W Podgoricy został wówczas ogłuszony Przemysław Tytoń po tym jak jeden z tamtejszych fanów rzucił w jego kierunku petardę hukową. Piszczek rozegrał wtedy 90 minut.
- Na trybunach działy się różne rzeczy. Nie było przyjemnie, kibice rzucali petardy, jakieś przedmioty. Było niebezpiecznie, ale szczerze, uświadomiłem to sobie dopiero po meczu. Podczas spotkania o tym nie myślałem - przypomina sobie obrońca Borussii Dortmund.
Piszczek ma nadzieję, że taki scenariusz się nie powtórzy. Dodatkowo zadbali o to organizatorzy meczu. Sektor gospodarzy został zabezpieczony siatką. Nie ma ryzyka, że jakiekolwiek przedmioty trafią na boisko. - Jeżeli będą działy się podobne rzeczy, niezwiązane z piłką, to mam nadzieje, że sędzia na to zareaguje. Tak czy inaczej, podobne zachowanie kibiców gospodarzy na pewno nas nie przestraszy - zapewnia piłkarz.
Na temat rywala wypowiada się bardzo dyplomatycznie. - Na papierze może wyglądamy na lepszą drużynę, ale Czarnogóra na własnym boisku jest trudnym rywalem do ogrania. Od 2015 roku przegrali u siebie tylko z Austrią i to w doliczonym czasie gry. To nie będzie dla nas łatwy teren, ale gramy o zwycięstwo. Wygrana zbliży nas do awansu - kończy Piszczek.
Reprezentacja zmierzy się z Czarnogórą w el. MŚ w niedzielę (26.03) o godzinie 20.45. Nasz najbliższy rywal zajmuje drugie miejsce w grupie i traci do Biało-Czerwonych trzy punkty.
ZOBACZ WIDEO Sześć goli w meczu Barcelony. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]