Jeden z komentarzy, który można było przeczytać w internecie odnośnie wbitego wzroku Pepa Guardioli w ziemię: "Guardiola z pewnością teraz żałuje, że nie siedzi na niedzielnym obiadku, bo przecież w Niemczech trwa zimowa przerwa i Bayern gra dopiero za tydzień."
W Niemczech czy Hiszpanii był "wielkim trenerem". W Anglii przekonuje się na własnej skórze, że to specyficzna liga już nie tylko z samej nazwy. Tragizmowi tej sytuacji dodaje fakt, że obecnie Jose Mourinho walczy z Pepem Guardiolą o... piąte miejsce w tabeli. A przecież to szkoleniowcy, którzy zawsze bili się o najwyższe cele. W Hiszpanii prowadzili zażartą walkę o mistrzostwo kraju, a na Wyspach w swoich nowych zespołach przeżywają trudne chwile.
Z całą pewnością w Bayernie Monachium czy Barcelonie Guardiola miał do dyspozycji lepszych piłkarzy, a i przeciwnicy nie byli tak wymagający jak w Anglii. Tutaj sześć zespołów bije się o mistrzostwo. Trudno sobie wyobrazić coś takiego w Primera Division czy Bundeslidze.
Guardiola nigdy nie był w takiej sytuacji w swojej trenerskiej karierze. Defensywa The Citizens jest jak szwajcarski ser - dziurawa z kiepskim bramkarzem. Kupieni Claudio Bravo oraz John Stones to bardzo słabe ogniwa. Z drugiej strony trudno znaleźć jasną postać w obronie Manchesteru City, ale Stones i Bravo kosztowali w sumie 70 milionów funtów.
ZOBACZ WIDEO Sevilla - Real. Ronaldo rzucił piłką w rywala [ZDJĘCIA ELEVEN]
Kolejnym czynnikiem jest brak tożsamości z klubem. W Chelsea jest John Terry, w Man Utd Wayne Rooney, w Tottenhamie Harry Kane, a w Man City żaden tak naprawdę zawodnik nie identyfikuje się z kibicami. Był Joe Hart, ale jego pozbył się Pep Guardiola i można dzisiaj stwierdzić, że był to błąd hiszpańskiego trenera. Zespół Manchesteru City nie jest jednością i z piłkarzy często wychodzi frustracja. Sam Fernandinho dostał już trzy czerwone kartki, a Sergio Aguero pauzował w sumie w siedmiu spotkaniach.
Guardiola w Manchesterze City ma najgorszy współczynnik punktowy w swojej karierze - 1,97 punktu na jedno spotkanie, gdzie w Bayernie było to 2,41, a w Barcelonie 2,36. Przed nim trudny orzech do zgryzienia, ponieważ nie zapowiada się nagle, żeby sytuacja Man City poprawiła się w następnych tygodniach.