Przez wielu okrzyknięty najlepszym dżokerem w Europie, sam nie jest jednak zadowolony ze swojej sytuacji w Stade Rennes. Kamil Grosicki był już nawet po słowie z Legią Warszawa w sprawie 4-miesięcznego wypożyczenia, ale w ostatniej chwili Francuzi postawili weto. O reprezentanta Polski bardzo mocno zabiegali również działacze Pogoni Szczecin.
"Piłka Nożna": Zacznijmy od sprawy absolutnie priorytetowej. Podczas naszej dorocznej Gali statuetkę w kategorii Piłkarz Społeczny Roku przyznawanej przez WP SportoweFakty sprzątnął ci sprzed nosa Marcin Krzywicki. Bolało?
Kamil Grosicki: A skąd! Bardzo się cieszyłem, że Krzywy został wyróżniony. Według mnie solidnie sobie zapracował na wygraną, z jakimś ogórkiem nie przegrałem! – mówi ze śmiechem Grosicki. – Wprawdzie nie znam go osobiście, ale często piszemy do siebie na Twitterze, odbieram go mega pozytywnie. Krzywy ma do siebie ogromy dystans, to się chwali. Życzę mu wszystkiego dobrego, najlepiej, żeby jak najszybciej spełniły się jego marzenia powrotu do ekstraklasy, o czym tak często pisze.
Pokonanie ciebie fetował tak intensywnie, że zgubił statuetkę i do domu wrócił z pustymi rękami.
- No właśnie, słyszałem! Ale w sumie spodziewałem się tego, przewidywałem, że może się to tak skończyć, zabawa na pewno była konkretna.
Wróćmy do codzienności - sprawa niedoszłego wypożyczenia do Legii Warszawa. Gdy menedżer podsunął ci ten pomysł, nie miałeś żadnych wątpliwości?
- Wspólnie zastanawialiśmy się, co zrobić, żeby rozwiązać problem małej liczby minut na boisku. Nie udało się dopiąć transferu definitywnego, więc zaczęliśmy na poważnie brać opcję wypożyczenia. To rzeczywiście agent podsunął mi pomysł, żeby spróbować wypożyczenia do Legii. Spodobała mi się ta wizja, w zasadzie od razu doszło do rozmów.
I nie było chwili zawahania? To przecież miał być powrót do Polski, na dodatek z mocnej francuskiej ligi, w której regularnie pojawiasz się na boisku.
- Oczywiście, że miałem wątpliwości. Francja to miejsce bardziej eksponowane, stąd o wiele łatwiej pokazać się mocnym klubom. W Polsce trudniej o promocję, ale doszedłem do wniosku, że jeśli będę regularnie grał w Legii, pomogę jej zdobyć mistrzostwo i puchar, na pewno nikomu z radarów nie zniknę. I najważniejsze – pojechałbym w wysokiej formie na Euro. Pod względem sportowym oferta była bardzo ciekawa.
Mateusz Borek pisał na Twitterze, że powrót do Polski byłby błędem.
- Mati to mój dobry kolega, nie ukrywam, że dość długo rozmawiałem z nim na ten temat, zresztą jak z innymi ludźmi, którym ufam i których zdanie szanuję – Tomkiem Frankowskim czy Bartkiem Ławą. 98 procent osób, które pytałem o zdanie, było przeciwko mojemu powrotowi do Polski. Ale miałem prawo mieć swoje zdanie. Z selekcjonerem Adamem Nawałką też o tym rozmawiałem. Temat był aktualny przez tydzień, to nie działo się z dnia na dzień. Po tym, jak Legia zgłosiła się do Rennes, mój aktualny klub przesuwał moment decyzji. Czekaliśmy do niedzielnego meczu z Lille, ostatecznie sprawa upadła.
Brałeś w tamtym momencie pod uwagę możliwość przeniesienia się do innego klubu w Polsce?
- Najlepszą opcją w tym czasie było potencjalne wypożyczenie na cztery miesiące do Legii Warszawa. Ale mogę zdradzić, że również przedstawiciele klubu, którego jestem wychowankiem, czyli Pogoni Szczecin, kontaktowali się ze mną. Podchodzili do tematu bardzo poważnie, profesjonalnie. Zależało im na moim ściągnięciu, ale z różnych powodów nic z tego nie wyszło.
[nextpage]
Cezary Kulesza nie dzwonił?
- No jasne, że dzwonił! Z prezesem Kuleszą znamy się bardzo dobrze, dzwonimy do siebie regularnie, dwa-trzy razy w miesiącu, żeby pogadać i powspominać dawne czasy. Prezes Jagiellonii oferty mi nie złożył, ale kto wie, co będzie w przyszłości. Natomiast żeby wszystko było jasne - jeśli chodzi o Legię, w grę wchodziło tylko czteromiesięczne wypożyczenie. Z jednej strony miałem pomóc w zdobyciu tytułu mistrzowskiego, a z drugiej - łapać kolejne mecze i minuty na murawie, żeby jak najlepiej przygotować się do mistrzostw Europy. Po czterech miesiącach miałem wrócić do Rennes. Co by jednak nie mówić - Legia i tak sobie poradzi - ze mną czy beze mnie. Jestem przekonany, że zdobędą dublet.
W Rennes nie jesteś szczęśliwy?
- Tu nie chodzi o to, czy jestem szczęśliwy, czy nie. Euro 2016 to najważniejszy moment w mojej dotychczasowej karierze, absolutny priorytet. Byłem ważną częścią reprezentacji w trakcie eliminacji, jest duża szansa, że na mistrzostwach będzie podobnie. Mógłbym się wtedy zapisać w historii polskiej piłki. Poza tym takie imprezy to trampolina do wielkich klubów - pokazujesz się z dobrej strony na mistrzostwach i masz wydeptaną ścieżkę do mocnych, europejskich drużyn. Co więc w tym dziwnego, że chcę się jak najlepiej przygotować do turnieju? A regularne występy są przecież podstawą. Zresztą wszyscy koledzy z kadry regularnie zaliczają w klubach co najmniej po 80 minut, co tydzień albo jeszcze częściej. A mi w ostatnim czasie tego brakuje. Cóż, jestem w Rennes, nie spuszczam głowy, walczę o swoje.
Bycie najlepszym dżokerem w Europie cię nie zadowala?
- Uważam, że powinienem dostawać więcej szans. Na pewno nie jest tak, jak powinno być. Chciałbym grać więcej, regularnie, w pierwszym składzie. Mecze reprezentacji pokazały przecież, że jestem w stanie co trzy dni wybiegać w podstawie i dawać maksa przez cały mecz. Ale muszę też uczciwie powiedzieć, że gdy już dostaję szansę gry w wyjściowej jedenastce w klubie, nie zawsze ją wykorzystuję. Gdy piłkarz siedzi na ławie, traci pewność siebie. I rzeczywiście czuję, że mi jej czasem brakuje. Sam sobie tłumaczę swoją sytuację faktem, że konkurentów w walce o grę mam bardzo mocnych. Gdybym przegrywał rywalizację ze słabszym piłkarzem, chodziłbym sfrustrowany. Na szczęście rywale są znakomici, a ja mimo tego na boisku pojawiam się regularnie. To pocieszające.
W rozmowie z "Super Expressem" zdradziłeś, że dyrektor sportowy wysłał ci wiadomość. Napisał, że w Rennes cię kochają i dlatego nigdzie cię nie puszczą. Powiedziałeś, że cię to rozbawiło. W pozytywnym czy negatywnym sensie?
- Pozytywnym. Napisał mi to przecież były piłkarz Manchesteru United, Mikael Silvestre. Sygnały, które wysyła mi klub, na pewno trochę mnie uspokajają. Wiążą ze mną przyszłość, bo nie dość, że nie puścili mnie na wypożyczenie, to w tym tygodniu jesteśmy umówieni na rozmowy w sprawie przedłużenia kontraktu. Żebym nie został też źle zrozumiany - w Rennes czuję się dobrze, to solidny klub, poukładany, wciąż się rozwijający. Ligue 1 to z kolei mocna liga, cały czas uczę się tutaj czegoś nowego. Chciałbym tylko więcej grać.
Wy, najlepsi reprezentanci Polski, utrzymujecie ze sobą regularny kontakt?
- Czasem do siebie dzwonimy, wysyłamy wiadomości z gratulacjami po udanych meczach. Ale każdy ma rodzinę, wolnego czasu też nie ma zbyt wiele, więc ograniczamy się raczej do sporadycznego kontaktu telefonicznego.
W rozmowach między wami zaczął się już pojawiać temat Euro 2016? Bo nie wierzę, że po losowaniu grup nie chwyciłeś za telefon i nie zadzwoniłeś do Kamila Glika.
- Im będzie bliżej Euro, tym na pewno będzie robiło się coraz goręcej. Ja jednak staram się o tym nie myśleć. Ale rzeczywiście, po losowaniu kilka telefonów się wykonało, porozmawialiśmy ze sobą. Doszliśmy do podobnych wniosków – na kogo byśmy nie trafili, czekać nas będą bardzo trudne mecze. To wymagający rywale, jeśli ktoś myśli, że jakikolwiek mecz na Euro będzie spacerkiem, jest w ogromnym błędzie. Teraz, kilka miesięcy przed startem turnieju, chłopaki, zresztą tak samo jak ja, skoncentrowani są nie na tym, co będzie w czerwcu, a na teraźniejszości. Dla wszystkich priorytetem jest zbudowanie jak najlepszej formy na mistrzostwa.
[nextpage]
Niemców i Ukraińców poznaliście na wylot podczas dwóch ostatnich eliminacji. Irlandczyków znacie mniej. Przeglądałeś już w sieci ich skład, mecze na YouTube?
- Nie, to bez sensu, bo w kadrze mamy fantastyczny sztab ludzi, profesjonalistów, którzy w odpowiednim momencie przekażą nam wszystkie informacje. Na tyle szczegółowe, że będziemy wiedzieli, który piłkarz wstaje, którą nogą z łóżka i, której ręki używa do jedzenia.
Wiesz, od formy którego zawodnika prezes Zbigniew Boniek uzależnia odniesienie sukcesu na Euro?
- Nie.
Od twojej. Mówił o tym w wywiadzie udzielonym "PN". Miłe?
- Bardzo miłe. Szczególnie, gdy mówi to tak wybitny piłkarz, zresztą wybrany przez waszą gazetę najlepszym polskim zawodnikiem 60-lecia. Z prezesem mam bardzo dobry kontakt, zawsze stara mi się podpowiadać, mówi, co mogę robić inaczej, lepiej. Ale czy sukces zależy od mojej formy? Bardziej powiedziałbym, że my jako drużyna jesteśmy bardzo silni. Mamy w składzie najlepszego napastnika na świecie, a my - pomocnicy - musimy stanąć na głowie, żeby wypracować mu strzeleckie sytuacje. Panu prezesowi na pewno chodziło o to, że musimy brać ciężar gry na siebie, nie możemy czekać, aż Robert sam coś wykombinuje pod bramką rywala.
Zdarza ci się tuż przed zaśnięciem rozgrywać w głowie mecz Polska – Niemcy na Stade de France?
- Nie, jeszcze nie, ale pewnie przyjdzie taki moment, że będzie się o tym meczu myślało, zastanawiało, jak wszystko się potoczy. Jestem takim człowiekiem, który stara się do ostatniej chwili nie myśleć o wyzwaniu. Przy tak wielkich wydarzeniach nie da się jednak całkowicie wyłączyć. A możliwość rozegrania meczu z Niemcami na takim turnieju, przy 80 tysiącach kibiców, będzie wydarzeniem ogromnym. Jak mówi Peszkin, będzie się działo!
Przed kilkoma miesiącami zadeklarowałeś, że przed Euro udzielisz pierwszego wywiadu po francusku. Podtrzymujesz?
- Z francuskim idzie mi, że tak powiem, różnie. Dogaduję się w codziennych sytuacjach, ale gdy na przykład idę po meczu na spotkanie ze sponsorami, gdzie muszę wyjść na scenę i powiedzieć kilka słów, dopada mnie stres i jest słabiej. Nauka nie idzie mi tak dobrze, jak innym, ale regularnie staram się polepszać moją umiejętność porozumiewania się w tym języku. Do Euro jeszcze kilka miesięcy, zobaczymy, może się uda.
To prawda, że dostałeś propozycję występu w teledysku jednej z kapel disco polo?
- Pojawiały się w ostatnich miesiącach różne tematy, ale żaden nie był konkretny. To były bardziej plotki, niż realne propozycje.
Ale gdyby zgłosił się Zenek Martyniuk, to pewnie byś nie odmówił...
- Zenek to mi powinien dziękować, że tak wypromowałem jego i jego piosenkę po naszym awansie na Euro! Ale mówiąc całkowicie poważnie, Zenek kilka razy dzwonił do mnie, dziękował, że przyczyniłem się do promocji jego piosenki. To bardzo fajny człowiek, pozytywny, nie nosi głowy wysoko w chmurach. Zresztą, powiedział mi nawet, że gdy tylko będę miał jakąś uroczystość rodzinną, przyjedzie i zagra dla mnie za darmo. To będzie forma podziękowania. Skorzystam!
* Rozmowa została przeprowadzona 11.02.2016 r.
Rozmawiał Paweł Kapusta
Czytaj więcej w "PN":
[urlz=http://pilkanozna.pl/index.php/Wydarzenia/Ligi-zagraniczne-Francja/772942-lavezzi-odszed-z-psg-zagra-w-chinach.html]Lavezzi odszedł z PSG. Zagra w Chinach ->>
Zobacz wideo: Arkadiusz Milik wróci do Polski?
[/urlz]
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)