Dwa oblicza meczu Sandecji z Wisłą

- Piłka nożna znów mnie zaskoczyła - mówił po meczu 7. kolejki I ligi trener Wisły Płock. Sandecja Nowy Sącz prowadziła 1:0, ale druga połowa należała do gości. Nafciarze strzelili aż 3 gole.

Nie ulega wątpliwości, że był to mecz o dwóch obliczach, ale rzadko zdarza się, by zespoły zagrały tak różnie w każdej z połów. - Pierwsza część przebiegała pod dyktando Sandecji, a my nie weszliśmy dobrze w mecz. Mieliśmy olbrzymi problem z utrzymaniem się przy piłce i w zasadzie nie potrafiliśmy wymienić 2-3 podań. Przecierałem oczy ze zdumienia, bo tydzień temu zagraliśmy bardzo dobry mecz z Bełchatowem. Chcę wierzyć, że to co powiedzieliśmy sobie w szatni miało wpływ na to, że druga połowa była zupełnie odmienna. Piłka mnie często zaskakuje i tym razem również tak było. Tak diametralnej zmiany oblicza meczu nie spodziewałem się nawet w najśmielszych marzeniach, bo nie było racjonalnych przesłanek po pierwszej połowie. Tym bardziej chwała zawodnikom za zdominowanie rywala po przerwie. Bardzo się cieszę, bo nie jest łatwo strzelić 3 gole na wyjeździe i wygrać mecz odwracając jego oblicze - komentował szkoleniowiec Marcin Kaczmarek.

Zawodnicy Sandecji mogli żałować, że potyczki piłkarskie nie trwają tylko 45 minut. Sądeczanie zdominowali przeciwnika, stwarzali wiele sytuacji i wykorzystali jedną. - Bardzo dobra I połowa w naszym wykonaniu - ocenił trener Robert Kasperczyk. - Takiego głodu gry i pewności siebie dawno nie widziałem. Natomiast po tej udanej pierwszej części, po której powinniśmy prowadzić minimum dwoma bramkami, dały o sobie znać braki personalne w obronie. Pierwszy raz graliśmy w takiej konfiguracji i błędy przez nas popełniane wołały o pomstę do niema - dodał opiekun Sandecji.

Przy drugiej bramce dla Wisły Michał Szeliga dał się łatwo ograć w polu karnym, dzięki czemu Arkadiusz Reca znalazł się w dogodnej sytuacji. Ten sam zawodnik strzelił również trzecią bramkę po kiksie Szeligi. Reca przejął piłkę i przelobował Marka Kozioła. - Myślę jednak, że zaważyła pierwsza bramka strzelona przez Wisłę. Mój obrońca wybił piłkę bardzo krótko pod nogi przeciwnika, kilka podań i rzut wolny. Wiedzieliśmy, że Stefańczyk ma świetne uderzenie nad murem, ale niestety bramkarz nawet nie zareagował. Goście uwierzyli po tym golu, że jeszcze mogą coś osiągnąć. My chyba za bardzo uwierzyliśmy po I połowie, że jesteśmy już na tyle mocni, że zdominujemy Wisłę Płock i wygramy. Ta liga uczy pokory. Mecz pokazał niektórym zawodnikom, że muszą do poziomu I-ligowego dorosnąć - przyznał trener Kasperczyk.

Komentarze (0)