Długo w meczu na szczycie utrzymywał się wynik bezbramkowy, jeśli jednak można powiedzieć, że 0:0 może być piękne, to tu właśnie tak było.
Przyzwyczailiśmy się już chyba, że w ostatnich latach mecz na szczycie w naszej ekstraklasie to Legia Warszawa kontra jakiś inny zespół. Zwykle jest to Lech, ale czasem pojawia się jakaś drużyna określana rewelacją rozgrywek. Górnik Zabrze w stolicy udowodnił, że słowo "rewelacja" właśnie jemu należy się jak nikomu innemu.
Pierwszy sygnał do ataku dał Michał Kucharczyk, ale jego strzał z dystansu obronił, choć z problemami, Tomasz Loska. Legia prowadziła grę, widać było sporą przewagę, jeśli chodzi o jakość indywidualną w ofensywie. Ale też Górnik od początku dawał do zrozumienia, że do Warszawy nie przyjechał się bronić.
Ostrzeżeniem dla gospodarzy był rzut rożny dla Górnika i strzał Michała Koja głową. Wyraźnie niecelny. Ale kilka minut później było zdecydowanie groźniej. Łukasz Wolsztyński pokonał Arkadiusza Malarza, jednak gospodarzy uratował VAR. Chwilę wcześniej na spalonym był Igor Angulo.
ZOBACZ WIDEO Bramka Piotra Zielińskiego - zobacz skrót meczu Napoli SSC - AC Milan [ZDJĘCIA ELEVEN]
Co VAR dał, VAR zabrał na początku drugiej połowy, gdy sędzia Jarosław Przybył najpierw podyktował jedenastkę dla gospodarzy, ale za chwilę po weryfikacji video stwierdził, że jednak Loska nie faulował Jarosława Niezgody.
Niedługo później Legia mogła "odrobić stratę", ale po świetnej akcji Loska wybronił w tylko sobie wiadomy sposób strzał Guilherme z bliska. Była to już druga stuprocentowa okazja Wojskowych. Pierwszą, po szybkiej kontrze Brazylijczyka, zresztą rozgrywającego fantastyczny mecz, zaprzepaścił Kucharczyk, który w sytuacji sam na sam musiał uznać wyższość młodego golkipera przyjezdnych.
Legia mogła się podobać. Szybkie wymiany podań, czasem niemalże instynktowne zagrania do wychodzących partnerów robiły dobre wrażenie. Jeśli zespół mistrza Polski będzie się rozwijał w tym kierunku, o frekwencje na trybunach nie musi się martwić.
Z kolei Górnik był świetnie zorganizowany, zawodnicy Marcina Brosza byli cały czas blisko rywala, utrudniali mu życie i sami wyprowadzali groźnie wyglądające ataki. Jednak realnego zagrożenia pod bramką Arkadiusza Malarza często nie tworzyli.
W końcówce kapitalną żonglerką obrońców Górnika minął rezerwowy Cristian Pasquato, ale nie zdołał pokonać Loski. Szczęście jednak dopisało miejscowym. Choć trudno mówić o szczęściu, bo Legia na bramkę zasłużyła. Kasper Hamalainen, rozgrywający zresztą popisową partię, minął na małej powierzchni dwóch rywali, lecz jego strzał zatrzymał Loska. Dobitka Fina, piekielnie mocna, wylądowała jednak w bramce gości.
Legia jest liderem Lotto Ekstraklasy, ale też może spodziewać się sporych kar. Jej kibice dwukrotnie z pomocą rac spowodowali kilkuminutowe przerwy w grze.
Legia Warszawa - Górnik Zabrze 1:0 (0:0)
1:0 - Hamalainen 85'
Składy drużyn:
Legia: Malarz - Broź, Astiz, Dąbrowski, Hlousek - Mączyński, Moulin - Guilherme (90. Jodłowiec), Hamalainen, Kucharczyk (76. Pasquato) - Niezgoda (62. Sadiku)
Górnik: Loska - Wolniewicz, Wieteska, Suarez, Koj - Kądzior (83. Olszewski), Matuszek, Żurkowski (87. Ledecky), Kurzawa - Wolsztyński (59. Ambrosiewicz), Angulo
Widzów: 24 980
Sędzia: Jarosław Przybył (Kluczbork)
Żółte kartki: Pasquato - Suarez, Ledecky, Wieteska
Co za tandeta!