
Ostatnie dwa lata wywróciły życie Dominika Marczuka do góry nogami. Z pierwszoligowej Stali Rzeszów przebył drogę do reprezentacji Polski, a po drodze wywalczył tytuł mistrzowski z Jagiellonią Białystok i zapracował na transfer do MLS.
Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Gdyby ktoś ci powiedział dwa lata temu, że będziemy rozmawiać na zgrupowaniu pierwszej reprezentacji Polski, to co byś odpowiedział?
Dominik Marczuk, pomocnik Real Salt Lake i reprezentacji Polski: Trudno byłoby uwierzyć w taki scenariusz. Byłem wówczas w Stali Rzeszów, w której regularnie grałem tylko w połowie meczów. Życie jest nieprzewidywalne, a życie piłkarza podwójnie. Przez każde pół roku może się wydarzyć naprawdę dużo. Doceniam miejsce, w którym jestem dzisiaj, ale ciągle idę po więcej. Jestem ambitnym człowiekiem, chcę spełniać kolejne marzenia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Aż miło popatrzeć. Takie gole nie padają często!
Jak często wypowiadasz w ostatnim czasie słowo "marzenie"? Mam wrażenie, że przez cały poprzedni sezon piłkarze Jagiellonii odmieniali je przez wszystkie przypadki.
Bardzo często. Niektórzy wyznaczają sobie po prostu cele i kierunki, natomiast ja lubię marzyć. Kiedy czasami mówimy, że ktoś o czymś marzy, to zakładamy, że jest to coś wyolbrzymionego. Ja stawiam sobie wysokie cele, do których chcę dążyć właśnie poprzez spełnianie kolejnych marzeń. Nie myślę o tym, co się wydarzy za kilka miesięcy. Patrzę na najbliższy dzień, co mi może dać, jak mogę się poprawić. Nauczyłem się tak funkcjonować, aby patrzeć na najbliższą przyszłość, na każdy kolejny trening czy mecz, które mnie rozwijają.
Jakie było największe marzenie, które do tej pory spełniłeś?
Gol w debiucie w reprezentacji Polski. Każdy młody chłopak marzy o tym, aby rozegrać choćby jeden mecz w drużynie narodowej, a mi w tym pierwszym spotkaniu udało się od razu zdobyć bramkę.
Trochę ten gol został przyćmiony przez wysoką porażkę z Portugalią.
Nie patrzę na to z tej perspektywy. Oczywiście, ta porażka bardzo bolała, ale tej chwili nikt mi nie zabierze.
Ile razy oglądałeś powtórkę tej akcji?
Trudno powiedzieć, ale sporo. To nie jest tak, że dzisiaj, kiedy mam gorszy humor i chcę go sobie poprawić to odpalam wideo na telefonie. Tak nie funkcjonuję. Jestem typem człowieka, który stara się dość szybko zamknąć przeszłość. Myślę raczej o teraźniejszości i bliskiej przyszłości, bo w ten sposób mogę potwierdzać i udowadniać swoją wartość, a zdaję sobie sprawę, że to mnie rozwija.
Reprezentant Polski - brzmi dumnie?
Bardzo! Kiedy przyjeżdżam na zgrupowanie reprezentacji czuję olbrzymią dumę i wyróżnienie. Oczywiście, przyjazd na seniorską kadrę jest największą nobilitacją, ale też bardzo doceniam każde powołanie do młodzieżówki. Przyjeżdżając na zgrupowanie, chcę wykorzystać każdy dzień, każdą godzinę w stu procentach, niezależnie od tego, co się wydarzy na boisku i czy trener da mi możliwość gry. Znam swoje miejsce w szeregu, jestem jednym z najmłodszych, ale staram się łapać kontakt z bardziej doświadczonymi piłkarzami.
W wakacje wybierasz się na Słowację?
Bardzo bym chciał, wszystko zależy od selekcjonera reprezentacji Polski U-21. Chcę potwierdzać dyspozycję w MLS i zapracować na powołanie na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Przede wszystkim muszę być zdrowy i podnosić swoją formę.
Przez dwa lata dużo się wydarzyło w twoim życiu. Jak głowa za tym nadąża?
Duża w tym rola pani psycholog, z którą współpracuję od niecałych dwóch lat. Rozpoczęliśmy pracę chwilę przed transferem do Jagiellonii. Do tego dochodzą moi agenci, którzy dość szybko potrafili sprowadzić mnie na ziemię, kiedy coś gotowało się pod czaszką. Choć słyszałem o znacznie gorszych przypadkach niż mój, kiedy przychodziły do głowy jakieś głupie pomysły. No i do tego dochodzą moi rodzice, którzy są najlepsi na świecie. Zawsze mi powtarzali, że pycha kroczy przed upadkiem. Lubię sobie przypominać te słowa. Kiedy czułem się zbyt komfortowo, to byłem szybko sprowadzany na ziemię. W poprzednim sezonie robił to na przykład trener Siemieniec czy po prostu mecze, które pokazywały mi, ile mam do poprawy, bo jeszcze nic przecież nie osiągnąłem.
Jak często masz sesje z psychologiem?
Rozmawiamy zazwyczaj raz na dwa tygodnie, choć kiedy mam potrzebę to łączymy się częściej. Mamy bieżący kontakt, wymieniamy wiadomości, dyskutujemy o różnych sprawach.
Początki były trudne?
Tak, mimo że jestem otwartą osobą. Nie byłem zamknięty, ale dzisiaj na pewno jestem jeszcze bardziej otwarty. Potrafię nazywać swoje emocje i uczucia, ale nigdy nie miałem z tym problemu. Wiedziałem, że trzeba wejść w tę współpracę na maksa, aby przynosiła ona oczekiwane efekty. No i przynosi. Daje mi to same dobre rzeczy.
Kiedy wyjechałeś latem do Stanów Zjednoczonych, nie poczułeś się samotny?
W niektórych momentach pojawiały się takie uczucia, ale to sporadyczne przypadki. Kryzysu nie było, szybko się zaaklimatyzowałem. Trzeba pamiętać, że w Salt Lake City jest siedem godzin różnicy względem tego, co w Polsce, więc tu trzeba było się przestawić na inne funkcjonowanie. W Stanach Zjednoczonych bardziej skupiłem się na sobie, na spędzaniu czasu ze sobą, kiedy mogę też się rozwijać poprzez czytanie książek czy doszkalanie języka angielskiego. Kiedy potrzebuję trochę odciążyć głowę, to odpalam Counter Strike'a czy Fifę, zależy na co mam ochotę. W Polsce funkcjonowałem trochę inaczej. Wychodziliśmy z chłopakami na obiad czy kawę, dużo czasu spędzaliśmy wspólnie. W okolicy, w której mieszkam w Salt Lake City, również mam kilku kolegów z drużyny, ale nie spotykamy się tak często. Czasami wyjdziemy pograć w koszykówkę, tenisa czy padla albo po prostu na kolację. Mam dużo czasu dla siebie i to doceniam. Na pewno wpływ na to ma ta strefa czasowa, ponieważ gdyby różnica godzin była mniejsza, to z pewnością siedziałbym więcej na telefonie.
Dużą różnicę odczuwasz w miejscu zamieszkania?
Salt Lake City jest trochę większe niż Białystok, wszędzie widać góry - to różnice w krajobrazie. Natomiast jeśli chodzi o ludzi, to na pewno jest trochę inaczej. W Białymstoku praktycznie każdy zna piłkarzy Jagiellonii, tu natomiast w centrum miasta czuję się bardziej anonimowo. W okolicy, w której mieszkam, ludzie już mnie kojarzą, ale to też wynika z faktu, że coraz więcej gram i przypominam o sobie na boisku. Takiej popularności i popytu na piłkę jak w Białymstoku nie ma.
Za rachunki w restauracjach nie trzeba było płacić?
Zdarzały się takie sytuacje i to całkiem często. A tak poważnie, jestem bardzo wdzięczny kibicom Jagiellonii za to jak mnie przyjęli na Podlasiu i jak mnie traktowali. Różnie w klubach to bywa, natomiast ja fanom Jagi mogę być tylko wdzięczny, bo zawsze czułem olbrzymie wsparcie, czy to na trybunach, czy w życiu codziennym.
Kto będzie mistrzem Polski 2025?
Jagiellonia!
Oglądasz mecze?
Bardzo często. Różnica czasu sprawia, że kiedy ja kończę trening, to w Polsce wtedy rozgrywane są mecze, więc wszystko idealnie się składa. Oglądałem dwumecz z Cercle Brugge, ostatnie spotkanie z Lechem Poznań również widziałem.
Serce nie krwawi, że drużyna doszła do ćwierćfinału Ligi Konferencji, a ty jesteś kilka tysięcy kilometrów dalej?
Nie krwawi. Bardzo się cieszę z sukcesów chłopaków, bo Jagiellonia dała mi naprawdę bardzo dużo. Cały czas mam kontakt z niektórymi zawodnikami, na przykład z Afimico Pululu regularnie wymieniamy wiadomości. Życzę Jadze wszystkiego najlepszego, niech zdobywają kolejne trofea i piszą piękną historię. Kibicuję chłopakom całym sercem.
MLS jest silniejszą ligą niż Ekstraklasa?
Wiele lat temu słyszałem różne historie na temat tej ligi, że wyjeżdża się do niej na emeryturę odcinać kupony, ale po kilku miesiącach spędzonych w niej mogę powiedzieć, że jest silniejsza. Mam wrażenie, że na przestrzeni ostatnich lat wiele osób zmieniło zdanie. I słusznie! Ludzie, którzy stawiają takie tezy chyba nigdy nie oglądali MLS, bo poziom jest naprawdę wysoki, zarówno pod względem jakości indywidualnej jak i zespołowej. Sam fakt, że jest w tej lidze taka legenda jak Leo Messi mówi sam za siebie. Jesteśmy co prawda w różnych dywizjach, ale może uda się zagrać przeciwko Interowi Miami za kilka miesięcy.
rozmawiał Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna"