Śląsk Wrocław po zwycięstwie z Podbeskidziem Bielsko-Biała awansował na czternastą pozycję. Co prawda nad Góralami ma tylko punkt przewagi, ale zielono-biało-czerwoni przynajmniej nie przezimują w strefie spadkowej.
- Oczywiście, że spadł nam kamień z serca. Każdy z nas miał w głowie, że to bardzo ważny mecz. Chcieliśmy skończyć ten rok pozytywnie. Myślę, że ten wynik taki dla nas jest. Nie jesteśmy w strefie spadkowej, a do pierwszej ósemki brakuje nam mało punktów i jest szansa żebyśmy powalczyli o awans do tej części tabeli - mówił po poniedziałkowym meczu Peter Grajciar.
To on strzelił gola, który dał trzy punkty dwukrotnym mistrzom Polski. - Po rozegraniu z boku boiska Jacek Kiełb wypracował mi bramkową sytuację. Dobrze się zobaczyliśmy, a ja uderzyłem z około osiemnastu metrów. Mogło w tym być trochę szczęścia, bo bramkarzowi piłka przeszła pod ręką i wpadła do bramki - opisywał swoje trafienie Słowak.
W końcówce meczu Grajciar został też jednak ukarany przez arbitra drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartką. - Szkoda, że później dostałem czerwoną kartkę. Ciężko mi z tym, bo nie mogłem pomóc zespołowi w ostatnich minutach. Ale walczyłem, chciałem wybić piłkę i trafiłem przeciwnika. On wiedział na pewno, że już mam jedną kartkę na koncie i poszedł też do końca. Tak niestety wyszło - podsumował piłkarz, który w tej sytuacji nabawił się urazu kostki. Jak sam jednak mówił, nie jest to nic poważnego.