Wicelidera zaczął ratować w najlepszym możliwym momencie, kilka minut po tym, jak gospodarze strzelili gola. Nie dał im się rozpędzić. Brazylijczyk trafił już w doliczonym czasie gry, a gol do szatni zawsze podcina skrzydła. W drugiej połowie najpierw zagrał ponad obrońcami do Michała Kucharczyka, a potem prostopadle do Nemanji Nikolicia. Zrobił wszystko to, czego wymaga się od ofensywnego pomocnika.
Guilherme to taki mały, brazylijski zadziora. Wygląda jak nastolatek, posturę ma taką, że teoretycznie można się o niego bać w przypadku starć z twardymi obrońcami. Nic bardziej mylnego. 24-latek nogi nie odstawia, jak jest gra wybitnie kontaktowa, to on w ten kontakt idzie. Jak to Brazylijczyk, ma też zmysł do gry pięknej, technicznej. W poprzednim sezonie z przymusu grał na lewej obronie i też sobie radził. Jesienią widać jednak dokładnie, że zdecydowanie większy jest z niego pożytek z przodu.
Trudno było w niego początkowo wierzyć. Został wyciągnięty gdzieś z rezerw Sportingu Braga, choć oficjalnie przyszedł z klubu, który może i ładnie się nazywa, ale w Polsce nic nikomu nie mówi, czyli Ole Brazil. Legia już wcześniej miała do czynienia z kilkoma brazylijskimi piłkarzami, którzy tylko piłkarzy przypominali. Na dodatek, niedługo po transferze, a było to na początku 2014 roku, Guilherme szybko wypadł z gry. Przez problemy z więzadłami pauzował ponad pół roku.
Wyleczył się jednak, zaaklimatyzował, nie poddał się i pokazał, jak wartościowym może być piłkarzem.
Legia wygrała z Koroną Kielce 3:1.
FIFA i skandale - nierozłączny duet
{"id":"","title":""}