Szymon Mierzyński: Chelsea wyhamowała, Antonio Conte nie uniknie rewolucji (komentarz)

PAP/EPA / EPA/WILL OLIVER / Antonio Conte jako trener Chelsea Londyn
PAP/EPA / EPA/WILL OLIVER / Antonio Conte jako trener Chelsea Londyn

Zaczęło się pięknie, ale później przyszedł nie zimny, a wręcz lodowaty prysznic. Misja Antonio Conte w Chelsea nie będzie łatwa, Włoch dobitnie się przekonał, że sukces nie nadejdzie szybko, a drogę do niego musi ułożyć sobie sam.

Po odejściu Jose Mourinho The Blues byli w całkowitym rozkładzie, a w ich grze nie funkcjonowało kompletnie nic. Guus Hiddink w pewnym stopniu opanował sytuację, przeprowadził mentalną odbudowę zespołu, lecz nie dał rady uporać się z wszystkimi problemami, dlatego były selekcjoner reprezentacji Italii na pewno nie przychodził na Stamford Bridge na gotowe.

Ten wniosek można wysnuć dziś, bo jeszcze w sierpniu wydawało się, że Antonio Conte zaliczy miękkie lądowanie i z marszu ruszy z Chelsea do walki o tytuł. Trzy premierowe spotkania przyniosły komplet punktów i przede wszystkim efektowny styl - coś, czego tak bardzo brakowało londyńczykom w minionej edycji.

Później jednak odezwały się demony spowodowane przede wszystkim szkolnymi błędami w defensywie. Ta formacja obecnie nie jest w stanie zapewnić The Blues poziomu, który pozwoliłby im na skuteczną rywalizację o ścisłą czołówkę. Tuż przed zamknięciem okienka transferowego sprowadzono do Londynu Marcosa Alonso i Davida Luiza. Ten drugi wskoczył do podstawowego składu niemal z marszu (pomogły mu problemy zdrowotne Johna Terry'ego) i wraz z Garym Cahillem... stworzył najbardziej "elektryczną" parę stoperów w Premier League. O ile jednak Brazylijczyk unika "wielbłądów", to jego starszy kolega gra po prostu katastrofalnie i robi wszystko, by zimą opuścić klub.

30-latek przez kilka sezonów był ostoją defensywy Chelsea i jego pomyłki z ostatnich meczów budzą szok. To też jednak sygnał dla Conte, że linia obronna wymaga nie kosmetyki, a gruntownej przebudowy. I taka przebudowa - zapoczątkowana już latem - zapewne nastąpi, choć do zimy londyńczycy muszą sobie radzić z tym materiałem ludzkim, który mają. Skalę problemów najlepiej obrazuje ostatni pojedynek z Arsenalem. Przez wiele lat Kanonierzy drżeli przed rywalem zza miedzy, bo nie potrafili z nim wygrywać. Tymczasem w sobotę to oni wyglądali jak postrach Chelsea, jednak strzelanie zaczęli dzięki temu, że Cahill popełnił stratę na własnej połowie.

ZOBACZ WIDEO: Sporting - Legia. Portugalska komedia pomeczowa

Być może The Blues nieco odetchną po powrocie Kurta Zoumy. Francuz przez ponad pół roku leczył kontuzję, ale gdy tylko będzie gotów do gry (a to już rychła perspektywa), pewnie z marszu wskoczy do składu. Włoski menedżer bez wątpienia nie pozostawi ostatnich "wyczynów" obrońców bez reakcji. W końcówce na Emirates Stadium nawet się nie denerwował, raczej łapał za głowę, zszokowany tym co wyczyniają jego podopieczni.

Włoch marzy pewnie, że jego zespół będzie miał w Premier League taką pozycję jak Juventus w Serie A, gdy sam w nim pracował. Najpierw jednak trzeba zbudować podstawy. Dziś w Chelsea jest wielka dziura w tyłach, której nie nadrobi nawet kunszt Edena Hazarda, ani wysoka skuteczność Diego Costy. Kiedyś Jose Mourinho był oskarżany o zbyt duży nacisk na defensywę, na czym cierpiał styl. Obecnie sytuacja jest odwrotna, ale największy kłopot pozostaje wciąż ten sam - brak równowagi.

Szymon Mierzyński

Źródło artykułu: