Nawet efektowne zwycięstwo już by go nie uratowało. Decyzja była podjęta, Besnik Hasi żegnał się z klubem. Legia Warszawa i tak znowu jednak przegrała, u siebie z Zagłębiem Lubin 2:3 prezentując w defensywie futbol radosny, który z zabawą i dobrym humorem nie miał jednak nic wspólnego. To było dobicie Albańczyka. Mistrz Polski w drugiej połowie września, po 9. kolejce spadł na czternaste miejsce w tabeli. Do lidera Termaliki tracił 10 punktów. I dużo i mało, gdyby brać pod uwagę późniejszą redukcję punktów o połowę. Tyle, że zapominano, że przecież zespół z drugiej części tabeli o mistrzostwo grać jednak nie będzie.
Legia nie była na ligowym dnie, bo przecież były jeszcze dwie drużyny gorsze. Była jednak na swoim własnym dnie. Nie miała czasu. Potrzebne było działanie tu i teraz. Potrzebny był - jak się szybko okazało - Jacek Magiera.
Tuż przed wyjazdowym meczem z Borussią Dortmund pozwoliłem sobie na określenie, że on okazał się tym, który tę marnej jakości wodę zamienił w dobre wino. W piłce cudów nie ma, a jednak wydawało się, że w Legię z dnia na dzień wstąpiły jakieś nadprzyrodzone siły. Wyklęty niemalże z Łazienkowskiej Jakub Rzeźniczak nagle przestał popełniać błędy. Ociężały Vadis Odjidja-Ofoe nagle czuł się z piłką lekko. Legia zaczęła strzelać gole, wygrywać i cieszyć grą. Potem piłkarze wyjaśniali, że Magiera właśnie kazał im to robić - czerpać z futbolu radość, bo przecież piłka nożna to rozrywka. Legendarny trener chicagowskich Bulls, Phil Jackson pisze w swojej książce "11 pierścieni", że dobry trener to taki, u którego sami zawodnicy chcą być trenowani. Gdy piłkarze Legii w czasie wolnym zaczęli przychodzić na treningi, przekonaliśmy się, że takiego dobrego szkoleniowca na Łazienkowskiej właśnie się doczekali.
Poza tym taki mecz, jaki przydarzył się z Realem Madryt pozwolił zawodnikom uwierzyć w siebie. Stary-nowy trener rozegrał to doskonale. W spotkaniach z Borussią czy Realem, mając wkalkulowaną porażkę, zalecił zawodnikom pójście na wymianę ciosów. Legioniści mieli się przekonać, że z wielkimi też mogą powalczyć. Realowi strzelili trzy gole u siebie, Borussii cztery na wyjeździe. A skoro tak, to w Lotto Ekstraklasie w teorii nie powinno być drużyny, która może jej realnie zagrozić.
ZOBACZ WIDEO Bóg, futbol, Borussia. Polak, który zatrzymał papież
W sumie pod wodzą Jacka Magiery klub ze stolicy rozegrał 15 meczów, strzelił 42 gole. To aż 2,8 gola na mecz. Tylko w debiucie trenera, w wyjazdowym meczu ze Sportingiem Lizbona legionistom nie udało się pokonać bramkarza. Wszystko też wskazuje na to, że konflikt właścicielski na piłkarzy zbytnio nie wpłynął. Na koniec roku mistrz Polski już jest trzeci. Do Jagiellonii traci tylko cztery punkty. I już na pewno wiosną zagra o mistrzostwo. A król strzelców z poprzedniego sezonu, węgierski kałasznikow Nemanja Nikolić znowu zakończył jesień jako najlepszy strzelec ligi (12 goli).
EkstraKLASA: Vadis Odjidja-Ofoe
Być może mamy do czynienia z najlepszym obcokrajowcem w historii naszej ligi. Vadis Odjidja-Ofoe, produkt belgijskiego systemu szkolenia do Warszawy przyjechał po rodzinnej tragedii (śmierć matki), z treningowymi zaległościami. Kiedy już jednak wrócił do równowagi pokazał, dlaczego jeszcze trzy lata temu Norwich City wyłożyło za niego 5 mln euro. Gdy Legia jeszcze za rządów Besnika Hasiego przegrywała z Borussią Dortmund 0:6, był jedynym, który poziomem nie odstawał od niemieckiej drużyny. Potem wcale nie był gorszy od Toniego Krossa. W Ekstraklasie po prostu się bawi. Jego trener z czasów gry w juniorach Gent Frank De Leyn mówił nam niedawno: - Dwa największe talenty jakie miałem przez 25 lat pracy w Gent to Vadis Odjidja-Ofoe oraz Kevin De Bruyne.
EkstraKLAPA: Besnik Hasi
Praca Besnika Hasiego w Legii Warszawa trwała zaledwie 3,5 miesiąca. Zostawił drużynę na 14. miejscu w lidze i kilku piłkarzy, którzy mieli go serdecznie dość. 44-letni trener na pewno nie miał łatwego początku, bo nie mógł pracować z piłkarzami, którzy grali na Euro 2016. Musiał też poczekać na transfery. A do tego dostał zadanie awansu do Ligi Mistrzów. I temu akurat podołał. Tyle, że zbyt dużym kosztem w lidze. To oczywiste, że Albańczyka trzeba krytykować. I dostał już mocno za swoje. Jednak są też plusy jego pracy. Wspomniana Liga Mistrzów to raz. Dwa to Vadis Odjidja-Ofoe, a trzy - Thibault Moulin. Dwóch dziś kluczowych piłkarzy na pewno nie zawitałoby do polskiej stolicy, gdyby nie albański trener. Znali go z czasów gry w Belgii.
Lider: Miroslav Radović
Miał być piłkarzem od robienia w szatni dobrej atmosfery. Okazał się zawodnikiem od robienia zwodów, na które nabierały się gwiazdy Realu Madryt i Borussii Dortmund. Po transferze do Chin, a potem krótkich przygodach z Olimpią Lublana i Partizanem Belgrad mogło się wydawać, że Miroslav Radović najlepsze lata ma już za sobą. Dziś trzeba postawić pytanie, czy życiową dyspozycję osiągnął za czasów Henninga Berga (gdy ten zrobił z niego napastnika), czy jednak najlepiej w karierze gra właśnie teraz.
Cytat: Arkadiusz Malarz
- Przegraliśmy Puchar i Superpuchar. Ucieka nam liga. Kur**, przepraszam za wyrażenie, ale obudźmy się w końcu! Inaczej wszystko ucieknie. Stoimy przed życiową szansą, ale nikt się przed nami nie położy, co pokazał Górnik Łęczna. To nie jest usprawiedliwienie. Dość głaskania! Nikt się przed nami nie położy. Obudźmy się w końcu! Tak dalej być nie może. Mam nadzieję, że sobie porozmawiamy w szatni. My gramy w Legii Warszawa! Kur**, w Legii Warszawa! - bramkarz Legii w połowie sierpnia, po wyjazdowej porażce 0:1 z Górnikiem Łęczna nie wytrzymał przed kamerami Canal Plus.
W końcu doczekał się przebudzenia drużyny.
Obserwuj @Jacek_Stanczyk