Łukasz Zwoliński wystrzelał się?

Napastnik Pogoni Szczecin miał być głównym konkurentem Nemanji Nikolicia w klasyfikacji strzelców. Legionista zdążył go zdystansować, a u Łukasza Zwolińskiego widać znane już mankamenty.

Nie ma rundy, w trakcie której Łukasz Zwoliński nie zbiera pochwał za grę, by następnie zbierać nagany za bezbarwne tygodnie bez gola. Nie jest to popadanie w skrajności przez obserwatorów, a napastnika Pogoni Szczecin. Zwoliński ma problem ze stabilizacją formy, co utrudnia uznawanie go za topowego napastnika w Polsce.

22-latek jest najlepszym strzelcem Pogoni, ale ostatnio rozczarowuje. Na początku sezonu był wskazywany na tego jedynego, który może zagrozić Nemanji Nikoliciowi w klasyfikacji strzelców Ekstraklasy. Węgier strzela do teraz jak na zawołanie i ma w dorobku 16 goli. Wychowanek Pogoni zatrzymał się na sześciu.

Passa trwa do czasu

Statystyki Zwolińskiego pokazują, że potrafi wybornie rozpocząć sezon. Zawsze zdobywa minimum gola w trzech kolejkach, co dodaje mu wiatru w żagle na następne. Najlepszą serię na początek rozgrywek miał w Górniku Łęczna, dokąd był wypożyczony z Pogoni. Strzelił pięć goli w ośmiu kolejkach. Do macierzystego klubu wracał w nietypowych okolicznościach. Telefon ze Szczecina odebrał w ostatnim dniu okienka i po kilku godzinach był na zgrupowaniu u trenera Wdowczyka.

Zadebiutował w Ekstraklasie na stadionie Podbeskidzia, następnie zagrał w domowym meczu ze Śląskiem Wrocław. W obu spotkaniach zameldował się golem. Okres, o którym mowa zbiegł się z nieudanym transferem Marcina Robaka do Chin. Zwoliński musiał pogodzić się, że transakcja nie wypaliła, a doświadczony napastnik wrócił do Szczecina.

Miejska legenda mówiła, że obaj nie potrafią grać wspólnie. Fakt był taki, że skuteczność młodszego skończyła się na blisko dwa miesiące. Podobne serie bez gola są znakiem rozpoznawczym Zwolińskiego do teraz.

Został w blokach za Nikoliciem

W tym sezonie Zwoliński umieszczał piłkę w bramce w każdym z trzech meczów otwierających sezon. Tyle samo goli zdobył w następnych jedenastu.

- Na pewno jest coś takiego jak zacięcie się napastnika. Najpierw seriami trafia do bramki, później seryjnie nie. Przykładem był do niedawna Wayne Rooney – porównał niedawno Czesław Michniewicz, trener Pogoni. - Liczę, że Łukasz będzie strzelać, jeżeli będzie pracować tak jak pracuje i starać się tak jak stara. Łatwiej mu, gdy w składzie są Murawski, Akahoshi i Dwaliszwili. Napastnik jest rozliczany z goli, ale mnie interesuje również, jak pracuje dla zespołu.

Po tych słowach najlepszy napastnik Michniewicza strzelił gola Cracovii na otarcie łez po porażce 1:4. Uratował honor zespołu, który przy Kałuży zaprezentował się haniebnie i nie miał żadnego dobrego ogniwa. Ta bramka nie oznaczała początku serii Zwolińskiego. Tydzień później nie oddał nawet strzału na bramkę Górnika Zabrze. Nie dlatego, że nie miał sytuacji, albo koledzy o nim zapomnieli, ale dlatego, że kombinował, zwlekał, marnował podania.

W okresie niemocy gwiazda Pogoni podpadła jeszcze jednym zachowaniem. Na dodatek była to piłkarska recydywa. W meczu z Jagiellonią Białystok wyprosił piłkę, choć nie był wyznaczony do wykonania rzutu karnego. Podobnie jak w poprzednim sezonie taka sytuacja skończyła się pudłem. Oficjalnie Michniewicz nie robił afery, ale nie aprobował sytuacji i dał podopiecznemu lekcję pokory. Zwoliński zaczął następne spotkanie na ławce, a grał młodziutki Marcin Listkowski.

- Następnym razem chyba oddam piłkę, bo trener już mnie zabije - kajał się snajper ze Szczecina.

Zamieszanie nie pomaga

Młodemu napastnikowi nie służy zamieszanie, jakie powstaje wokół niego po kilku, udanych występach. Seria goli powoduje, że niecierpliwi dziennikarze lansują Zwolińskiego do Reprezentacji Polski, a wokół klubu zaczynają kręcić się skauci. Wiadomo, że selekcjoner Adam Nawałka obserwuje napastnika, ale zarazem widzi u niego jeszcze elementy do poprawy. Trzeba też pamiętać, że z Pogoni był powoływany Marcin Robak, który grał jeszcze lepiej w Ekstraklasie niż dziś Zwoliński, ale w kadrze nie zdziałał nic wyjątkowego.

- Gra w reprezentacji to marzenie każdego piłkarza. Ja o tym marzę od dziecka - odkąd tylko pamiętam. Wszystko robię po to, żeby znaleźć się w kadrze. Bardzo mi miło, że komentatorzy wymieniają moje nazwisko, ale wymagam od siebie więcej - zachowuje rozwagę snajper ze Szczecina.

Obecna, przeciętna forma Zwolińskiego rozpoczęła się po plotkach o możliwym transferze do Bursasporu. Zaraz po nich napastnik zagrał z Górnikiem Łęczna i właśnie wtedy pierwszy raz w sezonie nie trafił do bramki. - Potrzebowałem nawet wyłączyć telefon przed meczem. Pewnie niektórzy obrazili się, że nie odbierałem. Trudno wyjść skoncentrowanym na boisko, kiedy przez kilka dni słyszy się, że zaraz opuścisz drużynę - opowiadał.

Przed Zwolińskim nowa sytuacja. W niedzielę obejrzy z boku mecz swojego zespołu z Legią Warszawa. Zagrać nie może wskutek kontuzji. Po powrocie spróbuje wrócić do strzelania tak jak to musiał robić kilkakrotnie w przeszłości.

Źródło artykułu: