- Mecze ze Śląskiem i Koroną mógłbym grać codziennie - śmieje się młody pomocnik Jagiellonii Białystok. - Nie ma co dorabiać do tego żadnej teorii. Miałem okazje to strzelałem - odpowiada, zapytany o niespotykaną powtarzalność z konkretnymi rywalami.
Wpadało. Dwa razy we Wrocławiu, raz w Kielcach. Spotkania rewanżowe były dokładną powtórką z rozrywki. To 75 procent wszystkich jego goli w tym sezonie! Konkretnego patentu trudno się jednak doszukiwać. W przeszłości nie było już tak różowo.
- Jestem z piłkarzami każdego dnia i widzę jak pracują. Dziennikarze patrzą tylko przez pryzmat 90 minut. Przemek na treningach wygląda bardzo dobrze, ale czekamy na jego najlepszą wersję, bo jak dotychczas nie potrafi tego przełożyć na mecz - wielokrotnie w podobnych słowach bronił swojego piłkarza Michał Probierz.
Niemal od samego początku jak Przemysław Frankowski pojawił się w Białymstoku spadła na niego fala krytyki. Nieco z pogardą wołano "synek trenera". Probierz ściągnął go do "Jagi" z Lechii Gdańsk, w której wcześniej pracował. Duże oczekiwania co do gry, a do tego zobowiązujące nazwisko i legendarny numer 21 na koszulce. Z takim samym grał w Białymstoku Tomasz Frankowski. Mierzenie się z legendą "łowcy bramek" było odważnym, może nawet nieroztropnym krokiem.
Minęło kilka sezonów zanim zrozumiano, że porównywanie obu zawodników nie ma sensu. Pozycja nie ta, sposób gry zupełnie odmienny. Młody pomocnik to boiskowy pracuś, który wykorzystuje swoje naturalne atuty w postaci szybkości i dynamiki. Ma szukać partnerów, a nie piłka jego. W polu karnym jednak bywa i kiedy trzeba staje się "wyjadaczem" Frankowskim.
Przemysław Frankowski mimo zaledwie 21 lat rozegrał w polskiej ekstraklasie już 123 mecze. Strzelił w nich 18 goli.
Sergio Ramos znowu uratował Real! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]