problemów ze zdrowiem, jestem do dyspozycji trenera i chcę wrócić do składu. Nie wszystko jednak zależy ode mnie, bo decydujący głos ma szkoleniowiec. Na razie muszę czekać.

Ponoć nie zawsze przykładałeś się na treningach. To była prawda?

- Być może taką opinię miał trener Skorża. Jestem cały czas zdrowy i gdy tylko są zajęcia, pojawiam się na nich. Nigdy nie odpuszczam, staram się prezentować jak najlepiej potrafię. Nawet na zwykłych treningach. Nic więcej nie powiem.

Mieszkasz w Krakowie już od ośmiu lat. Jak długo jeszcze tutaj zostaniesz?

- Nie wiem, zobaczymy. Mam ważny kontrakt z Wisłą do grudnia, a Polska to moja druga ojczyzna, drugi dom. Sam jeszcze nie znam swojej przyszłości, wiem tylko tyle, że zostanę tutaj co najmniej do końca roku.

Były już jakieś wstępne rozmowy z dyrektorem sportowym Jackiem Bednarzem na temat przedłużenia umowy?

- Nie, nic mi o tym nie wiadomo. Do zakończenia mojego kontraktu z Wisłą pozostało jeszcze trochę czasu i dlatego nie ma powodów do paniki.

Wolałbyś pograć jeszcze w Wiśle czy spróbować swoich sił w innym kraju?

- Szczerze powiedziawszy, nie wiem. Nie zastanawiałem się nad tym, bo nawet nie było kiedy. Cały czas liczymy się w walce o mistrzostwo i ostatnie sześć ligowych spotkań będzie bardzo ważne dla nas. Nad swoją przyszłością zdążę jeszcze pomyśleć.

Chyba małymi krokami zbliżasz się już do końca swojej kariery?

- Choć mam 32 lata, bardzo dobrze się czuję. Nie widzę więc powodów, abym wkrótce miał zawieszać buty na kołku. Sądzę, iż stać mnie jeszcze na grę na wysokim poziomie przez kilka kolejnych sezonów.

Myślałeś o tym, co chciałbyś robić w przyszłości? Może zostałbyś trenerem albo szukał dla Wisły piłkarzy za granicą?

- (śmiech) No może... Ale zanim podejmę się jakiegoś innego zajęcia, chciałbym jeszcze trochę pograć w piłkę. A na początek fajnie byłoby powrócić do pierwszego składu. Jestem w Krakowie już osiem lat i nie mam żadnych podstaw do narzekania.

Komentarze (0)