Pierwszego gola Niebiescy stracili jeszcze przed przerwą po kapitalnym dośrodkowaniu Szymona Pawłowskiego, które przerodziło się w techniczny strzał. Wyrównanie natomiast zapewnił gospodarzom Marcin Kamiński, który wykazał najwięcej przytomności w nieprawdopodobnym zamieszaniu w polu karnym.
- Jeśli chodzi o gola Pawłowskiego, to zachował się świetnie. Przy drugim trafieniu mieliśmy już większego pecha, ale to też się czasami zdarza. Musimy oceniać wynik racjonalnie. Uważam, że zagraliśmy dobry mecz, choć w drugiej połowie zabrakło wyjść do przodu, by bardziej postraszyć przeciwnika. Tu leży chyba przyczyna remisu. Przed przerwą dobrze się broniliśmy, ale byliśmy też groźni w ofensywie - zanalizował Łukasz Surma.
Jak zatem podopieczni Waldemara Fornalika przyjęli wynik 2:2? - Czujemy niedosyt, zwłaszcza że w pierwszej połowie Łukasz Trałka zagrał piłkę ręką we własnym polu karnym. Tam powinien być rzut karny, a drugą kwestią pozostaje kolor kartki - zaznaczył doświadczony piłkarz.
Zwłaszcza w początkowej fazie meczu można było odnieść wrażenie, że Ruch w ogóle się Lecha nie boi i jest bardzo pewny siebie. Dało to zresztą wymierne efekty. - My - podobnie jak rywal - byliśmy w dołku, ale wiedzieliśmy, że ostatnie miejsce zajmowane przez Kolejorza może znacząco wpłynąć na jego psychikę i tak też było. Wykorzystaliśmy to, jednak nie było możliwości utrzymać takiego obrazu gry przez 90 minut. W końcu Lech przejął inicjatywę i zaatakował - zakończył Surma.