W spotkaniu z Zagłębiem trener Dariusz Wdowczyk chciał postawić na tych samych piłkarzy, co w poprzednich meczach z Termaliką Bruk-Bet Nieciecza (4:2), Jagiellonią Białystok (5:1) i Ruchem Chorzów (3:2), ale ostatecznie Paweł Brożek nie mógł wystąpić z powodu kontuzji łydki i w jego miejsce wskoczył Krzysztof Drzazga.
- Paweł ma problemy z łydką od kilku dni. Nie chcieliśmy tego nagłaśniać.
Czekaliśmy do ostatniego momentu, chciał spróbować i wyszedł na rozgrzewkę, ale
nie czuł się na siłach. Jeśli ktoś nie jest przygotowany na sto procent, to
lepiej odpuścić. Nie było sensu ryzykować, bo przed nami siedem spotkań fazy
finałowej - tłumaczy Dariusz Wdowczyk.
- To się stało w Chorzowie. Z powodu tego urazu zszedłem w meczu z Ruchem. Walczyliśmy cały tydzień i wydawało się, że mogę zagrać, ale na rozgrzewce poczułem ból i nie było sensu, żebym zagrał. Myślę, że Krzysiek zaprezentował się pozytywnie - mówi Brożek.
Najlepszy strzelec Wisły nie przywykł do oglądania spotkań z ławki rezerwowych, zwłaszcza tych o takim ciężarze gatunkowym jak to z Zagłębiem. - Powiem tak: wolałbym być na boisku - wzdycha Brożek.
Dla Drzazgi był to dopiero trzeci występ w Ekstraklasie, a premierowy od pierwszego gwizdka. Wisła sprowadziła go w przerwie zimowej z III-ligowego KS-u Polkowice, dla którego przez ostatnie dwa i pół roku zdobył aż 79 bramek w V, IV i III lidze a jego dorobek z rundy jesiennej to aż 21 goli w zaledwie 18 występach. W I zespole Białej Gwiazdy bramki jeszcze nie zdobył, ale w czterech meczach III-ligowych rezerw strzelił już sześć goli.