- Wyobrażasz sobie świat bez piłki? - mężczyzna w garniturze zadaje swojemu kompanowi proste, ale dotyczące wszystkich związanych z futbolem ludzi pytanie.
Tak zaczyna się najnowszy film Marcina Budzińskiego. "Świat bez piłki" to druga z produkcji pomocnika Cracovii, która została zaprezentowana szerszej publiczności. 27-latek ma w dorobku już kilkanaście filmów, ale długo dbał o to, by nie ujrzały one światła dziennego i pokazywał je tylko wąskiemu gronu znajomych. Przed dwoma laty uczynił wyjątek i na potrzeby swojego występu w Lidze+ Extra nakręcił "Skompromitowanego", w którym wystąpił m.in. Bartosz Kapustka.
"Świat bez piłki" - film Marcina Budzińskiego:
"Świat bez piłki" to remake filmu, który Budziński nakręcił już pięć lat temu w formie trailera. Teraz zrealizował go z rozmachem, o jaki nikt nie podejrzewałby zawodowego piłkarza, i przy użyciu drona. Zmieniła się też obsada, bo w Cracovii w tym czasie doszło do zmian kadrowych, a do gry w swoich filmach Budziński zawsze angażuje kolegów z drużyny. Główne role grają zatem Krystian Stępniowski i Mateusz Szczepaniak, a przez film przewijają się też m.in. Deleu, Miroslav Covilo, Damian Dąbrowski, Erik Jendrisek i Jaroslav Mihalik, członkowie sztabu szkoleniowego Alfred Rusin (fizjoterapeuta) i Maciej Palczewski (trener bramkarzy) oraz partnerka Budzińskiego i żona Szczepaniaka.
Człowiek-orkiestra
W filmie występuje także Budziński, który był też scenarzystą, operatorem, reżyserem, montażystą i autorem muzyki. 27-latek ma talent nie tylko do futbolu - drugiego tak wszechstronnie uzdolnionego piłkarza w Lotto Ekstraklasie nie ma. Pod względem filmowym jest samoukiem, ale muzycznie ma formalne wykształcenie, ma do niej talent także w genach. Jego wujek jest kontrabasistą w Filharmonii Świętokrzyskiej, kuzyn jest organistą, kuzynka gra na wiolonczeli, a brat jest trębaczem.
Fiorentina nie dała szans Udinese. Zobacz skrót [ZDJĘCIA ELEVEN]
- Mama z bratem mnie namówili, żebym poszedł do szkoły muzycznej na egzaminy wstępne. Dostałem się na trąbkę i skończyłem szkołę I stopnia w Giżycku. Później dostałem się na II stopień do Olsztyna, ale zrezygnowałem, bo musiałem wybrać: albo przenosiny do Arki Gdynia, albo do szkoły w Olsztynie. Wybrałem piłkę, która mocniej siedziała mi w sercu. Jedno nie wyklucza drugiego, ale musiałem zdecydować, co robić bardziej po amatorsku - opowiadał parę lat temu na łamach "Dziennika Polskiego".
Muzyka wciąż jest jego pasją i odskocznią od zawodu, jakim stał się futbol. W wolnych chwilach komponuje, także ścieżki dźwiękowe do swoich filmów. Perfekcyjnie gra nie tylko na trąbce, ale też na pianinie i gitarze. Ku uciesze kolegów z drużyny robi to też podczas monotonnych zgrupowań.
- Graliśmy gdzieś na Śląsku i w ośrodku, w którym spaliśmy, było pianino. Zjedliśmy kolację, poszliśmy na balkon i cały czas towarzyszyła nam taka fajna muzyczka. Później zeszliśmy na dół, a tam - "Budzik" za pianinem. Stanęliśmy jak wryci, bo nikt nie znał go od tej strony. Marcin przecież nie wszedł do szatni i nie powiedział, że kończył szkołę muzyczną. Naprawdę fajnie się tego słuchało. Potrafi zagrać wszystko bez nut. Mówiliśmy mu, co chcemy usłyszeć, a on to po prostu grał - relacjonował Krzysztof Przytuła, który grał w Arce, gdy nastoletni Budziński wchodził do I zespołu.
Gdy 30 listopada 2015 roku Cracovia po raz pierwszy od 56 lat wygrała ekstraklasowe derby na stadionie Wisły, podczas triumfalnego przejazdu Pasów z Reymonta 22 na Kałuży 1 Budziński... odegrał na trąbce klubowy hymn.
Wygrał mecz życia z rakiem
Zawodnik cieszy się dziś życiem. Robi to, co lubi, i nie ma w środowisku osoby, która nie darzyłaby go sympatią, ale mało kto pamięta, że jako nastolatek przeżył prawdziwy dramat. Czesław Michniewicz, który wprowadził "Budzika" do I drużyny Arki, nazywał go "polskim Lancem Armstrongiem" - podobnie jak ten kolarz wygrał walkę z chorobą nowotworową, po której wrócił do wyczynowego sportu.
Po jednym z meczów w juniorach Arki poczuł mocny ból w brzuchu, a seria badań wykazała, że zaatakował go nowotwór złośliwy jelita cienkiego. Pierwszą chemioterapię dostał w "prezencie" na 17. urodziny, ale pokonał chorobę i 14 miesięcy po usłyszeniu diagnozy zadebiutował w ekstraklasie!
- Pomyślałem, że to jest kolejny etap, który trzeba przejść i szybko wrócić do piłki. Tak myślałem podczas leczenia i doszedłem do tego miejsca, w którym jestem teraz. Lekarze odradzali mi wyczynowe uprawianie sportu, bo to wiąże się z dużym wysiłkiem, przez który może spaść odporność, ale oni swoje, ja swoje i wyszło na moje - mówił kilka lat temu.
Czas na kadrę
Budziński to jednak przede wszystkim świetny piłkarz i kandydat do gry w reprezentacji Polski. 27-latek ma trzy atuty, które wyróżniają go z tłumu: potrafi świetnie uderzyć z dystansu, wygrać pojedynek w środkowej strefie boiska i uruchomić kolegę kapitalnym prostopadłym podaniem, na wykonanie którego większość zawodników w ogóle by się nie zdecydowała.
- To była asysta rodem z NBA, że cała hala wstaje i klaszcze - tak prowadzący kultową Ligę+ Extra Andrzej Twarowski skomentował asystę Budzińskiego w meczu z Legią Warszawa (2014/2015), a relacjonujący to spotkanie na żywo ze stadionu przy Kałuży 1 Grzegorz Mielcarski piał z zachwytu nad podaniem pomocnika Cracovii: - Jest jednym z nielicznych w polskiej ekstraklasie, który potrafi taką piłkę zagrać!
Po strzałach zza pola karnego Budziński zdobył w tym sezonie już pięć bramek - więcej niż jakikolwiek inny piłkarz Lotto Ekstraklasy. To właśnie z tych powodów jego nazwisko co jakiś czas pada w kontekście powołania do reprezentacji Polski. Wcześniej wychowanek Mamrów Giżycko tylko miewał przebłyski geniuszu i jeden świetny występ przeplatał serią mniej udanych, więc Adam Nawałka go pomijał, ale teraz "Budzik" ustabilizował formę na wysokim poziomie i stał się prawdziwym liderem Cracovii. Co ciekawe, zbiegło się to w czasie z otwarciem nowego rozdziału w jego życiu prywatnym - od lipca jest szczęśliwym ojcem Lilli.
"Skompromitowany" - film Marcina Budzińskiego: