31 sierpnia Kamil Grosicki - za zgodą Adama Nawałki - opuścił zgrupowanie reprezentacji Polski przed meczem z Kazachstanem, by polecieć do Anglii i przejść badania medyczne przed transferem do Burnley.
Anglicy długo negocjowali z Rennes warunki kupna Grosickiego. Beniaminek Premier League początkowo był skłonny zapłacić za Polaka 6 mln euro, ale stanowisko Rennes było jasne - 8 mln euro i ani eurocenta mniej. Dla porównania Francuzi pozyskali Grosickiego z Sivassporu za 800 tys. euro.
Przyparte do muru Burnley przystało na tę kwotę i w transfer miał zostać sfinalizowany tuż przed zamknięciem letniego "okienka". Grosicki przebywał w Manchesterze, by związać się z The Clarets trzyletnią umową, ale wrócił do Warszawy jako zawodnik Rennes, bowiem kluby ostatecznie nie doszły do porozumienia przed zamknięciem okna transferowego.
- Transfer był bardzo bliski realizacji. Anglicy mnie bardzo cenili. Na ostatniej prostej wszystko się zepsuło. Po pierwsze nie byłem do końca dogadany z Burnley w sprawie indywidualnego kontraktu. Również z przedstawicielami Stade Rennes wszystkiego nie uzgodniliśmy. To właśnie w moim klubie wyszedł duży problem. Dla mnie słowo jest ważniejsze niż papier czy podpis. Zostałem potraktowany niesprawiedliwie. Historia skończyła się niefajnie. Gdybym podpisał kontrakt z Burnley, byłbym szczęśliwy, że zagram w Premier League, ale nie z wielu innych względów - mówił wówczas sam Grosicki.
ZOBACZ WIDEO: Pilarz po Legii: to wielka satysfakcja (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Teraz głos w sprawie niedoszłego transferu "Grosika" zabrał prezes angielskiego klubu, Mike Garlick. Potwierdził on, choć nie wprost, że na ostatniej prostej doszło do komplikacji ze strony francuskiego klubu.
- Sean Dyche, Dave Baldin i ja zadecydowaliśmy, że nie będziemy walczyć o polskiego skrzydłowego na śmierć i życie, ponieważ czuliśmy, że coś takiego może mieć zły wpływ na ducha naszego zespołu - mówi Garlick na łamach "Lancashire Telegraph".
Kibice Burnley byli wściekli, że ich klubowi nie udało się pozyskać Grosickiego.
- Pewnie stałbym się bardziej popularny wśród kibiców, gdybym mimo wszystko pozyskał tego zawodnika, ale nie jestem populistą i nie zostałem prezesem, by być popularnym. Zostałem nim, by wykonywać dobrą pracę dla klubu, a czasem to oznacza podejmowanie decyzji, które złoszczą niektórych kibiców - tłumaczy prezes beniaminka Premier League.
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)