Synu, palma ci odbiła / Nasza bramkarska nadzieja w Arsenalu

Maciej Szczęsny to 7-krotny reprezentant Polski, zdobywca pięciu mistrzowskich tytułów w polskiej lidze, a także zawodnik, który z warszawską Legią zaszedł aż do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Dziś 42-letni pan Maciej służy za eksperta m.in. od rodzimego futbolu, współpracując z redakcjami prasowymi i telewizyjnymi. Niewykluczone jednak, że o nazwisku Szczęsny cały piłkarski świat jeszcze usłyszy. Jego syn, Wojciech, jest piłkarzem wielkiego Arsenalu Londyn. Jak mówi w rozmowie ze Sportowymi Faktami, liczy, że w futbolu osiągnie więcej niż ojciec: - Mam na to wielką szansę. Sam fakt, iż trafiłem do ekipy Kanonierów jest ogromnym sukcesem w mojej dotychczasowej karierze.

Nie chciał strzelać goli

A ta jest jak na razie bardzo krótka. Pewnego dnia pan Maciej odwoził swojego syna Janka na trening Agrykoli Warszawa, a w samochodzie znalazło się również miejsce dla 8-letniego Wojtka. Mimo, że ten również palił się do gry, ojciec twierdził, iż jest za młody. - W pewnym momencie trener brata zapytał, czy nie chciałbym sobie z nimi pokopać. Od razu wbiegłem na boisko i zacząłem strzelać gole, bo zawsze marzyłem o grze w ataku - opowiada. - Po kilku miesiącach trenowania, gdy jechaliśmy na letni obóz do Nowego Sącza, zabrałem ze sobą bluzę, jedną parę rękawic i długie spodnie. Na pierwszych zajęciach zapytałem trenera, czy mógłbym stanąć w bramce. Zgodził się, a ja po treningu stwierdziłem, że do żadnego ataku nie wracam!

I nie wrócił, choć - jak mówi - czasami ma ochotę pobiegać w przedniej formacji i strzelić kilka goli. - Mimo wszystko, nie wyobrażam sobie, żebym mógł grać na innej pozycji, aniżeli obecnie. Choć niektórym szkoleniowcom niezbyt podobało się, że stoję między słupkami, to i tak miałem pewne miejsce w bramce. Dlaczego? Bo byłem wysoki i nie dało mi się strzelić pod poprzeczkę. Mój zmiennik był niższy i trener bał się głupich goli - wspomina ze śmiechem Wojtek.

Koledzy z szatni w ukochanym klubie

Dobre występy Szczęsnego w Agrykoli spowodowały, że trafił do Legii. - Trener Zieliński pewnego razu zaproponował mi wyjazd z pierwszym zespołem na obóz, który miał miejsce na Cyprze. Po zgrupowaniu klub zaoferował mi trzyletni kontrakt. Wiedziałem, że nie mam szans na grę w wyjściowej "jedenastce", a występy w rezerwach raczej mnie nie interesowały. Stanęło na tym, że podpisałem kontrakt z Legią, ale od razu wypożyczono mnie do Agrykoli. Tam miałem się ogrywać - mówi.

Mimo tego, iż na Łazienkowskiej przebywał bardzo krótko, zdążył wystąpić w jednym meczu. 12 października 2005 roku Legia rozgrywała na własnym stadionie spotkanie sparingowe z Dolcanem Ząbki. Szczęsny w 65. minucie zmienił Jana Muchę i spisał się całkiem poprawnie. - Do dziś to przeżywam - uśmiecha się Wojtek, który nie ukrywa swej sympatii do ekipy Wojskowych. - Już od dłuższego czasu kibicuję temu klubowi. Dodatkowego smaczku dodaje to, iż w ukochanej drużynie występowali moi koledzy z szatni.

Odmówił Arsenalowi…

Kilka miesięcy później został zaproszony na testy do kilku klubów Premiership. Na zagraniczny wyjazd początkowo nie zgadzała się Legia, ale z biegiem czasu zmieniła swoje stanowisko. Szczęsny miał jechać na Wyspy Brytyjskie, aby doznać jakiegoś nowego przeżycia. - Ja również odbierałem to w takich kategoriach. Nie myślałem o odejściu z Legii - przyznaje Wojtek.

Najpierw spędził kilka dni z drużyną Boltonu, potem znalazł się pośród Kanonierów. W okresie próbnym spisywał się bardzo dobrze, a londyński klub przypadł mu do gusty. - Szefowie Arsenalu obiecali, że za kilka tygodni się odezwą. Odezwali się dwa dni później... Stwierdzili, że chcą podpisać kontrakt natychmiast - mówi Wojtek, który podjął jednak szokującą decyzję. - Stwierdziłem, iż nie chcę przechodzić do Arsenalu. Doszedłem do wniosku, że propozycja tego wyjazdu przyszła zbyt wcześnie. Nie chciałem tak szybko dorastać, a w Legii było mi dobrze.

…a potem zmienił zdanie

Kanonierzy jednak nie zaprzestali starań w pozyskaniu Szczęsnego i po miesiącu ponowili ofertę. - Miałem wrażenie, że im zależy - nie ukrywa sam zainteresowany, który po dłuższym zastanowieniu zdecydował się na przeprowadzkę do Londynu. Dziś swojej decyzji nie żałuje, choć wie, że przed nim jeszcze wiele pracy. Jak przyznaje, nie tworzy własnych rankingów, ale jego obecna pozycja w Arsenalu nie jest najlepsza. - Jest nas dwóch w rezerwach - ja i 19-letni Włoch (Vito Mannone - przyp. PT). On gra więcej, bo jest starszy, ale nikt nie ma wątpliwości, kto jest lepszy. Tym sposobem jestem czwartym golkiperem Kanonierów - wnioskuje Wojtek.

17-letni Szczęsny mieszka z pewną miłą panią na północy Londynu, niedaleko ośrodka treningowego. Przyzwyczaił się już do tamtejszego trybu życia, który doskonale mu odpowiada. Do szkoły chodzi trzy razy w tygodniu, ale do niej i tak nie ma daleko, ponieważ ta znajduje się na terenie klubu. Zajęcia są różnorodne, choć w pewien sposób powiązane ze sportem. - Uczę się pilnie, bo wolę być w szkole przez 10 godzin, a nie 35, jak to miało miejsce w Polsce - przyznaje Wojtek, który z językiem angielskim nie ma żadnych problemów. - Przez pierwszy rok miałem lekcje, ale teraz już ich nie potrzebuję - dodaje.

Kumpel Fabiański

W wolnym czasie od szkoły i treningów najczęściej przesiaduje przed komputerem, porozumiewając się drogą internetową ze swoimi najbliższymi. Czasami wychodzi gdzieś z angielskimi kolegami czy spotyka z Łukaszem Fabiańskim, który również reprezentuje barwy Arsenalu. - Ale on sporo czasu spędza ze swoją dziewczyną Anią, więc nie chcę im przeszkadzać - śmieje się Wojtek, który z "Fabianem" dobrze zna się jeszcze z czasów wspólnych występów w Legii. - Razem byliśmy w jednym pokoju na obozie, często rozmawialiśmy ze sobą - mówi. To jednak nie jedyna znajomość, która pozostała z epizodu na Łazienkowskiej. Szczęsny kontakt utrzymuje także z Jackiem Magierą.

W wielu wywiadach z 17-latkiem można wyczuć jego sporą pewność siebie, nie mniejszą od tej, którą posiadają Tomasz Kuszczak czy Artur Boruc. Zdaniem Wojtka, to duża zaleta. - Uważam, że chcąc osiągnąć sukces w piłce, trzeba mieć charakter. Jeśli nie ma się mocnej psychiki, można szybko wypaść z tego zawodu - twierdzi.

"Synu, palma ci odbiła"

Jeśli do porównań Euzebiusza z Włodzimierzem Smolarkiem przywykł już każdy, to z podobną sytuacją "problemów" nie ma rodzina Szczęsnych. Dziś niewielu polskich kibiców wie, że pan Maciej ma potomka, grającego w Arsenalu Londyn. - Mogę mieć tylko nadzieję, iż kiedyś będzie sie mówić o tym, że Wojtek osiągnął w życiu znacznie więcej niż jego ojciec. Mam na to wielką szansę. Sam fakt, iż trafiłem do ekipy Kanonierów jest ogromnym sukcesem w mojej dotychczasowej karierze - twierdzi. - Choć porównań siebie do taty nie lubię, to wiem, że tego nie uniknę - dodaje.

Pan Maciej, choć w swojej karierze wiele osiągnął, nie uczył swojego syna gry w piłkę. Po prostu nie miał ku temu możliwości, bo gdy Wojtek mieszkał w Warszawie, on przebywał albo w Łodzi, albo Krakowie. Choć czasem starał się przekazywać rady potomkowi, nie miał większego wpływu na jego karierę. Pewnego razu jednak nie wytrzymał i dosadnie powiedział: "kariery, to ty synu, nie zrobisz, bo ci palma odbiła". - No i chyba miał rację - przyznaje samokrytycznie Wojtek. - Był taki okres, kiedy wydawało mi się, że jestem jedyny i najlepszy. Nie liczyłem się z niczyim zdaniem. Uważałem, że wszystko wiem i robię najlepiej - twierdzi.

CIEKAWOSTKA

Drugi z synów Macieja Szczęsnego, Jan, również próbował swoich sił w futbolu. Dziś 20-latek w piłkę już jednak nie gra, ponieważ jego karierę przerwała kontuzja barku. Ostatnio występował w Gwardii Warszawa.

Komentarze (0)