Snajper Legii od 14 marca, czyli od spotkania między PGE GKS Bełchatów, a Wisłą Kraków, ma ułatwione zadanie. Od tego momentu na boisku nie pojawia się jego najgroźniejszy rywal w wyścigu o koronę króla strzelców, Paweł Brożek. Napastnik krakowskiej drużyny i reprezentacji Polski wygrał tę klasyfikację w poprzednim sezonie.
Takesure Chinyama w 22. kolejce dogonił Brożka, a bramką w sobotniej potyczce z Cracovią wysunął się na samotne prowadzenie. Napastnik Wojskowych zdobywając najładniejszą bramkę w tym meczu, otworzył wynik spotkania.
Atakujący rodem z Zimbabwe jest swego rodzaju fenomenem. Chyba nie ma drugiego takiego piłkarza, który robiąc na boisku tak niewiele, potrafi zdobywać taką ilość bramek. Niejednokrotnie jego partnerzy z zespołu narzekali sposób gry, który prezentuje, a trener Jan Urban denerwował się widząc nieprzemyślane zagrania swojego podopiecznego.
Jeszcze przed rozpoczęciem wiosennych rozgrywek, szkoleniowiec warszawskiego zespołu narzekał na brak alternatywy w ataku. - Chciałbym, abyśmy sprowadzili napastnika. Jesteśmy za bardzo uzależnieni od Chinyamy. Jeżeli on nie strzela bramki, lub nie strzela jej jako pierwszy, mamy ogromne problemy z wygrywaniem - mówił wówczas. Trener Legii skarżył się również na słabą skuteczność pomocników.
Te słowa musiały podziałać na jego piłkarzy, bowiem pomocnicy Legii strzelają coraz więcej bramek. Również teoria z Chinyamą miała swe zastosowanie w sobotę. "Tejsio" otworzył wynik spotkania, a późniejsze bramki były tylko kwestią czasu. W spotkaniu z Cracovią dołożył jeszcze asystę przy bramce Macieja Rybusa.
Wielu fachowców zarzuca snajperowi stołecznego klubu, iż ten ma bardzo słabo rozwinięty zmysł taktyczny. Faktem jest, że Chinyama często zamiast strzelić podaje, lub na odwrót. Jednak w meczu z Pasami było pod tym względem było zdecydowanie lepiej i można śmiało założyć, że gdyby grał w taki sposób w każdym spotkaniu byłby dużo większym zagrożeniem dla rywali Legii.
W momencie kontuzji Pawła Brożka wydawało się, że wyścig o koronę króla strzelców jest już rozstrzygnięty. Wówczas nikt nie zakładał, że napastnik Wisły może do gry wrócić już w następnej kolejce. Obecnie lekarze widzą na to szansę, więc wyścig ten, podobnie jak mistrzostwo, będzie równie pasjonujący. Dodatkowo należy pamiętać również, że ostatniego słowa nie powiedzieli Robert Lewandowski i Filip Ivanovski, którzy zdobyli po dziesięć bramek.