Chciał go Boniek, pokochała Islandia. Oto selekcjoner Lars Lagerbaeck

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Awans Islandii na Euro 2016 był wielkim sukcesem. Jego współautor, Lars Lagerbaeck wolał jednak pozostać w cieniu. Skromny pracuś - to określenie najlepiej pasuje do selekcjonera największej niespodzianki eliminacji.

Kiedy reprezentanci liczącego zaledwie 329 tysięcy mieszkańców kraju cieszyli się z wyjazdu do Francji, on stał gdzieś z boku. Nie chciał być w centrum uwagi. - To rezultat ciężkiej pracy wielu ludzi - uspokajał. - Pisano bardzo wiele o mojej roli, ale tak naprawdę pracowaliśmy wszyscy. Pomogło nam w tym dobre środowisko. Mamy też znakomitych piłkarzy - dodawał.

Islandzkie społeczeństwo dało jednak jasno do zrozumienia, że Lagerbaeck jest w tym maleńkim kraju kochany. Stał się czymś w rodzaju bohatera narodowego, który pchnął ich niedostrzeganą dotąd drużynę na europejskie salony. W żartobliwym tonie proponowano nawet, by został prezydentem. Oczywiście sam Szwed fundamentalnie się z tym nie zgadzał. - Nie jestem żadnym bohaterem. Martin Luther King, Nelson Mandela i inni tego rodzaju ludzie - ich możemy określać wielkimi słowami - protestował.

Lagerbaeck jest skromny, ale potrafi być również bezpośredni. Pracę z reprezentacją Islandii rozpoczął od mocnego uderzenia. - Przyszedł i powiedział nam, że od piłkarskiej Europy dzielą nas lata świetlne - wspominał Freyr Alexandersson, selekcjoner kobiecej drużyny tego kraju. Ludzie z kraju gejzerów nie mieli jednak zamiaru się obrażać. Znali fakty, a nowy trener tylko brutalnie ją wypomniał. Przyjęli krytykę na klaty, dbając o każdy wskazany przez Szweda szczegół.

- Zmienił w ten sposób otoczkę. Wszystko jest teraz bardziej profesjonalne. Piłkarze mają też do niego wielki szacunek, choć nie jest typem, który chciałby być ich przyjacielem. To człowiek preferujący dystans - twierdzi dziennikarz fotbolti.net Magnus Mar Einarsson.

Stworzony do reprezentacji?

Za tamtą wypowiedzią kryło się coś więcej. Lagerbarck zasugerował, że oczekiwania stawiane przed jego drużyną nie powinny być wygórowane. Jednocześnie miał świadomość pracy z bardzo utalentowaną grupą piłkarzy, których trzeba tylko odpowiednio pokierować. Wiedział, jak to robić. Wcześniej - gdy prowadził jeszcze reprezentację Szwecji - szło mu naprawdę dobrze. Pojechał z nią na cztery wielkie turnieje z rzędu: mistrzostwa świata w 2002 i 2006 oraz mistrzostwa Europy w 2004 i 2008.

Na koreańsko-japońskim mundialu jego zespół poradził sobie znakomicie. Szwedzi wyszli z "grupy śmierci", zostawiając za sobą Anglię, Argentynę oraz Nigerię. Odpadł dopiero w 1/8, gdzie po dogrywce lepszy okazał się Senegal. Szwecja kończyła udział na tym etapie także cztery lata później, gdy pokonali ją gospodarze turnieju - Niemcy.

#dziejesiewsporcie: syn Kluiverta już strzela w Ajaksie

[nextpage] Podczas Euro 2004 wyniki były równie dobre. Lepsi - znowu w 1/8 - okazali się Holendrzy, którzy do wyeliminowania ekipy Lagerbaecka potrzebowali rzutów karnych. W Austrii i Szwajcarii tak wesoło już nie było. Grupę z Hiszpanią (późniejszym triumfatorem turnieju), Rosją (zdobywcą brązowego medalu) oraz Grecją (mistrzem Europy z 2004) zakończyli na trzecim miejscu. Wyprzedzili tylko Greków.

Szczebelek po szczebelku

Nim stał się selekcjonerem, trenował Kilafors IF, Abra BK oraz Hudiksvalls ABK. Później  pięć lat zajmował się reprezentacją Szwecji do lat 21. Na rok przejął też drugą drużynę szwedzką, by w 1998 zostać asystentem Tommy'ego Soederberga. Dwa lata później Soederberg kolejny raz wywindował Lagerbeacka. Pozwolił mu prowadzić drużynę narodową wraz z nim.

Po portugalskich mistrzostwach Europy Soederberg porzucił reprezentację definitywnie. Zajął się grupami młodzieżowymi, a Lars Lagerbaeck mógł prowadzić szwedzką kadrę aż do 2009 roku. Nieudane eliminacje do mistrzostw świata zmusiły go do odejścia.

Mimo klęski w eliminacjach na mundial udało mu się pojechać. Kilka miesięcy przed turniejem w RPA objął Nigerię. Jego zespół okazał się za słaby na zmagania w grupie z Argentyńczykami, Grekami i Koreańczykami. Zdaniem Szweda nie chodziło o względy sportowe. - Przed wyjazdem do takiego kraju należy najpierw poznać jego kulturę. Zrozumieć tamtejszych ludzi. Afrykanie na boisku są tacy sami, ale poza nim zachowują się inaczej niż Europejczycy. Są mniej odporni na krytykę - tłumaczył drugą z rzędu klęskę.

W Nigerii musiał zderzyć się z ogromną falą krytyki. Opinii publicznej nie podobały się przede wszystkim zarobki Szweda wynoszące 200 tysięcy dolarów miesięcznie.

Odrodzenie

Podczas podejmowania kolejnej pracy pieniądze z pewnością nie były dla Lagerbaecka priorytetem. Udowodnił to, podpisując kontrakt właśnie z islandzką federacją piłkarską. - Gdybym chciał zarabiać więcej, pojechałbym gdzieś indziej - tłumaczył. Według szwedzkich mediów jego roczna pensja wynosiła zaledwie 460 tysięcy euro (dla porównania: 450 tysięcy inkasował Fornalik). Liczbę tę stanowczo zdementowała jednak islandzka federacja, twierdząc że w rzeczywistości mowa o kwocie zdecydowanie mniejszej.

Islandczycy wielki sukces pod jego wodzą osiągnęli już eliminacjach do brazylijskiego mundialu. Zakończyli fazę grupową na drugim miejscu – tuż za Szwajcarami, którzy nie przegrali ani jednego spotkania. W barażach było już gorzej: po bezbramkowym remisie oraz porażce 0:2 z Chorwacją stracili szansę na awans.

Właśnie wtedy do gry o Szweda wkroczył Zbigniew Boniek, lecz kontrakt Lagerbaecka został przedłużony. Teraz czeka go kolejne wyzywanie. W eliminacjach do Euro 2016 wyprzedził już Turcję, Holandię, Kazachstan i Łotwę. Chciałby jeszcze namieszać, a potem... - Chyba pójdę na emeryturę. Nie jestem już taki młody, mam 67 lat - uciął spekulacje.

W piątek o 20:45 Islandia zmierzy się z reprezentacją Polski na PGE Narodowym. We wtorek drużynę Lagerbaecka czeka kolejny mecz towarzyskim. Tym razem rewelacja eliminacji Euro 2016 uda się na Słowację.

[b]Mateusz Karoń

[/b]

Źródło artykułu: