Zaangażowanie, poświęcenie, determinacja. Choć dla młodszych kibiców Legii Warszawa w dobie ostatnich wydarzeń może brzmieć to nieco obco, to bywały mecze, w których piłkarze Wojskowych imponowali tymi cechami, i to grając przeciwko najlepszym drużynom w Europie. I nie, nie działo się to w czasach, gdy w jej barwach występowali Lucjan Brychczy i Kazimierz Deyna.
W sobotę 24 września mija dokładnie 20 lat od pamiętnego spotkania Legii z Panathinaikosem Ateny w I rundzie Pucharu UEFA. Meczu, który zapisał się na stałe w historii nie tylko klubu z Łazienkowskiej, ale i polskiej piłki klubowej. Nie ma w tym przypadku - polski zespół wyeliminował w wielkim stylu półfinalistę Ligi Mistrzów.
Zacznijmy jednak od początku. W marcu 1996 roku mistrz Polski grał w Lidze Mistrzów, a w ćwierćfinale trafił na Panathinaikos Ateny. Legia miała wtedy w swoim składzie gwiazdy naszego futbolu - m.in. Macieja Szczęsnego, Leszka Pisza, Tomasza Wieszczyckiego czy Jerzego Podbrożnego. W dwumeczu nie dała jednak rady Grekom, remisując u siebie 0:0 i doznając wysokiej porażki 0:3 w Atenach.
Kilka tygodni później drużyna się rozpadła. Po przegranej z Widzewem Łódź i straceniu mistrzostwa Polski ze sponsorowania klubu wycofał się Janusz Romanowski, a z zespołu odeszło 9 piłkarzy - wspomniani Szczęsny, Pisz, Wieszczycki i Podbrożny, a także Marek Jóźwiak, Krzysztof Ratajczyk, Zbigniew Mandziejewicz, Radosław Michalski i Grzegorz Lewandowski. Do tego zespół opuścił trener Paweł Janas. Nad Łazienkowską nadciągnęły ciemne chmury.
W letniej przerwie do drużyny dołączyli jedynie młody i niedoświadczony Igor Kozioł, wracający po kilku latach nieobecności Dariusz Czykier oraz mało znany Dariusz Solnica. Transfery nie powalały na kolana. Jakby tego było mało, podczas pierwszego spotkania nowego sezonu z Jeunesse Esch w Pucharze UEFA zawału serca doznał nowy-stary trener Władysław Stachurski. Jego obowiązki musiał przejąć Mirosław Jabłoński, do tej pory pełniący tylko funkcję asystenta.
Gazety były zgodne - Legię czeka prędzej walka o utrzymanie niż o mistrzostwo Polski. Piłkarze nie przejmowali się jednak opiniami dziennikarzy. W lidze radzili sobie dobrze, a jeszcze lepiej w Europie. Po wyeliminowaniu mistrza Luksemburga, a następnie fińskiej FC Haki Valkeakoski Wojskowi znaleźli się w I rundzie Pucharu UEFA. Losowanie nie było jednak szczęśliwe - ich rywalem został, o ironio, Panathinaikos Ateny.
Grecy, który kilka miesięcy wcześniej pokonali zdecydowanie mocniejszą Legię, a później otarli się o finał Ligi Mistrzów, byli zdecydowanym faworytem dwumeczu. Pierwszy mecz odbył się w Atenach. Na początku szok dla publiczności - w trzeciej minucie piękny strzał Czykiera i 1:0 dla Polaków. Niestety, w ciągu kilkunastu minut gospodarze doprowadzili do wyniku 3:1. Tuż przed przerwą straty zmniejszył jednak Cezary Kucharski, a w drugiej połowie legioniści mieli dobre okazje na doprowadzenie do wyrównania. Niestety, zamiast remisu wkrótce było 4:2. Na dodatek w końcówce czerwoną kartkę obejrzał Jacek Bednarz, jeszcze bardziej komplikując sytuację kadrową zespołu. Przed rewanżem Legia była w bardzo trudnym położeniu.
24 września na stadionie przy ulicy Łazienkowskiej zjawiło się jednak 8000 kibiców, wierzących w awans swojej drużyny do II rundy Pucharu UEFA. Przed spotkaniem Kucharski zapowiadał na łamach prasy, że strzeli decydującego gola dla Legii. Z drugiej strony polski napastnik Panathinaikosu Krzysztof Warzycha przekonywał, że to właśnie jego bramki pogrążą Wojskowych.
Pierwsze minuty ostrożne z obu stron, jednak coraz częściej do głosu dochodzą gospodarze. Strzał Ryszarda Stańka broni jednak stojący w bramce rywali polski bramkarz Józef Wandzik. Kilka minut później doskonałą sytuację ma Kucharski, ale przenosi piłkę nad poprzeczką. W odpowiedzi na bramkę Grzegorza Szamotulskiego uderza Alexoudis, ale nie trafia. W końcówce pierwszej połowy dwie znakomite szanse ma z kolei Marcin Mięciel, jednak wynik nie ulega zmianie.
[nextpage]Teraz Legii zostaje już tylko 45 minut na strzelenie dwóch bramek. Osiem minut po przerwie piłkę na połowie Greków przejmuje Kucharski i otwierającym podaniem znajduje Stańka. Ten wbiega w pole karne i idealnie wykłada piłkę Mięcielowi, który tym razem nie marnuje okazji. 1:0 i trybuny szaleją. Na ławce Legii jednak spokój - to wciąż nie daje awansu do kolejnej rundy.
Tym bardziej, że Grecy są bardzo groźni w ofensywie. Po jednym z kontrataków świetną szansę ma Apostolakis, ale znów na wysokości zadania staje Szamotulski. Znakomitą okazję ma także Warzycha, ale pudłuje. Szybko dwiema świetnymi akcjami odpowiada Legia - po doskonałym podaniu Czykiera do siatki nie trafia jednak Solnica, a kilka minut później mający przed sobą niemal pustą bramkę Mięciel uderza ponad nią.
Wraz z upływającymi minutami determinacja legionistów jest coraz większa. Po centrze Czykiera Kucharski doskonale uderza głową, kibice już podrywają się z miejsc, ale Wandzik jakimś cudem odbija piłkę. Snajper Legii nie wierzy własnym oczom i załamany nie podnosi się z murawy. Kibice powoli tracą nadzieję, ale nie piłkarze.
Gdy na zegarze jest już 90 minuta, piłkę blisko pola karnego Panathinaikosu przypadkowo przejmuje Jacek Kacprzak. Pomocnik decyduje się na strzał rozpaczy, rykoszet i rzut rożny. Jabłoński decyduje się na zmianę - przewidując stałe fragmenty w końcówce wprowadza na boisko wysokiego Kozioła, zdejmuje Solnicę. Jest już doliczony czas gry.
ZOBACZ WIDEO: Boniek: problem polskiej piłki klubowej, to odpływ młodych, zdolnych piłkarzy
Dośrodkowanie Kacprzaka, przedłużenie piłki przez Zielińskiego, dopada do niej Mięciel i kieruje ją wprost na głowę Kucharskiego. Ten już się nie myli i strzela upragnionego gola. O tym, co w tym momencie dzieje się na Łazienkowskiej, kibice będą opowiadać przez długie lata. Nieznajomi rzucają się sobie w ramiona, na trybunach panuje szaleństwo, podobnie na murawie. Piłkarze Legii są w euforii, załamani są jedynie Grecy, którzy nie mogą uwierzyć, że są o krok od odpadnięcia z europejskich pucharów.
Po rozpoczęciu rzucają się do desperackich ataków. Po dwóch rzutach rożnych robi się gorąco pod bramką gospodarzy, ale Szamotulskiemu udaje się wybić futbolówkę poza pole karne. W końcu hiszpański arbiter Juan Ansuategui Rocha gwiżdże po raz ostatni, a wybuch radości piłkarzy i kibiców jest słyszalny niemal w całej Warszawie. W szatni legionistów panuje szaleństwo, zupełnie inne nastroje u rywali. Krzysztof Warzycha w rozmowie z dziennikarzami ma łzy w oczach. Na pytanie o przyczyny porażki, odpowiada: "Niech Pan tych kibiców zapyta". W stolicy nikt jednak nie przejmuje się opiniami reprezentanta Polski, a kibice świętują do białego rana.
"Cudowna Legia!" - tak następnego dnia tytułuje relację z meczu "Przegląd Sportowy". Z kolei tygodnik "Piłka Nożna" przekonuje, że było to najlepsze spotkanie Wojskowych od starcia z IFK Goeteborg, decydującego o awansie do Ligi Mistrzów rok wcześniej. Wtedy jednak drużyna z Łazienkowskiej była pełna indywidualności i wygrała spotkanie, bo lepiej od Szwedów grała w piłkę. We wrześniu odniosła sukces, bo zostawiła na boisku serce.
"Dawno nieoglądane na polskich stadionach tempo akcji, mało strat piłki, konsekwentne dążenie do wytkniętego celu mogły zadowolić najwybredniejszych" - pisał dziennikarz gazety Kazimierz Oleszek.
Co istotne dla losów klubu, mecz z trybun oglądali wysłannicy koncernu Daewoo, zastanawiający się nad poważnym zainwestowaniem w Legię. Po spotkaniu, zachwyceni atmosferą i oczywiście wspaniałą grą zawodników, zdecydowali się zostać głównym sponsorem wicemistrza Polski. Przed Legią roztaczała się wizja świetlanej przyszłości...
W kolejnej rundzie Pucharu UEFA Wojskowi stoczyli wyrównany bój z niezwykle silnym Besiktasem Stambuł, który jednak minimalnie przegrali (1:1 i 1:2). Choć legioniści w sezonie 1996/1997 nie odnieśli w europejskich pucharach wielkiego sukcesu, to rewanżowe spotkanie z Panathinaikosem Ateny jest wciąż obecne w głowach kibiców. Nie brakuje opinii, że takiej walki i zaangażowania, jaką zaprezentowali wtedy piłkarze Legii w starciu z klubem z europejskiej czołówki, nie widziano na Powiślu przez kolejnych 20 lat.