Mariusz Stępiński w rundzie wiosennej jak na razie zdobył tylko jednego gola, w przegranym 2:3 spotkaniu z Cracovią. W pojedynku z Pogonią Szczecin najskuteczniejszy Polak w Ekstraklasie wywalczył dla Ruchu rzut karny, a sam wcześniej zmarnował "jedenastkę". Z kolei w 7. minucie, przy współudziale Stępińskiego, Ruch zdobył gola na 1:1. Trafienie uznano jednak za samobójcze. Napastnik chorzowian upiera się, że to on zdobył gola. - To ja trafiłem w Szczecinie - zapewnia snajper. - Skoro mi bramki nie przyznano, to z Lechem będę musiał zdobyć jedną więcej i bilans będzie wyrównany - stwierdza piłkarz.
W sobotę Niebieskich czeka trudny mecz z aktualnym mistrzem Polski. Lech Poznań, podobnie jak Ruch Chorzów, zgromadził 37 punktów i wciąż musi walczyć o prawo gry w grupie mistrzowskiej. - Nasze miejsce jest w górnej ósemce i w sobotę chcemy się tam zbliżyć, a ja postaram się w tym pomóc. Zawsze nastawiam się, że zdobędę bramkę. W pierwszym meczu w Poznaniu zdobyłem dwa gole. Najważniejsze jednak, abyśmy wygrali - podkreśla Stępiński.
Napastnik Niebieskich po niewykorzystanym rzucie karnym nie wyklucza, że przy kolejnej "jedenastce" to on podejdzie do piłki. - Patryk Lipski zdobył gola i hierarchia obecnie jest znana. Wszystko zależy jednak od trenera. W Szczecinie nie wykluczałem, że podejdę do kolejnego karnego. Byłem gotowy, ale lepiej było, że ktoś inny uderzał - stwierdził na koniec Mariusz Stępiński.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: fenomenalny gol w MLS
Źródło: WP SportoweFakty