- To był najgorszy dzień w mojej sportowej karierze - przyznał Gerard Pique po meczu ligowym z Las Palmas (3:0). Rozegrane 1 października, czyli w dniu katalońskiego plebiscytu niepodległościowego, spotkanie odbyło się bez udziału publiczności ze względu na zamieszki, do których doszło tego dnia w całym regionie.
W wyniku starć z policją, która na polecenie rządu centralnego miała nie dopuścić do przeprowadzenia głosowania, ucierpiało blisko tysiąc Katalończyków. Barcelona nie bez racji domagała się przełożenia meczu z Las Palmas, ale władze La Liga na to nie przystały i zagroziły Dumie Katalonii odebraniem aż sześciu punktów. Camp Nou może pomieścić blisko sto tysięcy widzów, więc widok opustoszałego molocha, który w dniu meczu zwykle tętni życiem i jest centrum stolicy Katalonii, robił dojmujące wrażenie.
Katalończyk
Jeśli gwiazdy światowych boisk angażują się w wielką politykę, to raczej po przejściu na emeryturę. Jak laureat Złotej Piłki 1995 George Weah, który jest faworytem trwających wyborów prezydenckich w Liberii. W trakcie kariery na ujawnianie poglądów politycznych pozwalali sobie jedynie nieliczni jak Diego Maradona. O ile jednak popierając Fidela Castro czy Hugo Chaveza, legendarny Argentyńczyk zwyczajnie, zresztą jak w każdym innym aspekcie życia, szedł pod prąd, to Pique jest ambasadorem sprawy, w którą autentycznie wierzy.
Piłkarz Barcelony nie jest czynnie zaangażowany w politykę, ale jest tubą Katalonii na cały świat. Na Twitterze śledzi go blisko 17 mln ludzi spod każdej szerokości geograficznej, więc jego apele docierają do zdecydowanie szerszego grona odbiorców niż nawet najlepiej skomponowane wystąpienia katalońskich polityków zawodowych. Pique nigdy nie krył, że wspiera separatystyczne dążenia rządu Katalonii - choć on sam nazywa to tylko stanięciem w obronie demokracji - więc w najważniejszym momencie też nie nabrał wody w usta.
Przed referendum, od którego zapłonęła cała Hiszpania, zaapelował do rodaków: "Manifestujmy spokojnie. Nie prowokujmy, bo na to czekają. Śpiewajmy głośno i wyraźnie. Zagłosujemy". W dniu plebiscytu nie omieszkał wrzucić na Twittera zdjęcia z lokalu wyborczego. "Ja już zagłosowałem. Razem bronimy demokracji" - skomentował.
Ja he votat. Junts som imparables defensant la democràcia. pic.twitter.com/mGXf7Qj1TM
— Gerard Piqué (@3gerardpique) 1 października 2017
Na zdjęciu Pique jest uśmiechnięty od ucha do ucha, ale kilka godzin później, gdy policja ruszyła na głosujących Katalończyków, mówił łamiącym się głosem. Mix-zone, w której piłkarze udzielają wywiadów po spotkaniach, rzadko jest miejscem politycznych manifestów, ale 1 października nie był zwykłym dniem, a Pique nie jest zwykłym piłkarzem. Dlatego po meczu z Las Palmas padły te słowa.
- To nie my, Katalończycy, jesteśmy tymi złymi. My, Katalończycy, chcieliśmy tylko zagłosować i wybrać: "tak", "nie" albo zostawić pustą kartkę. Przez siedem ostatnich lat nie było żadnej agresji z naszej strony. Zawsze manifestowaliśmy w spokoju, a teraz policja i służby specjalne zrobiły to, co zrobiły. Atakowali mężczyzn, kobiety, całe rodziny, dzieci, starców... - wyliczał ze łzami w oczach 30-latek.
- Przez chwilę nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Wydawało mi się, że policja przyjedzie do nas, aby zapobiec referendum w normalny, pokojowy sposób. Tak się nie stało, ale przynajmniej zobaczył to cały świat i bez wątpienia będzie się o tym dużo mówiło. Tłumienie głosowania w taki sposób to jedna z najgorszych decyzji w ostatnich pięćdziesięciu latach. Jesteśmy w rękach premiera (Mariano Rajoy - przyp. red.), który chce podbić świat, a który nie zna nawet angielskiego. To było straszne i nie pozostanie bez konsekwencji, bo tylko powiększą się podziały między Katalonią a Hiszpanią - zapowiedział Pique.
"Wasz król"
Pique nigdy nie krył się ze swoimi poglądami politycznymi i nigdy nie stał okrakiem na barykadzie, dlatego piłkarscy kibice z innych regionów Hiszpanii znienawidzili go już dawno, ale teraz, gdy antykatalońskie nastroje w kraju nasiliły się, wychowanek Barcelony stał się na stadionach wrogiem publicznym numer jeden. Dlaczego 30-latek, który jako mistrz świata, dwukrotny mistrz Europy i jeden z najbardziej utytułowanych piłkarzy wszech czasów mógłby cieszyć się w Hiszpanii statusem legendy za życia, dobrowolnie zrezygnował z tego rodzaju nieśmiertelności?
ZOBACZ WIDEO: PSG zwycięskie, dublet Cavaniego. Zobacz skrót meczu z OGC Nice [ZDJĘCIA ELEVEN]
Pierwszy raz poważnie podpadł Hiszpanom, gdy w 2014 roku pojawił się z synem na manifestacji niepodległościowej. Ochoczo pozował do zdjęć w barwach Katalonii, a powstałe wokół tego wydarzenia zamieszanie skomentował tak: - Jestem absolutnie w zgodzie z prawem Katalończyków do podejmowania decyzji. Jeśli w coś wierzę, to na całego. Uważam, że robię dobrze, chodząc na manifestacje. Polityka zawsze wiązała się ze sportem. Jeśli ktoś powie inaczej, skłamie.
Pique zasiał wiatr, więc zebrał burze. Podczas meczów reprezentacji Hiszpanii jego gra jest kwitowana gwizdami i buczeniem. Kibice La Furia Roja traktują go jak zawodnika rywali, ale trudno im się dziwić, skoro sam piłkarz systematycznie podsyca ogień. Filipa VI nazywa "waszym królem", a o Hiszpanach mówi z pogardą "Hiszpaniki".
Dwa dni po ostatnim referendum niepodległościowym, w którym Katalończycy opowiedzieli się za odłączeniem się od Hiszpanii, rozpoczęło się zgrupowanie reprezentacji przed meczami el. MŚ 2018 z Albanią i Izraelem. Na pierwszym treningu kadry, który miał być otwarty dla kibiców, zjawiło się półtora tysiąca fanów, którzy całą swoją uwagę skupili na Pique. Inni reprezentanci Hiszpanii, nawet ci z Katalonii, odcinają się od polityki i nie zabierają głosu w sprawie ostatnich wydarzeń, dlatego gniew kibiców jest tym większy, że Pique nikt nie może założyć knebla na usta.
"Pique, łajdaku, twój kraj to Hiszpania" - krzyczeli między bluzgami kibice. Fani mieli też przygotowane dedykowane barceloniście transparenty, ale te zostały skonfiskowane przez ochronę. Hektolitry pomyj wylewanych na Pique spowodowały jednak, że selekcjoner Julen Lopetegui podjął decyzję o skróceniu zajęć i Hiszpanie zeszli z boiska już po 23 minutach.
[nextpage]O tym, że sprawy zaszły za daleko, świadczy też to, że wszystkie zachowania Pique w czasie pełnienia obowiązków reprezentanta kraju są badane na wszystkie strony i nadinterpretowane na niekorzyść Katalończyka. Po wspomnianym meczu z Albanią, który odbył się niespełna tydzień po referendum w Katalonii, Hiszpania żyła tzw. "aferą krawiecką". Pique postanowił bowiem, że zagra w koszulce z długim rękawem, ale tuż przed pierwszym gwizdkiem zmienił zdanie i chcąc zagrać w koszulce z krótkim rękawkiem, uciął zbędny materiał na wysokości łokcia. Co w tym przypadku było zapalnikiem? Otóż rękawy koszulek są wykończone lamówką w barwach Hiszpanii, podczas gdy postrzępiona koszulka Pique takiej ozdoby nie miała i piłkarz Barcelony został oskarżony o brak szacunku dla barw. Absurd, ale trzeźwa ocena sytuacji przegrywa w starciu z takimi emocjami jak nienawiść.
Do pożaru z kanistrem
Konflikt na linii Pique-Hiszpanie nie wybuchł wczoraj. Gdy w finale Pucharu Króla 2014/2015 kibice Athleticu Bilbao i Barcelony zagłuszyli gwizdami państwowy hymn, Pique przyznał po spotkaniu, stając w ich obronie, że "każdy ma prawo do wyrażania swoich myśli". Dwa miesiące później, podczas rozegranego w 5 września 2015 roku w Oviedo spotkania el. Euro 2016 ze Słowacją Pique został wygwizdany przez publikę zebraną na Nuevo Carlos Tartiere. Fani domagali się też rezygnacji piłkarza z gry w reprezentacji.
Doszło wówczas nawet do tego, że hiszpańska federacja (RFEF) podjęła decyzję o przeniesieniu miejsca rozegrania towarzyskiego meczu z Anglią właśnie ze względu na Pique. Spotkanie, które miało zostać rozegrane na madryckim Estadio Santiago Bernabeu, ostatecznie odbyło w Alicante. Władze RFEF chciały bowiem oszczędzić Pique wrogiego przyjęcia na stadionie Realu.
Pięć dni po meczu w Oviedo Pique zaprosił dziennikarzy na konferencję prasową, ale ci, którzy spodziewali się, że piłkarz ugnie się pod presją kibiców, byli mocno rozczarowali. Pique nie tylko nie zrezygnował z gry w reprezentacji, ale wzniecony przez siebie pożar próbował ugasić benzyną.
– Zawsze wykazywałem się pełnym zaangażowaniem w reprezentacji. Zarabiam w Barcelonie pięćdziesiąt razy więcej niż w kadrze, a zawsze stawiam się na zgrupowaniach. Kibice na mnie gwiżdżą z powodu sytuacji na linii Katalonia-Hiszpania. Na Bernabeu mogą na mnie gwizdać - tam gwizdy są dla mnie jak symfonia. Reprezentacja jest jednak dla wszystkich. Zarówno dla tych z Realu, jak i Barcelony - przyznał.
Pojedynki Barcelony z Realem, czyli El Clasico to najchętniej oglądane wydarzenie sportowe na świecie. Popularnością bije na głowę nawet Super Bowl. Pique od blisko dekady jest jednym z głównych bohaterów Klasyku na boisku i poza nim. Żródłem jego niechęci wobec Realu nie jest jednak to, że Królewscy są największym rywalem Dumy Katalonii w La Liga. Real to przede wszystkim madrycki klub, a dla Pique - Katalończyka z krwi i kości - stolica jest symbolem nieznoszącego sprzeciwu suwerena-despoty, który ciemiężcy jego ukochanego regionu. Swoimi bezkompromisowymi wypowiedziami dodaje kolorytu rywalizacji Barcy z Realem.
- Muszę przyznać, że lubię prowokować. Lubię czuć to napięcie, ale w czysto sportowym sensie. Bez rywalizacji Barcelony z Realem futbol nie byłby taki sam. Nie byłoby wrażenia, że to sprawa życia i śmierci - tłumaczył przed jednym z pojedynków z Realem.
W Madrycie jest znienawidzony jeszcze mocniej niż w innych regionach kraju, a niechęć wobec niego sięga poza stadiony piłkarskie. Gdy w maju bieżącego roku zjawił się w stolicy na tenisowym turnieju ATP, miejscowi go wygwizdali i przywitali okrzykami "Hala Madrid!". By zapanować nad tłumem, sędzia musiał przerwać mecz Davida Ferrera z Michaiłem Kukuszkinem.
Z innej bajki
W porównaniu z innymi piłkarzami Pique wygląda jak postać z innej bajki. Historia jego życia to nie story w stylu od "pucybuta do milionera" czy "z faweli na salony". Urodził się w rodzinie o wysokim statusie społecznym - jego ojciec jest cenionym prawnikiem, a matka była dyrektorem szpitala. Był skazany na Barcelonę, ale miłości do klubu nie wyssał jednak z mlekiem matki, lecz zaszczepił ją w nim dziadek.
Amador Bernabeu był jednym z dyrektorów katalońskiego klubu za kadencji Jose Lluisa Nuneza (1978-2000), a gdy stery Barcelony przejął Joan Gaspart (2000-2003), został wiceprezydentem. Co ciekawe, przodkom od strony ojca piłkarz Barcelony zawdzięcza to, że tak naprawdę nazywa Bernabeu - jak legendarny prezydent Realu, Santiago, który jest patronem stadionu Królewskich. Luźnych związków z Realem jest zresztą w życiorysie Pique więcej. Jak choćby ten, że jego idolem w młodzieńczych czasach był Fernando Hierro, czyli żywa legenda Królewskich. Trudno się jednak temu dziwić, bo gdy Pique dorastał, Hierro był najlepszym hiszpańskim zawodnikiem.
Tak jak "Barcelona to coś więcej niż klub", tak Pique dawno już przestał być jedynie zawodnikiem Dumy Katalonii i reprezentacji Hiszpanii. Przez związek z Shakirą stał się też celebrytą. Piłkarz i kolumbijska gwiazda muzyki tworzą jedną z najsłynniejszy par showbiznesu. Poznali się w... znienawidzonym przez Pique Madrycie, a zaiskrzyło między innymi podczas kręcenia teledysku do oficjalnej piosenki MŚ 2010 "Waka, waka", w którym wystąpili najlepsi piłkarze świata.
- Miała w tamtym czasie już kogoś. Jeśli jednak chcesz coś zdziałać, starasz się robić to skutecznie. Poznaliśmy się podczas kręcenia klipu, a kiedy już była w RPA, wysłałem jej wiadomość z pytaniem, jaka pogoda jest w RPA. Odpisała mi typową bzdurą. I tak się zaczęło. Później napisałem jej, że jeśli mamy dojść do finału, żeby znów ją zobaczyć, zrobię to - wspominał Pique. W finale tamtego mundialu Hiszpania pokonała Holandię.
[nextpage]Kumpel Zuckerberga
Na kolejnych mistrzostwach świata Hiszpania mocno rozczarowała, a nasycony trofeami Pique nosił się z zamiarem zakończenia kariery. Miał dopiero 27 lat, w CV widniały już wszystkie najważniejsze wpisy: mistrz świata, mistrz Europy, mistrz Hiszpanii, triumfator Ligi Mistrzów.
Co robiłby, gdyby w 27 lat przeszedł na piłkarską emeryturę? Doglądał interesów. Pique słynie bowiem z tego, że nie marnotrawi zarobionych na boisku pieniędzy, lecz je pomnaża i to w różnych branżach. Oczkiem w jego głowie jest Kerad Games - firma zajmującą się tworzeniem aplikacji na smartfony, którą założył już w 2011 roku.
Ma 80 proc. udziałów w spółce i jest osobą decyzyjną. Działa też w branżach gastronomicznej i optycznej. W planach ma wejście na rynek medialny, a ostatnio zainwestował też w swoją własną ekipę e-sport.
Harvard time! #BEMS pic.twitter.com/VhGD9qClIk
— Gerard Piqué (@3gerardpique) 1 czerwca 2017
Mawia, że "jeśli jesteś najmądrzejszy przy stole, to nie ma sensu żebyś dłużej tam siedział", więc stale dba o rozwój. Na przełomie maja i czerwca bieżącego roku, gdy miał kilka dni wolnego między ostatnim meczem ligowym a zgrupowaniem reprezentacji Hiszpanii, udał się do amerykańskiego Cambridge, by wziąć udział w kursie: "Zarządzanie w mediach, rozrywce i sporcie". W szkolnej ławie obok niego usiedli m.in. aktorka Katie Holmes czy koszykarz NBA C.J. McCollum.
With @KatieHolmes212, @CJMcCollum, @3gerardpique, Rashean Mathis and @jamieheaslip, all among the amazing participants in #Harvard's #BEMS pic.twitter.com/AlekNyrYOF
— Anita Elberse (@anitaelberse) 1 czerwca 2017
Katalończyk nie może jednak narzekać na towarzystwo przy wspomnianym metaforycznym stole. Do grona przyjaciół piłkarza zaliczają się m.in. twórca Facebooka i jeden z najbogatszych ludzi świata, Mark Zuckerberg czy Hiroshi Mikitani, czyli założyciel i prezes Rakutena - japońskiego giganta sprzedaży elektronicznej.
Nie ma w tym przypadku, że od sezonu 2017/2018 Rakuten jest sponsorem głównym Barcelony. Duży udział w podpisaniu kontraktu wszech czasów, dzięki któremu Duma Katalonii zainkasuje co najmniej 220 mln euro za cztery lata obowiązywania umowy, miał właśnie Pique. To on on był inicjatorem pierwszych rozmów między Japończykiem a klubem. Zresztą nikt na Camp Nou nie ukrywał i nie bagatelizował wkładu Pique w ten marketingowy sukces.
- Gerard zorganizował nam kolację podczas tournee po Stanach Zjednoczonych latem 2015 roku. Pique bardzo nam pomógł i jesteśmy mu bardzo wdzięczni – przyznał prezydent Dumy Katalonii, Josep Maria Bartomeu.
Przyszły przywódca
Kariera piłkarza nie trwa wiecznie, a nasycony trofeami Pique jest już bliżej jej końca niż dalej. 30-latek nie ukrywa, że w niedalekiej przyszłości chce stanąć na czele klubu.
- Tak - chciałbym zostać prezydentem Barcy. Nie widzę się w roli trenera, a w roli prezydenta mógłbym działać dla dobra klubu. Myślę, że to będzie dla mnie naturalny krok. To będzie logiczny ruch po zakończeniu kariery sportowej - stwierdził dwanaście miesięcy temu przed kamerą TV3.
Nie była to wypowiedź nastawiona na zyskanie sympatii kibiców, lecz określenie celu, którego realizację Pique już rozpoczął. Bo jak inaczej nazwać to, że przyciągnął do klubu tak hojnego sponsora jak Rakuten? Wybory prezydenta Barcelony mają charakter demokratyczny - w głosowaniu biorą udział wszyscy zrzeszeni kibice, tzw. "socios", którzy co roku odprowadzają składki. 92-krotny reprezentant Hiszpanii już teraz ma duże wsparcie katalońskiego środowiska.
Pep Guardiola zapowiedział, że nie ma w planach ubiegania się o urząd prezydenta Barcelony: i namaścił do tej roli właśnie Pique: - Na pewno nie będę prezydentem Barcelony, od tego jest Pique. Ma mój głos. W podobnym tonie wypowiedział się Luis Enrique: - Pique może być w Barcelonie, kim zechce - prezydentem też. Jest kibicem Barcelony całym sobą, a poza tym to inteligentny facet. - Ja bym na niego zagłosował. Ma osobowość, kocha Barcę, jest odważny. Ma wszystko co potrzebne, żeby być świetnym prezydentem - to z kolei słowa Joana Laporty.
O tym, że Pique stanie na czele Barcelony, w stolicy Katalonii są przekonani. Kwestią otwartą pozostaje tylko to, jak długo trzeba na to czekać. Kiedy Pique będzie mógł zostać prezydentem Dumy Katalonii? Według statutu Barcelony pracownik może wystartować w wyborach nie wcześniej niż dwa lata po zakończeniu pracy na Camp Nou, a obowiązujący dziś kontrakt wygasa w 2019 roku. Biorąc pod uwagę, że według Pique sport jest nierozerwanie związany z polityką, a w takim miejscu jak Katalonia te więzi są jeszcze mocniejsze, nie można wykluczyć, że na naszych oczach rośnie przyszły lider Katalończyków.