Olimpia Grudziądz znów zawiodła. Trener narzekał na sędziów

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Jacek Paszulewicz
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Jacek Paszulewicz

Zespół Jacka Paszulewicza zaliczył czwartą porażkę w sezonie. Mecz w Nowym Sączu wygrała Sandecja 3:1. - Sędziowie znów chcieli być aktorami pierwszego planu - komentował szkoleniowiec gości.

Opiekun Olimpii Grudziądz miał na myśli przede wszystkim sytuacje z początku I i II połowy. - Decyzje sędziego z 2. i 48. minuty są dla mnie niezrozumiałe - mówił Jacek Paszulewicz.

Najpierw Sebastian Jarzębak zmienił decyzję o podyktowaniu rzutu karnego dla Olimpii, następnie wskazał na wapno po faulu kwestionowanym przez przyjezdnych. - Ciężko o pozytywną reakcję zawodników po sytuacjach, które miały miejsce na boisku. Spadła koncentracja i w pierwszej połowie zespół Sandecji to wykorzystał. Oczywiście nie ujmuję wygranej gospodarzom, bo była zasłużona - podkreślił trener.

Zespół z Grudziądza prezentował się słabo pod względem piłkarskim, ale nieco lepiej biorąc pod uwagę cechy wolicjonalne. - Do samego końca walczyliśmy o zmianę rezultatu. Po czerwonej kartce dla Zitki i przejściu na trójkę obrońców, staraliśmy się odwrócić losy meczu, nadziewając się na kontrataki - analizował Paszulewicz.

- W pierwszej połowie moi zawodnicy dostosowali się do poziomu sędziowania, albo sędziowie dopasowali się do naszego poziomu. Już od początku II połowy wprowadziłem dwóch nowych graczy, którzy wnieśli trochę ożywienia w nasze poczynania - dodał.

ZOBACZ WIDEO: Nikolić: ten wynik jest trochę za wysoki

Bolączką Olimpii jest ofensywa, co było widoczne podczas meczu w Nowym Sączu. - Mamy problem z napastnikiem od początku rundy, brakuje nam egzekutora. Damian Michalik gra na nie swojej pozycji i stąd też niska skuteczność - tłumaczył szkoleniowiec.

Biało-zieloni mimo gry w osłabieniu potrafili zdobyć bramkę honorową, Marcin Kaczmarek wykorzystał rzut wolny. Okoliczności były jednak kuriozalne, bo przyjezdni wznowili grę na raty. Strzelec bramki i Marcin Smoliński nie porozumieli się kto ma kopnąć piłkę, przeszli do przodu mijając ją. Zdążyli zebrać gromkie brawa od sądeckich kibiców, wycofać się i dopiero wtedy pomocnik gości pokonał zaskoczonego bramkarza Sandecji. Futbolówka odbiła się jeszcze od słupka.

- Mamy różne warianty rozgrywania stałych fragmentów, ale to akurat nie był jeden z nich. Moi zawodnicy nie zrozumieli się w tym momencie. Gonili za wynikiem, byli zmęczeni. Być może ta sytuacja na tyle zdezorganizowała przeciwnika, że udało się go zaskoczyć - zakończył trener Jacek Paszulewicz.

Źródło artykułu: