Armenia - Polska: to on odmienił Ormian. Trzy miesiące po wygranej z Biało-Czerwonymi zmarł

Newspix / Tomasz Markowski/Agencja Przegląd Sportowy / Na zdjęciu: Ian Porterfield przed meczem Armenia - Polska w 2007 r.
Newspix / Tomasz Markowski/Agencja Przegląd Sportowy / Na zdjęciu: Ian Porterfield przed meczem Armenia - Polska w 2007 r.

Ian Porterfield prowadził kadrę Armenii tylko przez niecały rok, ale odcisnął na niej swoje piętno. Sprawił, że Ormianie przestali bać się wysokich porażek, a zaczęli myśleć o wygranych, nawet z silniejszymi ekipami. Doświadczyli tego Polacy.

Już od samego początku Ian Porterfield miał "pod górkę". Reprezentacja Armenii w eliminacjach Euro 2008 trafiła do bardzo silnej grupy, m.in. z Portugalią, Belgią, Serbią i mającą duże aspiracje Polską prowadzoną przez Leo Beenhakkera. Ale to nie był jedyny problem. Porterfield, przyjeżdżając do Erywania, zauważył u piłkarzy, których miał prowadzić, niepokojącą tendencję. By nie powiedzieć kompleks.

Szkocki trener wiosną 2006 r. uzgodnił warunki współpracy z federacją Armenii, a od jesieni tamtego roku rozpoczął pracę w roli selekcjonera kadry. Jednym z jego asystentów był miejscowy trener Vardan Minasyan, drugim - kilka miesięcy później - został Anglik Tom Jones. I to właśnie ten ostatni wspomina, na czym polegał wielki problem kadrowiczów z Kaukazu.

Kompleks Ormian

- Vardan Minasyan powiedział mi, że piłkarze reprezentacji byli przerażeni, żeby tylko nie przegrać różnicą sześciu-siedmiu bramek i nie upokorzyć narodu. Dlatego tylko cofali się i bronili - wspominał w 2015 r. Tom Jones. Anglik, wspólnie z Porterfieldem uznał, że tak dalej być nie może. Stwierdzili, że postarają się zmienić mentalność piłkarzy z byłej republiki Związku Radzieckiego.

Początek eliminacji nie był dla Porterfielda udany. Jego zespół - plasujący się wówczas w drugiej setce rankingu FIFA - był wprawdzie chwalony za grę. Kibicom podobała się waleczna postawa piłkarzy. Tyle że nie szły za tym wyniki. W 2006 r. kadra zgromadziła tylko punkt - za remis u siebie z Finlandią, ponadto przegrała z Belgią, Serbią i w Finlandii. W marcu 2007 r. Ormianie ulegli Polakom w Kielcach 0:1 (po golu Macieja Żurawskiego). Ale początek tamtego roku okazał się dla szkockiego trenera tragiczny z zupełnie innego powodu.

ZOBACZ WIDEO: Na tym stadionie zagramy z Armenią. Zobacz nasz film z Erywania

Były piłkarz Raith Rovers, Sunderlandu i Sheffield Wednesday usłyszał straszliwą diagnozę - rak jelita grubego. To wtedy Porterfield zadzwonił do Jonesa i namówił go do współpracy, gdy zmuszony był udać się do szpitala na operację. - Rozmowa telefoniczna była naprawdę okropna - mówił Jones, który wcześniej pracował ze Szkotem w klubie Busan w Korei Płd. - Ian powiedział: "Słuchaj, muszę iść na operację, a nie chcę, by zespół przejął ktoś inny, lecz właśnie ty. Uzgodniłem to z federacją. Co o tym myślisz?" Wsiadłem do samolotu i przyleciałem - dodał Tom Jones w rozmowie z portalem sports.vice.com.

Euforia po wygranej z Polską

Przygotowując się do czerwcowych meczów z Kazachstanem i Polską, brytyjscy szkoleniowcy mocno pracowali nad zmianą mentalności piłkarzy z Armenii. Zachęcali ich do pozbycia się myśli o wysokich porażkach, podbudowywali ich, podkreślając, że przecież także potrafią zaatakować. Na zajęciach wprowadzili ćwiczenia z wysokim pressingiem, na dużej intensywności. Tak by dobrać się do gardła przeciwnikowi - bez względu na to, kto nim będzie. Efekty przyszły nadspodziewanie szybko.

2 czerwca Ormianie wygrali mecz wyjazdowy z Kazachstanem 2:1. Cztery dni później - 6 czerwca - podejmowali Biało-Czerwonych. Dla kadry Leo Beenhakkera wyjazd do Erywania okazał się wielkim rozczarowaniem. Drużyna, która potrafiła w świetnym stylu ograć na Stadionie Śląskim Portugalię 2:1, a następnie pokonać w Brukseli Belgię 1:0, uległa Armenii 0:1. Jedyny gol padł po pięknym uderzeniu Hamleta Mchitarjana z rzutu wolnego.

Radość Ormian w meczu z Polską w 2007 r. Fot. Tomasz Markowski/Agencja Przegląd Sportowy/Newspix.pl
Radość Ormian w meczu z Polską w 2007 r. Fot. Tomasz Markowski/Agencja Przegląd Sportowy/Newspix.pl

W Armenii wybuchła euforia. Po zakończeniu spotkania Porterfield - mocno osłabiony walką z nowotworem - skakał z radości ze swoimi piłkarzami. Po raz pierwszy kadra Armenii wygrała dwa mecze z rzędu. Do tego z bardzo wysoko notowanym rywalem, wszak Biało-Czerwoni byli wówczas 18. zespołem w rankingu FIFA.

Kibice na drugi dzień pozdrawiali przechadzających się po parku w Erywaniu brytyjskich trenerów. Dziękowali im za chwile wzruszenia. "Nietrudno zauważyć, dlaczego byli podekscytowani tym, co zobaczyli. Ich zespół pokonał drużynę składającą się z piłkarzy Borussii Dortmund i Celticu Glasgow, prowadzoną przez Leo Beenhakkera" - tak o meczu Armenia - Polska pisał portal sports.vice.com, mając na myśli Euzebiusza Smolarka, Artura Boruca i Macieja Żurawskiego.

Wzruszająca scena na środku boiska

Niestety stan zdrowia Szkota się pogarszał. Porterfield i jego bliscy byli przygotowani na najgorsze. - Jego życzeniem było pozostać do końca swoich dni aktywnym - wspominała Glenda Porterfield, żona trenera.

NA DRUGIEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ M.IN., CO STAŁO SIĘ PRZED SPOTKANIEM Z PORTUGALIĄ NA STADIONIE W ERYWANIU I DLACZEGO PRACA PORTERFIELDA W ARMENII NIE POSZŁA NA MARNE
[nextpage]22 sierpnia 2007 r. kadra Armenii miała rozegrać kolejne spotkanie w eliminacjach ME 2008. Z wielką Portugalią, wówczas czwartym zespołem świata, z Cristiano Ronaldo, Deco i trenerem Luizem Felipe Scolarim. Coraz bardziej osłabiony Porterfield zadzwonił do Jonesa i powiedział, że przyleci na to spotkanie. To miał być jego ostatni cel.

W przeddzień meczu na stadionie w Erywaniu wiele osób miało łzy w oczach. Ian Porterfield zawołał wszystkich piłkarzy i sztab trenerski na środek boiska. Przyglądali się temu dziennikarze zgromadzeni na obiekcie. Szkot poprosił piłkarzy i swoich asystentów, by złapali się za ręce. Później wszyscy je unieśli. Trener powiedział: "To jest dla nas. Razem".

Glenda Porterfield zapamiętała inny obrazek: - Stadion był pełen kibiców, którzy przyszli, by obejrzeć portugalskie gwiazdy - Ronaldo, Deco i innych. Ale gdy wszedł Ian, wszyscy wstali i zaczęli skandować jego nazwisko. To było bardzo poruszające - mówiła.

Na drugi dzień Armenia osiągnęła kolejny sensacyjny wynik, remisując z Portugalią 1:1. Na bramkę Roberta Arzumanjana odpowiedział Cristiano Ronaldo. Porterfield w wielkim stylu pożegnał się z Armenią i futbolem.

Dzieło kontynuował Minasyan

Dwadzieścia dni później - 11 września 2007 r. - zmarł w hospicjum w Surrey. Miał 61 lat. Reprezentacja Armenii przebywała wówczas na zgrupowaniu, przed meczem towarzyskim z Maltą. Jones i Minasyan, którzy pełnili funkcję tymczasowych selekcjonerów, wraz z szefem federacji przekazali piłkarzom tragiczną wiadomość. - Było mnóstwo łez, mnóstwo - mówił Tom Jones. Piłkarze nie chcieli grać sparingu z Maltańczykami, ale ostatecznie wyszli na murawę. Wygrali - dla Porterfielda - 1:0.

Tom Jones podkreśla, że nigdy nie lubił nikogo kopiować. Ale ten jeden raz zrobił wyjątek. Przed kolejnym spotkaniem o punkty - z Serbią - zawołał piłkarzy na środek boiska. Wznieśli ręce... Padło: "To dla nas". Kibice, którzy z trybun widzieli tę scenę, zareagowali gromkimi oklaskami. Wszyscy w ten sposób oddali hołd zmarłemu Porterfieldowi. Ormianie na drugi dzień rozegrali znakomite spotkanie, mogli i powinni rozgromić Serbów, ale zabrakło jednego: skuteczności. Padł remis 0:0. Pod koniec eliminacji z reprezentantów Armenii uszło powietrze - przegrali trzy ostatnie mecze.

Angielski trener liczył na to, że będzie mu dane kontynuować dzieło jego zmarłego przyjaciela. Jednak federacja postanowiła zatrudnić Duńczyka Jana Poulsena. Praca brytyjskich trenerów nie poszła jednak na marne. Od 2009 r. do 2014 r. kadrę prowadził Vardan Minasyan, asystent Porterfielda i współpracownik Jonesa. Pod jego wodzą Ormianie dzielnie walczyli w eliminacjach Euro 2012 oraz MŚ 2014. W lutym 2014 r. reprezentacja z Kaukazu awansowała na 30. miejsce w rankingu FIFA.

Bohater Pucharu Anglii

Wracając do Porterfielda, na Wyspach Brytyjskich do dziś mówią o nim "FA Cup hero", czyli bohater Pucharu Anglii. W 1973 r. na Wembley doszło do gigantycznej sensacji. Drugoligowy Sunderland pokonał zdecydowanego faworyta, broniący trofeum zespół Leeds United 1:0, a strzelcem jedynego gola był właśnie Ian Porterfield.

To był największy sukces w karierze piłkarskiej Szkota. W barwach Sunderlandu lewoskrzydłowy rozegrał 266 meczów, wcześniej występował w Raith Rovers, zaś później w Sheffield Wednesday. W 1979 r. płynnie przeszedł do fachu trenerskiego (Rotherham United, Sheffield United). Siedem lat później przejął Aberdeen po Aleksie Fergusonie, gdy ten odchodził do Manchesteru United. Był także trenerem Reading i Chelsea. Z tą drugą rozstał się w 1993 r., zyskując niechlubny tytuł "pierwszego szkoleniowca zwolnionego po powstaniu Premier League (w 1992 r. - przyp. red.)".

Od tego momentu Porterfield stał się trenerskim obieżyświatem. W Zambii starał się odbudować reprezentacyjny futbol po narodowej tragedii (kadra zginęła w katastrofie lotniczej w 1993 r.). Zatrudniano go także w Arabii Saudyjskiej, Zimbabwe, Omanie, Trynidadzie i Tobago oraz Korei Płd.

Komentarze (0)