Intelektualista, który przeżył wojnę. Henrich Mchitarjan podbija Bundesligę

Henrich Mchitarjan uważany był za największą transferową pomyłkę Borussii Dortmund. Obecnie trudno wyobrazić sobie ofensywę BVB bez niego. Gra tak dobrze, że to dortmundczycy muszą zabiegać o jego względy. Inaczej pryśnie do bogatszego klubu.

Mchitarjan nijak nie pasuje do wizerunku klasycznego piłkarza, który w wolnym czasie zajmowałby się PlayStation. Zna sześć języków obcych, mówi po angielsku, francusku, niemiecku, portugalsku, rosyjsku i włosku. Zresztą, kilka lat mieszkał we Francji. Jego ojciec, Hamlet Mchitarjan dostał kontrakt w tamtejszym ASOA Valence.

Był całkiem niezłym napastnikiem, lecz w wieku 33 lat zmarł na raka mózgu. - Żyło nam się bardzo trudno, nie tylko ze względu na śmierć ojca. Tata odszedł, gdy byłem dzieckiem. Miałem siedem lat. Wcześniej, kiedy jeszcze nie wyemigrowaliśmy, sytuacja też nie wyglądała wesoło. W Armenii koniec wojny wcale się nie zbliżał. Przez ten czas prawie w ogóle nie mieliśmy wody. Światła mogliśmy używać tylko dwie godziny dziennie - opowiadał na łamach "Spox.de" Henrich Mchitarjan, który wyrasta na prawdziwego intelektualistę.

Nawet jego drugie imię nie jest przypadkowe. Rodzice nazwali go Hamleti, co oznacza po prostu syn Hamleta. Trudno się dziwić, że hobby gwiazdy BVB to chodzenie do teatru. Poza spektaklami, studiuje. Skończył edukację na ormiańskim Instytucie Kultury Fizycznej. Uczy się handlu w Sankt Petersburg Institute i myśli o prawie.

Pokręcone losy

Mimo wszechstronnego uzdolnienia, Mchitarjan już wiele lat temu całkowicie postawił na futbol. Zapału nigdy mu nie brakowało. - Wychowałem się w rodzinie z ogromnymi tradycjami piłkarskimi. Nie mogłem postąpić inaczej. Uważałem, że marzenia się spełniają i trzeba do nich dążyć. Myślałem o tym codziennie. Ciężko pracowałem - twierdzi zawodnik, na którego spory wpływ miały również warunki panujące w kraju.

- Gra w piłkę w Armenii była trudna. Wiele drużyn nie mogło sobie pozwolić na to, by kupić dzieciakom stroje. Rodzice zbierali pieniądze i dawali je trenerowi, by o to zadbał. Wielokrotnie zakładałem koszulkę Borussii, reprezentacji Niemiec albo Holandii podczas meczu juniorów - dodaje.

Od małego związany był z ormiańskim Piunikiem Erywan. Jego umiejętności dostrzeżono bardzo szybko. Dlatego w 2003 trafił na kilkumiesięczne wypożyczenie do Sao Paulo FC. Sześć lat później kupił go Metalurg Donieck, a po roku wybrał miejscowego rywala, Szachtara.

Już wtedy w swoim kraju robił za prawdziwą gwiazdę. Plebiscyt na piłkarza roku wygrywa regularnie od pięciu lat. Popularnością ustępuje jedynie znanemu zespołowi "System of a Down".

Wreszcie odpalił

Borussia Dortmund mocno starała się o tego piłkarza. Niemcy zapłacili za Mchitarjana aż 27,5 miliona euro, co jest klubowym rekordem. Początkowo na Signal Iduna Park byli nim zawiedzeni. Mówiono, że to największa pomyłka transferowa w historii BVB.

- Nie radził sobie ze stylem Juergena Kloppa. Odnosił wrażenie, że ciągły pressing i kontrataki rabują jego siły. Thomas Tuchel przeprowadził z nim wiele rozmów, które przyniosły efekt. Dodały zawodnikowi pewności siebie. Nowa taktyka BVB wymaga też większego poszanowania piłki, co jest bardziej dopasowane do Mchitarjana. Dlatego radzi sobie dużo lepiej - mówi nam Sebastian Wessling z lokalnego dziennika "der Westen".

- To mój najlepszy czas, wreszcie mogę pokazać potencjał. Wszystko dzięki trenerowi Tuchelowi, który mnie "otworzył". Wierzy w moje możliwości - wyjaśnia Mchitarjan.

Obecnie to zupełnie inny zawodnik. Stara się grać dla drużyny, ale poprawił też największą bolączkę - skuteczność. W obecnym sezonie zaliczył 45 siedem spotkań, zdobył 20 goli i zanotował 27 asyst.

Kontrakt "Mikiego" wygasa latem 2017. Borussia bardzo chciałaby go przedłużyć. Również Ormianin jest za, ale stawia twardy warunek: musiałby dostać solidną podwyżkę. Zwłaszcza, że zainteresowanie wyrażają Juventus oraz Liverpool FC. Obecne zarobki ormiańskiej gwiazdy to 3,2 miliona euro. W realiach BVB - jeden z najwyższych kontraktów. W realiach Premier League - marne grosze.

Mateusz Karoń

Zobacz wideo: O punkty powalczą prawnicy, nie piłkarze

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: