WP SportoweFakty: Dlaczego spokojnie prowadząc 2:0 w pierwszej połowie, w drugiej pozwoliliście przeciwnikowi doprowadzić do wyrównania?
Robert Lewandowski: Wszystko mieliśmy pod kontrolą. Zdobyliśmy dwa gole, dwa razy trafialiśmy w poprzeczkę, a rywale nie mieli żadnej klarownej sytuacji. Przychodzi druga połowa i wszystko się odmienia. Kazachowie nas przycisnęli, a my spanikowaliśmy. Straciliśmy dwie bramki, próbowaliśmy się podnieść, ale czegoś zabrakło.
Szkoda straconych punktów, zwycięstwa w takich meczach mogą być małym kroczkiem do przodu. Chociaż myślę, że w tej grupie będzie sporo remisów. Nauczyliśmy się w Astanie, że niezależnie czy jest 1., czy. 88 minuta, nie wolno odpuszczać.
Prowadzenie was rozluźniło?
- Chyba tak. Nie ma co ukrywać, że wkradła się zbytnia pewność siebie, myślenie, że na pewno wygramy. Zimny prysznic nam się przyda. Nawet jak się prowadzi 2:0, albo 3:0, trzeba cisnąć dalej.
Po Euro mówił pan, że w eliminacjach mundialu rywale będą się na was wyjątkowo mobilizować.
- Nie możemy tak do tego podchodzić. Nie możemy się czuć, jak drużyna, która na mundialu walczyć będzie o medale, musimy grać w tych eliminacjach tak, jak w poprzednich. Widać, że bez pełnego zaangażowania ciężko będzie urwać punkt. Czasami trzeba będzie po prostu walczyć, przepchnąć przeciwnika.
ZOBACZ WIDEO Lewandowski: jeśli rywal leży na deskach, trzeba go dobić
Kazachowie grali ostro?
- Może nie ostro, może nie twardo, ale próbowali faulować, spóźniali się i później się ratowali. Tak to będzie wyglądało w tych meczach. Nikt nie odpuści, nikt się nie położy. A jak przeciwnik leży na deskach, to trzeba go po prostu dobić.
Dostał pan żółtą kartkę za przyduszanie rywala. To chwyt judo?
- Nie tylko.
Jak pan nazwie remis z Kazachstanem? Falstart?
- Zimny prysznic, trzeba cały czas walczy nie na 100, ale na 110 procent. Mam nadzieje, że ten remis nie będzie nic znaczył pod koniec eliminacji. Chciałbym odrobić te dwa punkty już w najbliższych meczach w Warszawie.
Zna pan chociaż jedno nazwisko piłkarza z reprezentacji Kazachstanu?
- Nie.
Rozmawiał Michał Kołodziejczyk