Jakub Rzeźniczak. Kolejne powstanie z kolan

Newspix / Piotr Kucza
Newspix / Piotr Kucza

Pod koniec sierpnia nigdy bym nie stwierdził, że tak skończę ten rok - mówi Jakub Rzeźniczak. Kapitan Legii w pewnym momencie tego sezonu nie łapał się do meczowej kadry, stracił też opaskę. Wrócił jednak do dyspozycji z najlepszych lat.

W październikowej rozmowie piłkarz opowiadał WP SportoweFakty o przyczynach kryzysu formy. Grał rzadko, gdy drużynę prowadził Besnik Hasi, a jak już pojawiał się na boisku, to popełniał najczęściej błędy, które kończyły się golem dla przeciwnika. Obrońca przyznał, że przed każdym kolejnym meczem myślał o tym, że znowu się pomyli. Wysoką dyspozycję odzyskał po przyjściu trenera Jacka Magiery. Z obecnym szkoleniowcem zna się od dwunastu lat. Grał z nim w jednej drużynie, współpracował, gdy Magiera był w Legii asystentem pierwszego trenera. Szkoleniowiec pomagał mu też w nauce przed maturą. Wiele lat później postawił na nogi w dorosłym życiu. - Nie wiedziałem tylko, czy trener zaufa mi od początku, czy będę musiał zaczekać na swoją szansę. Czułem jednak, że będzie lepiej - mówi Rzeźniczak.

I faktycznie, jakby z dnia na dzień jego pewność siebie wzrosła. Z obrońcy, którego interwencje ocierały się o kiks, stał się gwarantem przerwania każdej akcji rywala. Po dwóch udanych spotkaniach, ze Sportingiem Lizbona i Lechią Gdańsk, pojechał z drużyną do Szczecina. Legia mecz z Pogonią przegrała 2:3, Rzeźniczak  zawalił dwa gole. I znów był najbardziej krytykowany.

- Może to mi było potrzebne, żebym nie odleciał? - wspomina mecz z połowy października. - Przyczyniłem się do porażki. Znowu zaczęły wracać złe myśli, ale starałem się o nich zapomnieć. Później, w Madrycie przed spotkaniem z Realem, trener wziął mnie na rozmowę w cztery oczy. Dziesięć minut wystarczyło, by dobrze mnie nastroił. Usłyszałem proste rzeczy: żebym się nie przejmował, że każdy popełnia błędy. Ale było mi to potrzebne. Więcej już takich wpadek nie miałem - analizuje piłkarz.

Rzeźniczak współpracował wcześniej z trenerem mentalnym, Mateuszem Grzesiakiem. Kursy wykupiła mu żona widząc, że zawodnik miał problemy z udźwignięciem presji ze strony kibiców i ekspertów. - Wykorzystałem wszystkie sesje. Na razie nie będę chodził do pana Grzesiaka. Postanowiłem, że wrócimy do współpracy za rok. Magiera to również świetny mówca, ale Grzesiak zwraca uwagę na trochę inne rzeczy. Ma inną wiedzę, która przydaje się też na boisku - kontynuuje.

ZOBACZ WIDEO Kulisy pracy w "Marce". Reportaż WP SportoweFakty

Obrońca od przyjścia Magiery był kapitanem w każdym spotkaniu Legii. Wcześniej Hasi powiedział mu, że chce, by "Legia miała kilku kapitanów". Dziś jakby trochę nie wierzy, że odzyskał dawną dyspozycję. - Nie znamy dnia ani godziny, gdy wszystko odwróci się o 180 stopni. Mógł przyjść inny trener i mi nie zaufać. Pod koniec sierpnia nigdy bym nie stwierdził, że tak skończę ten rok - komentuje były reprezentant Polski.

Stara się też odpowiedzieć na pytanie, jak Magiera odmienił zespół. Legia wygrała w lidze osiem z dziesięciu meczów, zajęła też trzecie miejsce w grupie Ligi Mistrzów i na wiosnę zagra w Lidze Europy. - Jest dyscyplina, wymagania, koncentracja, ale i luz. Trener Magiera poustawiał nas taktycznie, to był najważniejszy krok. Zwraca uwagę na małe rzeczy. Podczas odprawy przed każdym spotkaniem wyświetla drużynie na slajdach daty zdobytych przez Legię trofeów. To fajne podkreślenie, w jak ważnym klubie jesteśmy. Nie tylko przed takimi meczami jak z Realem Madryt, Sportingiem Lizbona czy Lechem Poznań, ale także i Górnikiem Łęczna - zauważa piłkarz.

Gdy mówi, jest uśmiechnięty i wyluzowany. Utrzymuje kontakt wzrokowy. Głowa nie jest już spuszczona jak dwa miesiące temu. Przygnębienie minęło. - W tym sezonie był moment, że nawet zwycięstwa nas nie cieszyły. Nas piłkarzy, kibiców. Wiedzieliśmy, że gra była słaba. Teraz są wyniki, osiągane w dobrym stylu. Jest dużo bramek, stadion pełny, a my w szatni szalejemy - kończy kapitan Legii.

Komentarze (2)
avatar
sozo
19.12.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
ale goli nie wbija..