22-letni piłkarz jest jak dotąd tym niespełnionym. Znajdował się w przedsionku futbolowego raju, ale nie dotarł do celu. Dzięki pomocy samego Samuela Eto'o dostał się La Masii, szkółki piłkarskiej słynnej FC Barcelony. Wydawało się, że kariera stoi przed nim otworem. Albert Capellas, koordynator grup młodzieżowych Blaugrany w 2009 roku przewidywał, że Ella będzie lepszy, niż Thierry Henry, a nawet może zostać najlepszym piłkarzem świata. 6 lat później Kameruńczyk jest na zupełnie innym biegunie. Wraca do pełni sił po kolejnej kontuzji kolana i półrocznej przewie.
Zdrowotny koszmar rozpoczął się w 2011 roku podczas zgrupowania reprezentacji Kamerunu U-20. Nasz rozmówca nie wrócił już do FC Barcelony, nie zrobił też furory w zespole ukraińskich Karpat Lwów. Mija rok od podpisania kontraktu z Sandecją Nowy Sącz. Zawodnik rodem z Afryki podczas meczu z Olimpią Grudziądz ma w końcu pojawić się na boisku. Poprzedni występ w I lidze zaliczył w kwietniu.
WP SportoweFakty: Pewnie pali się pan już do powrotu na murawę w I-ligowej rywalizacji?
Armand Ella Ken: Wszystko zależy od trenera. Jeśli pośle mnie do boju, będę gotowy pomóc drużynie. Pracuję ciężko, by być w pełni sił w weekend.
Jak się pan czuje, jest pan już w pełni sił?
- Czuję się ok. Robiłem co w mojej mocy, by jak najszybciej wrócić na boisko. Teraz tylko potrzebuje czasu, minut, by wszystko wróciło do normy.
Po ciężkiej kontuzji kolana są jakieś obawy związane z ponownym występem?
- Oczywiście po takim urazie i długiej przerwie każdy nieco obawia się kopnięcia piłki, biegu i bólu, który może się przy tym pojawić. U mnie przerwa trwała niemal pół roku. Wierzę, że będzie dobrze, włożyłem w to dużo wysiłku i jestem już gotowy, by spróbować. Nie boję się już o moje kolana.
Kontuzja dotyczyła tego samego kolana, które było już operowane wcześniej?
- Tak, ale całe szczęście byłem pod opieką tego samego lekarza, co kiedyś (Ella był operowany i przechodził rehabilitację w Barcelonie - przyp. red.). Wszystko było w porządku. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak ciężko pracować.
To musi być fatalny moment dla piłkarza. Zerwane więzadło w kolanie, rekonstrukcja, długa i żmudna rehabilitacja...
- To zawsze jest skomplikowana sprawa. Dużo myśli chodzi wtedy po głowie - zastanawiasz się, czy wrócisz na ten sam poziom. Ale to tylko głowa. Po prostu trzeba trenować każdego dnia, starać się.
Kibice Sandecji mocno wyczekują na ten powrót.
- Rozumiem, że długo mnie nie widzieli na boisku, ale ja też muszę podejść do sprawy na spokojnie. Oczywiście będę chciał pokazać się z jak najlepszej strony. Wierzę, że drużyna też pomoże mi dojść do pełni formy, wrócić na ten sam poziom, albo jeszcze wyższy.
Minął już rok, od kiedy jest pan piłkarzem Sandecji Nowy Sącz. Czas leci szybko.
- Dołączyłem do zespołu w podobnym momencie ubiegłego sezonu. Może i tym razem będzie równie dobrze.
Faktycznie, zaczęło się obiecująco. Pod koniec 2014 roku udało się rozegrać 3 mecze w I lidze, strzelić w nich 3 gole, asystować. Niestety znów zaczęły prześladować kontuzje. Podczas zimowego okresu przygotowawczego były to drobniejsze urazy, aż w kwietniu zerwanie więzadeł w kolanie. Los nie oszczędzał, a nie tak miało być...
- Taki jest futbol. Nie możesz myśleć o tym, że znów może przytrafić się kontuzja. Po prostu trzeba iść do przodu, dawać z siebie wszystko na treningach. Oczywiście chcę dużo grać, najlepiej od pierwszej do ostatniej minuty w każdym meczu.
Po tych trudnych doświadczeniach, jest pan w stanie wrócić na swój najwyższy poziom?
- Na dobry początek chcę dostać trochę minut na boisku, by dzięki temu też w pełni dojść do siebie, poczuć się znów piłkarzem. Co dalej? Wszystko zależy od pracy, którą wykonam. Mogę wskoczyć na ten sam poziom, lub nawet na wyższy.
Rozmawiał Krzysztof Niedzielan