Michał Kołodziejczyk z Bukaresztu: Czekając na tragedię (komentarz)

PAP/EPA / EPA/ROBERT GHEMENT
PAP/EPA / EPA/ROBERT GHEMENT

Mecz w Bukareszcie powinien zostać przerwany, a Polsce należał się walkower. Zdrowie naszych piłkarzy było zagrożone. Przymykanie oczu na bandyckie zachowanie kibiców doprowadzi w końcu do prawdziwego dramatu.

W pierwszej połowie meczu z Rumunią w stronę sektora zajmowanego przez polskich kibiców poleciały race. Później kilka z nich spadło pod nogi Łukasza Fabiańskiego, w polu karnym. Polski bramkarz zachował spokój, ale na pewno nie czuł się bezpiecznie. Próbował interweniować u sędziego Damira Skominy, ale Słoweniec na apele naszych piłkarzy był głuchy - jakby raca wybuchła mu przy uchu jeszcze w tunelu przy wyprowadzaniu drużyn na boisko.

Skomina nie panował nad tym, co działo się w trakcie meczu. Pozwalał na bardzo ostrą grę przeciwników, którzy po przerwie pojawili się na boisku szukając ofiar. Rezerwowi rozgrzewający się przy linii bocznej pobudzali publiczność do dopingu, wywierali presję na arbitrach, wbiegali na boisko przy spornych sytuacjach. Chcieli urządzić naszym piłkarzom piekło, a arbitrom wytłumaczyć, że jeśli nie zaczną gwizdać po gospodarsku, to mogą z Bukaresztu już nie wyjechać.

Roberta Lewandowskiego nie udawało się zatrzymać kolejnymi faulami, więc do pomocy swoim piłkarzom ruszyły trybuny. Metr od kapitana reprezentacji Polski wybuchła petarda hukowa, Lewandowski przewrócił się na boisko i oszołomiony nie był w stanie się podnieść. Przerwa w grze trwała kilka minut, Polak został sprowadzony za linię boczną i nie wiadomo było czy będzie w stanie dalej grać. Skomina zdecydował się jednak nie przerywać meczu, chociaż protestowali już wszyscy piłkarze naszej reprezentacji. Fabiański pobiegł nawet do Adama Nawałki, cała drużyna zgromadziła się na środku boiska, sugerując arbitrowi, że dalsza gra może skończyć się tragedią. Wróciły obrazki sprzed kilku lat z Podgoricy, kiedy Przemysław Tytoń oszołomiony hukiem petard rzucanych przez czarnogórskich kibiców w jego kierunku po prostu stwierdził, że boi się wracać między słupki. I wtedy, i w Bukareszcie przedstawienie trwało dalej - bo bilety, bo transmisja, bo reklamy, bo pieniądze.

Bagatelizowanie takich wydarzeń doprowadzi do prawdziwego dramatu. Czy sędzia przerwie spotkanie dopiero wtedy, gdy wrzucony na boisko granat urwie komuś nogę czy może gdy siekiera przeleci komuś przy uchu? Polacy mieli prawo czuć się zagrożeni, teraz domaganie się walkowera nie ma sensu, bo zwycięstwo 3:0 udało się osiągnąć i bez zbierania specjalnej komisji, ale Rumuni powinni spodziewać się potężnych sankcji UEFA. Ten mecz był źle zorganizowany, kontrola na bramkach zerowa, a zachowanie miejscowych kibiców - agresywne i niebezpieczne dla zdrowia zawodników. Ktoś musi zatrzymać nakręcającą się spiralę bandytyzmu na trybunach.

Michał Kołodziejczyk z Bukaresztu

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Przez wybuch nic nie słyszałem, oczy też ucierpiały

Źródło artykułu: