Michał Probierz przyrzekł coś sobie

Newspix / MACIEJ GILEWSKI
Newspix / MACIEJ GILEWSKI

- Przyjadę do domu, pier...ę whisky, bo co mi zostało - mówił w maju 2015 roku Michał Probierz. Sędziowie nigdy nie mieli z nim łatwo, ale to się zmieniło. - Obiecałem sobie, że nie będę rozmawiał z arbitrami - przyznał już w piątek.

Jeszcze w grudniu ubiegło roku Michał Probierz został wyrzucony na trybuny po tym, jak w przerwie doszło do awantury pod szatniami. - Za co? - pytał szkoleniowiec Jagiellonii Białystok, a Marcin Stefański tłumaczył, że za "prowokacyjne zachowanie".

- To paranoja! Nie ma możliwości odpowiedzenia, bo od razu jest się wyrzuconym na trybuny - mówił zły po zakończeniu spotkania. Jagiellonia wygrała z Lechem Poznań, ale błąd sędziego z pierwszej połowy mógł drogo kosztować ekipę z Białegostoku.

Probierz nigdy nie przebiera w środkach. Na ławce jest aktywny, biega, gestykuluje, krzyczy. Nie zawsze w kierunku własnych piłkarzy. Obrywało się sędziom, którzy wielokrotnie musieli interweniować przy boksie Probierza.

W maju 2015 roku też miał ogromne pretensje do sędziego. Był to mecz Legii Warszawa z Jagiellonią Białystok i gospodarze wygrali dzięki rzutowi karnemu w 90. minucie. Probierz był zdania, że "jedenastka" nie należała się Legii, a jego wypowiedź na stałe wejdzie do historii polskiej piłki.

ZOBACZ WIDEO Pięć bramek w pół godziny - Sevilla rozbiła Deportivo [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

- Dwie decyzje kompletnie dla mnie niezrozumiałe. Należał nam się rzut karny, a ręka w naszym polu karnym była przypadkowa. Przyjadę do domu, pier...ę whisky, bo co mi zostało - powiedział na konferencji prasowej.

W piątkowym meczu z KGHM Zagłębiem Lubin sędzia Paweł Raczkowski skrzywdził jego drużynę, a właściwie zrobił to jego asystent, który nie zauważył wyraźnego spalonego Arkadiusza Woźniaka przy pierwszej bramce.

- Z sędziami w ogóle dzisiaj nie dyskutowałem. Nawet słowa nie powiedziałem, ponieważ przyrzekłem sobie, że z sędziami nie będę rozmawiał - uciął krótko na konferencji prasowej szkoleniowiec Jagiellonii Białystok.

Pojedynek obfitował jednak w kontrowersyjne sytuacje, zarówno z jednej, jak i drugiej strony. Gospodarze twierdzili, że należał im się karny za sytuacje z Łukaszem Janoszką oraz Marianem Kelemenem. - Z mojej perspektywy to był karny, ponieważ bramkarz nie był zainteresowany piłką. Janoszka sprytnie podciął ją nad nim, a ten wpadł w niego. Podobnie było pod naszą bramką, ale tam sędzia wskazał na rzut karny. Nie widziałem całej sytuacji na powtórkach, mówię z perspektywy boiska. To jest oczywiście nasz problem, ale i sędziego. Ktoś go będzie oceniał za tę sytuację - powiedział Stokowiec.

Ostatecznie Jagiellonia wygrała w Lubinie 4:3 i nadal jest liderem Lotto Ekstraklasy.

Źródło artykułu: