- Finał Ligi Mistrzów z 1998 roku? Mam z niego tylko gów... wspomnienia - tak Zinedine Zidane wspomina ostatnie starcie Juventusu Turyn i Realu Madryt w finale najważniejszych klubowych rozgrywek. Francuz jest legendą obu klubów - 19 lat temu stał na czele Starej Damy, w sobotę będzie dowodził Królewskimi, ale już z ławki rezerwowych.
Wirtuoz, przywódca, wielki, genialny. Do "Zidane'a piłkarza" pasuje mnóstwo określeń. I choć największe sukcesy odnosił w barwach Realu, gwiazdą został w stolicy Piemontu. A droga na szczyt była długa i wyboista.
Następca Platiniego
- Musicie go kupić - takie słowa wiosną 1996 roku usłyszał właściciel Juventusu Gianni Agnelli. Jeśli piłkarza poleca ci sam Michel Platini, nie masz wyjścia. Włoski biznesmen miał jeszcze mniej wątpliwości, gdy zobaczył polecanego zawodnika w akcji. Dowodzący drugą linią Girondins Bordeaux Zidane niemal w pojedynkę rozbił wtedy AC Milan w Pucharze UEFA i trafił do notatników skautów największych europejskich klubów. A wówczas największe potęgi grały we Włoszech.
Juventus zapłacił za pomocnika śmieszną dziś cenę 3 milionów dolarów. I choć Zidane nigdy nie był typem człowieka, który dużo odzywa się w szatni, szybko zaskarbił sobie szacunek kolegów tym, co wyprawiał z piłką przy nodze. A zrobić różnicę w tej drużynie nie było łatwo - Juventus dopiero co wygrał Ligę Mistrzów, mając w składzie najlepszych piłkarzy w Europie.
ZOBACZ WIDEO Czynnik ludzki nie może decydować o stracie milionów Euro. Dyskusja na temat systemu VAR w #dzieńdobryWP
Pierwszy sezon był znakomity - Stara Dama zdobyła mistrzostwo, Superpuchar Włoch i Puchar Interkontynentalny. Pojawiła się jedna rysa - faworyzowane Juve niespodziewanie przegrało z Borussią Dortmund w finale Ligi Mistrzów. W tym spotkaniu Zidane zawiódł. Z gry wyłączył go pomocnik BVB Paul Lambert.
Rok później Juve znów szło jak po swoje. W Serie A nie miał sobie równych, brylowali Alessandro Del Piero i Filippo Inzagi, którzy łącznie zdobyli we wszystkich rozgrywkach 61 bramek. Wiele z nich po podaniach Zizou. Dotarli ponownie do finału Ligi Mistrzów, gdzie znów byli faworytem. I znów przegrali - lepszy o jednego gola okazał się Real Madryt. I ponownie Francuz został wyłączony z gry, tym razem przez swojego rodaka, Christiana Karambeu.
Niepowodzenie Zidane powetował sobie na mistrzostwach świata. Jego dwa gole w finale zapewniły Trójkolorowym tytuł najlepszej reprezentacji globu, a kilka miesięcy później pomocnik zdobył nagrodę dla najlepszego piłkarza świata. W klubie zaczęło jednak iść gorzej - Juventus wpadł w kryzys, podobnie jak ich dotychczasowy lider. Już wtedy pojawiały się pogłoski, że Zidane może opuścić Piemont. Został, jednak finał jego przygody z Juventusem nie był przyjemny. Wiosną 2001 roku drużyna w dramatycznych okolicznościach przegrała ligę i czas Zidane'a nadszedł.
Francuz był wtedy numerem jeden na liście życzeń prezydenta Realu Madryt Florentino Pereza. I latem 2001 roku dopiął on swego, płacąc Juve aż 76 milionów euro, dzięki czemu stał on się najdroższym piłkarzem w historii futbolu. I choć to we Włoszech stał się gwiazdą, największy sukces odniósł w barwach Królewskich, i to bardzo szybko.
Bóg ubrany w Królewskie szaty
Do końca pierwszej połowy pozostawały tylko sekundy, gdy lewą stroną przedarł się Roberto Carlos i zdołał dośrodkować w pole karne. Piłka po drodze otarła się jeszcze o nogi rywala i zawisła przed polem karnym. Zidane miał czas i miejsce, jednak to co zrobił, zapisało się na stałe w historii Ligi Mistrzów. Francuz oddał genialny strzał z woleja, nie czekając aż piłka opadnie na ziemię. Ta po chwili trafiła w same okienko bramki.
Gdy w maju 2002 roku Real Madryt pokonał Bayer Leverkusen w finale Ligi Mistrzów, Zidane wszedł wreszcie na szczyt klubowej piłki i spojrzał na wszystkich z góry. Został bohaterem Madrytu, a kibice witali go w mieście niczym boga. I choć jeszcze rok później zdobył tytuł najlepszego piłkarza świata FIFA, był to ostatni wielki sukces Zizou w karierze.
Galacticos nie spełniali wielkich nadziei kibiców z Bernabeu, choć z reguły do Zidane'a mieli najmniejsze pretensje. Francuz grał swoje, jednak drużyna nie była drużyną, a zlepkiem indywidualności. W Lidze Mistrzów odpadała choćby z AS Monaco czy dwukrotnie z... Juventusem. Doświadczony pomocnik, choć wciąż potrafił zachwycać, powoli schodził ze sceny.
W 2006 roku zakończył niesamowitą karierę i przez kilka lat żył trochę na uboczu wielkiej piłki. Dopiero po czterech latach rozpoczął pracę w Realu. Najpierw jako doradca, by później zostać trenerem rezerw. Już wtedy Florentino Perez wpadł na pomysł zatrudnienia w niedalekiej przyszłości Francuza w roli pierwszego szkoleniowca.
"Zidane trenerem? Coś niewyobrażalnego"
- Gdy siedziałem z nim w jednej szatni nigdy nie wpadłbym na to, że Zizou będzie chciał zostać trenerem. To byłoby dla mnie niewyobrażalne - mówi Alessandro Del Piero i nie jest w swojej opinii odosobniony. Francuz zaskoczył swoich kolegów z boiska decyzją o karierze szkoleniowej. Po pracy z rezerwami został asystentem Carlo Ancelottiego.
W styczniu 2016 roku mało kto się spodziewał, a raczej nikt, że Zidane poradzi sobie jako pierwszy trener Królewskich. Drużyny pogrążonej w kryzysie, rozbitej i z szatnią nie radzącą sobie z wielkim ego piłkarzy. Resztę historii już wszyscy znamy. Real sięgnął w maju ubiegłego roku po 11. tytuł najlepszej drużyny w Europie, a Francuz zaliczył wymarzony początek trenerskiej kariery.
Minął rok, a Zidane dotarł jeszcze wyżej. Odzyskał dla Realu tytuł mistrza Hiszpanii, zachwycił umiejętnością pracy z całą kadrą i spowodował, że za zespół chce umierać pierwsza "11" a także rezerwowi. Hiszpańskie media wychwalają go pod niebiosa, a to nie musi być koniec.
W sobotę Francuz może po raz trzeci w karierze doprowadzić zespół do triumfu w Champions League, po raz drugi w roli trenera. Królewscy zmierzą się w nim... z Juventusem. To jego były klub stoi mu na drodze, by zostać pierwszym szkoleniowcem, który wygra rozgrywki Ligi Mistrzów dwa razy z rzędu.
Przed finałem można być pewnym, że tysiące kibiców obu drużyn zgromadzonych na Millenium Stadium zgotują mu owację na stojąco.