Usatysfakcjonowani z gry popularnego Wawrzyna są także dziennikarze i kibice. Wiele wskazuje na to, że Polak już do końca sezonu co tydzień będzie pojawiał się na greckich boiskach. - Ale niewykluczone, że w pewnym momencie usiądę na ławce - tonuje pozytywne nastroje. - Wówczas znów pojawią się w Polsce te śmieszne opinie, że dopiero co wyjechał na zachód, a już grzeje ławę. Zdaje sobie sprawę, iż w końcu może przyjść obniżka formy i trener da szansę komuś innemu.
Słowa byłego piłkarza Legii mogą dziwić. Zwłaszcza, że do jego obecnej dyspozycji nikt nie ma zarzutów. Szkoleniowiec Koniczynek pokazał w zeszłym tygodniu, jak bardzo ufa Wawrzyniakowi, wystawiając go do gry w meczu Ligi Mistrzów przeciwko Villarreal. - Debiut w Champions League oceniam pozytywnie - mówi z uśmiechem. - Teraz czeka nas ciężki rewanż. Teoretycznie do awansu wystarczy nam bezbramkowy remis, ale nie będziemy się przecież bronili na własnym boisku. Hiszpanie są bardzo groźni, nieźli w ofensywie i doskonale wie, co zrobić z piłką. Będziemy musieli być niezwykle czujni w defensywie - analizuje w rozmowie z serwisem SportoweFakty.pl.
Co ciekawe reprezentant Polski w Grecji nie jest znany jako Wawrzyniak, lecz... "Jakub". Po transferze do Panathinaikosu poproszono go, aby na koszulce nie umieszczał swojego nazwiska, tylko pierwsze imię lub pseudonim. - Po prostu przez usta im nie przejdzie słowo "Wawrzyniak". Niejednokrotnie przekonywałem się już o tym, ile wysiłku muszą w to włożyć. A i tak często nie byłem w stanie stwierdzić, czy aby na pewno chodzi im o mnie - śmieje się.