- Ludzie, których spotykałem podczas kariery mówili, że nie dam rady. Nie podołam zadaniu ze względu na mój charakter. Ja w głębi duszy zawsze mówiłem przed samym sobą: To do mnie będzie należeć ostatnie słowo - tak Kevin De Bruyne opowiada o swoim dzieciństwie.
Jako ośmioletni chłopiec opowiedział swojemu pierwszemu trenerowi, iż zamierza opuścić macierzysty klub VV Drongen, gdyż nie czuje podczas treningów możliwości do rozwoju. Parę lat później, Frank De Leyn, trener grup młodzieżowych w Genku, wielokrotnie musiał ratować swojego podopiecznego przed bójką z kolegami w szatni. Zwłaszcza, gdy 19-letni wówczas Belg oskarżył w wywiadzie kolegów z zespołu, że ci nie dają z siebie 100 procent na treningach.
Dla niektórych była to młodzieńcza buta rozwydrzonego dzieciaka. Tak naprawdę pod zadziorną i bezczelną twarzą Belga kryła się jedynie mania zwyciężania. Z tym uzależnieniem nigdy De Bruyne się już nie rozstał. Właśnie dlatego chłopiec od podawania piłek, podczas pobytu Belga w Wolfsburgu, nasłuchał się, że jest sku*****nem, gdy ten celowo opóźniał grę. Jeden z jego trenerów, Hein Vanhaezebrouck, powiedział o nim: - Kevin to nowe wcielenie Johana Cruyffa. Z oboma miałem przyjemność obcować i dziś już nie wiem dla którego to miano jest większym zaszczytem.
De Bruyne nic nie stracił ze swojego charakteru, że reszta szatni The Citizens ochrzciła go imieniem "Suszarka" na cześć słynnych przemów Sir Alexa Fergusona. – Jaki jest Kevin? Przez większość czasu szczery, czasem nawet zbyt spokojny. Gdy nie zgadza się z czyjąś opinią, potrafi znaleźć jednak idealny moment, aby to brutalnie przekazać – mówi o swoim mężu Michele De Bruyne.
Na szczęście na razie piłkarz wyraża się w obecnym sezonie przede wszystkim na boisku. Mark Hughes po porażce swojego Stoke 2:7 przeciwko Manchesterowi City wyznał, iż Belg znajduje się lata świetlne przed każdym pomocnikiem grającym na boiskach Premier League. Były zawodnik klubu Paul Lake obiecał natomiast, że jeśli De Bruyne nie odbierze nagrody za najlepszego piłkarza sezonu na Wyspach, to z żoną zatańczy nago przed kamerami.
- Mam nadzieję, że Kevin kiedyś odbierze Złota Piłkę bo on po prostu na to zasługuje. W tym sezonie wykonuje dla nas wspaniałą robotę i osobiście wypada mi go jedynie porównać do Cristiano Ronaldo. W końcu obaj mają tak samo duży wpływ na wyniki zespołu - mówi o piłkarzu Bernardo Silva, który z Belgiem łączy szatnię klubową, gdy z Portugalczykiem przywdziewa barwy reprezentacyjne.
To głównie dzięki dyspozycji Belga Manchester City zaliczył największą ilość goli w angielskiej ekstraklasie na tym etapie rozgrywek od… 1894 roku. Zresztą już po dziewięciu kolejkach klub z Etihad Stadium zdobył więcej bramek niż przez cały sezon 2006/2007.
Stąd Antonio Conte poświęcił już parę konferencji prasowych na narzekaniu, jak to możliwe, że Chelsea pozbyła się piłkarza tego pokroju niemal bez żalu. Dziś Włoch może spojrzeć na Kevina De Bruyne jedynie przez szybę, jak za wystawą zamkniętego sklepu. Zresztą nie jest w tym jedyny. Zawodnicy o charakterystyce Belga, jego umiejętności rozegrania piłki, czy przeglądu pola, to dziś gatunek na wymarciu. Taki sam, jak piłkarze, którzy zawodowe obowiązki cenią co najmniej na równi z milionowymi kontraktami. De Bruyne nie ma z tym jednak najmniejszego problemu.
Swoje pierwsze auto Belg zakupił dopiero dwa lata temu i to jedynie ze względu na narodziny swojego syna. Sam postanowił wyjść z restauracji, do której został zaproszony przez kolegów z drużyny, gdyż kupno butelki Coca-Coli za 26 funtów uważał za akt niemoralności. W końcu jak mawiał jego obecny trener Pep Guardiola: - Z młodymi piłkarzami jest jak z arbuzami. Musisz je otworzyć, zanim zobaczysz, co znajduje się w środku. W Belgii nikt nie próbował tego zrobić. Dziś ostatnie słowo należy na szczęście po jego stronie.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski piętą, Bayern zwycięski w hicie. Zobacz skrót meczu z Borussią [ZDJĘCIA ELEVEN]