Bunt przeciwko Chińczykom? Duże zamieszanie w Niemczech po kontrowersyjnej decyzji DFB

East News / imago/Eibner / Reprezentacja Chin do lat 20 przed meczem sparingowym z Sonnenhof Grossaspach
East News / imago/Eibner / Reprezentacja Chin do lat 20 przed meczem sparingowym z Sonnenhof Grossaspach

Reprezentacja Chin do lat 20 ma zostać skoszarowana na rok w okolicach Heidelberga i rozgrywać mecze z zespołami z czwartej ligi niemieckiej. Niektóre kluby biją na alarm i zapowiadają bojkot. Inne upatrują w tym szansę na zdobycie nowego rynku.

W tym artykule dowiesz się o:

Kilka dni temu niemiecki związek piłki nożnej (DFB) ogłosił plan, który dla wielu kibiców stanowił ogromne zaskoczenie. Otóż od przyszłego sezonu w jednej z grup czwartej ligi niemieckiej - Regionalliga Suedwest - występować ma... reprezentacja Chin do lat 20. - Chińczycy dzięki temu przygotują się do igrzysk olimpijskich w Tokio, zaś niemieckim klubom przyniesie to sporo pieniędzy - informował "Die Zeit".

Regionalliga Suedwest liczy 19 zespołów. Miejsce numer 20 zarezerwowano właśnie dla Chińczyków, ale według planu przedstawionego przez DFB zagrają oni poza konkurencją. Czytaj: nie będą klasyfikowani w tabeli. W każdej kolejce zmierzą się z drużyną, która miałaby w terminarzu pauzę (na jej stadionie). A co w tym wszystkim chyba najistotniejsze - za to zapłacą. Niemieckie media informują o kwocie 15 tys. euro za dwumecz z daną drużyną.

Pomysł miał się zrodzić podczas listopadowego spotkania na wysokim szczeblu. Brali w nim udział przedstawiciele niemieckiego i chińskiego rządu, a także władze DFB i DFL (Niemiecka Liga Piłkarska). Spotkali się w Urzędzie Kanclerskim i rozmawiali o futbolowej współpracy. Efektem tego było podpisanie umowy na pięć lat.

Ambicje Chińczyków sięgają wysoko. Tamtejsze kluby w ostatnim czasie szastały pieniędzmi, ściągając do swojej ligi wielkie gwiazdy. Kto wie, czy w tym okienku transferowym do Azji nie przeniesie się Pierre-Emerick Aubameyang, król strzelców Bundesligi. Chiny stawiają na futbol, ich długofalowy plan zakłada zdobycie mistrzostwa świata w 2050 r. Niemcy z kolei doskonale zdają sobie sprawę, że kooperacja z Chińczykami może przynieść znaczące korzyści. Kluby Bundesligi - wyłączając Bayern Monachium - praktycznie nie zaistniały do tej pory na ogromnym chińskim rynku.

ZOBACZ WIDEO Getafe wraca do Primera Division. Zobacz skrót meczu z CD Tenerife (WIDEO)[ZDJĘCIA ELEVEN]

Bunt zaczął się w Mannheim

Wiadomość o dołączeniu kadry olimpijskiej Chin do IV ligi niemieckiej początkowo została potraktowana jako ciekawostka. Niemieckie władze nie spodziewały się jednak, że natrafią na opór w środowisku piłkarskim. Jako pierwszy zaprotestował Waldhof Mannheim - klub, który w latach 1983-1990 występował w Bundeslidze, później - na przełomie wieków - na jej zapleczu, a od wielu lat nie może wyskoczyć ponad czwarty poziom rozgrywek.

- SV Waldhof mówi "nie" meczom z kadrą Chin do lat 20 - tymi słowami rozpoczęło się oświadczenie klubu z Mannheim. - Nie zgadzamy się na rozegranie obu meczów z Azjatami i po konsultacjach wewnętrznych nie weźmiemy w nich udziału. Choć takie spotkanie byłoby dobrą okazją marketingową, to nie powinno się zatracać regionalnego charakteru rozgrywek - oznajmił dyrektor organizacyjny klubu Markus Kompp.

Klub z Mannheim poinformował, że - zamiast meczu z Chińczykami - woli zagrać z FK 03 Pirmasens, spadkowiczem z Regionalliga Suedwest. Ten ostatni także ostro zaprotestował po ogłoszeniu planów niemieckiej federacji. Pirmasens złożył wcześniej wniosek o powiększenie ligi do 20 zespołów, ale został on odrzucony. - Po poprzednim sezonie spadło aż sześć drużyn, a teraz DFB zaprasza reprezentację Chin. Musimy to zaakceptować, ale dla mnie to jest czysty kapitalizm. W słowie "Regionalliga" tkwi słowo "region". Zamiast nas zatrzymać, wybrano źródło pieniędzy z Chin. To straszna wiadomość - mówił w "Die Zeit" dyrektor klubu Christoph Radtke.

Od krytyki do... satyry

W antychińskim proteście wsparcia klubom z Mannheim i Pirmasens udzieliły drużyny z innej grupy IV ligi - Regionalliga West. - To jakaś kpina. DFB traktuje Regionalligę jak ligę odpustową. Po to, by Bayern Monachium mógł sprzedać więcej koszulek w Chinach - grzmiał w rozmowie z portalem reviersport.de Hajo Sommers, prezydent Rot-Weiss Oberhausen. - Uważamy, że DFB nie wie, gdzie jest granica komercjalizacji. Czy naprawdę za 30 tys. euro (w rzeczywistości kwota za oba mecze wynosi 15 tysięcy euro - przyp. red.) chcemy sprzedać duszę futbolu? Ja nie! - wtórował mu Michael Welling, prezydent Rot-Weiss Essen.

NA DRUGIEJ STRONIE PRZECZYTASZ M.IN., JAK NIEMIECKIE KLUBY ZAKPIŁY Z PLANU DFB, CO O TEJ SPRAWIE SĄDZĄ KIBICE I JAKI WYNIK W SPARINGU W NIEMCZECH ZANOTOWALI CHIŃCZYCY
[nextpage]Oba kluby przeszły od krytyki do... satyry. Na swoich profilach na Facebooku zamieściły własne propozycje zmian w rozgrywkach. - Drogi DFB, niniejszym chcielibyśmy zgłosić się do rozgrywek Bundesligi w sezonie 2018/19. Może być nawet poza konkurencją. W przyszłym sezonie moglibyśmy za to w każdą środę grać z reprezentacją Chin oldbojów. Jako alternatywę możemy sobie także wyobrazić ligę złożoną z 40 zespołów z różnych krajów z całego świata. Chętnie zmierzylibyśmy się z drużynami z Karaibów - z powodu meczów wyjazdowych. Oczywiście musi się zgadzać cena, żebyśmy mogli sfinansować bezpośredni awans do Bundesligi w sezonie 2018/19 - tak z pomysłu DFB zakpił klub z Essen.

Z kolei Rot-Weiss Oberhausen zaproponował szereg innych postulatów. - Kwestia awansu będzie rozstrzygana za pomocą ciasteczek z wróżbą. Awansuje ten, kto będzie mieć najładniejszą wróżbę. Każda maskotka klubowa musi zostać zastąpiona tańczącym smokiem - można było przeczytać na Facebooku klubu z Oberhausen.

Protesty, które zainicjował Waldhof Mannheim, zirytowały władze DFB i Regionalliga Suedwest. Działacze ogłosili, że plan dołączenia do rozgrywek kadry Chin do lat 20 był wcześniej telefonicznie konsultowany z przedstawicielami wszystkich klubów. - Kluby pozytywnie oceniły zaproponowany model - stwierdził Ronny Zimmermann, wiceprezydent DFB.

Czerwony dywan w Stuttgarcie

Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Zostanie ona podjęta 11 lipca (sezon rozpocznie się 17 dni później), na spotkaniu z udziałem przedstawicieli wszystkich 19 zespołów. - Ciężko będzie pogodzić wszystkie kluby. Ze sportowego punktu widzenia ten pomysł nie ma sensu. W przyszłym roku może przyjedzie do nas kadra Kamerunu U-21? - pytał retorycznie wiceprezydent 1. FC Saarbruecken Dieter Ferner, który jednak nie chciał przesądzać, za którą opcją się opowie.

Choć w mediach zdecydowanie głośniej o "buntownikach", to jest także grupa zwolenników propozycji niemieckiej federacji. Kilka klubów już wyraziło chęć gry z Azjatami.

- Wspaniały pomysł. Nie możemy się doczekać tych meczów. Rozwiniemy czerwony dywan przed olimpijską kadrą Chin - powiedział Marc-Nicolai Pfeifer, dyrektor Stuttgarter Kickers. - To, co robi Waldhof, jest nam obojętne. My jesteśmy "za". Dla piłkarzy mecz z młodym zespołem z Chin powinien być nowym wyzwaniem - stwierdził prezydent Astorii Walldorf Wilhelm Kemp. On sam jest wielkim entuzjastą współpracy z Chińczykami, lata do tego kraju od 1982 r. - Chiny to przyszłość, musimy to dostrzegać - podkreślił.

W pierwszym sparingu załatwił ich... Polak

Warto odnotować w tej dyskusji stanowisko niemieckich kibiców. Gdyby to od nich zależało, do meczów z Chińczykami by nie doszło. W ankiecie "Kickera" głosowało ok. 50 tysięcy internautów. 84,7 proc. oceniło pomysł jako zły.

Niektórzy podchodzą do tej sprawy z humorem. Na Facebooku pojawił się profil rzekomych kibiców chińskiej kadry. - Mannheim czy Stuttgart, Pekin czy Chongqing. Obojętnie, czy daleko, czy blisko. Jesteśmy zawsze tam! China Ultra! - można przeczytać na profilu "China U20 Ultras Suedwest". Po kilku dniach ma on ponad 6 tysięcy "lajków". Pomysłodawcy sprzedają już nawet okolicznościowe koszulki (w cenie 15 euro) z logo "fan klubu".

Co ciekawe, sprawcy całego zamieszania - piłkarze z Chin - od pewnego czasu przebywają w Niemczech. Mają zostać skoszarowani na rok w St. Leon-Rot, miejscowości położonej 15 km od Heidelberga. We wtorkowy wieczór (27.06.) Azjaci zmierzyli się w sparingu z trzecioligowym SG Sonnenhof Grossaspach. Przegrali 0:1, a jedyną bramkę zdobył... Polak Przemysław Płacheta. Z relacji lokalnych mediów wynika, że trzecioligowcy zdominowali Chińczyków, a rozmiary ich zwycięstwa były zdecydowanie za niskie.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: efektowna sztuczka Arsene'a Wengera

Źródło artykułu: