Podbeskidzie Bielsko-Biała było murowanym faworytem pojedynku w Kluczborku. Bielszczanie w tym sezonie spisują się znacznie poniżej oczekiwań i właśnie na Opolszczyźnie chcieli rozpocząć serię dobrych występów. Górale mieli znaczną przewagę, ale zabrakło im skuteczności.
Zajmujący ostatnią pozycję w tabeli MKS Kluczbork postawił się rywalom i to mimo tego, że miał tylko trzy dni na odpoczynek po dalekim wyjeździe do Olsztyna. - W środę graliśmy zaległy mecz ze Stomilem Olsztyn, za nami daleka podróż, gra na ciężkim boisku, która kosztowała nas sporo sił. Mówiłem swoim zawodnikom, żeby o tym nie myśleli. Mieliśmy się skupić tylko na Podbeskidziu, wpajaliśmy graczom, że Podbeskidzie w tym meczu gra o trzy punkty i powinna to być dla nich formalność, ponieważ jesteśmy na końcu tabeli. Dlatego nasza ambicja i wola walki mogła zrównoważyć atuty rywala - powiedział trener MKS-u, Tomasz Asensky.
Dla kluczborczan był to pierwszy punkt wywalczony pod wodzą Asensky'ego. Jednocześnie był to najlepszy mecz MKS-u w tym sezonie. - Kazałem piłkarzom grać bardzo agresywnie, mieliśmy nękać obrońców, utrudniać im rozegranie i zagęścić środek boiska. Udało nam się kilka razy odebrać piłkę i zagrozić bielszczanom. Ten mecz na pewno sporo nas kosztował i jeśli chodzi o kondycję, to odbiło się to na nas w końcówce - stwierdził Asensky.
MKS miał kilka okazji, by zdobyć bramki, ale ostatecznie jedyne trafienie dla ekipy z Kluczborka zanotował Rafał Niziołek, który w 72. minucie wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Podbeskidzie wyrównało po strzale Tomasza Podgórskiego z rzutu wolnego. - Grając z zespołem tej klasy nie możemy sobie pozwolić na marnowanie tylu stuprocentowych sytuacji. W trzech takich okazjach nie udało się zdobyć gola, całe szczęście, że nie zablokowaliśmy się. W przerwie mówiłem swoim zawodnikom, żeby wierzyli w siebie i w końcu udało nam się strzelić upragnioną bramkę. W drugiej połowie Podbeskidzie podkręciło tempo, ale udało nam się to wytrzymać. Zagraliśmy dobrze, ale nie ma co się cieszyć, tylko trzeba skoncentrować się na kolejnych spotkaniach - zakończył Asensky.
ZOBACZ WIDEO Kamil Glik: Nic się nie zepsuło