Wydawało się, że w dziewiętnastej minucie polskie nadzieje na historyczne zwycięstwo na niemieckiej ziemi ostatecznie szlag trafił. Przegrywaliśmy dwoma bramkami, mogliśmy wyżej. Jednak zespół Adama Nawałki nie poddał się, Robert Lewandowski strzelił gola, nasi piłkarze mogli zdobyć kolejne bramki. Niestety.
W 12. minucie Niemcy zadały nam pierwszy cios. To była przepiękna akcja, rozprowadzona podaniami od prawej strony do lewej. Podanie, podanie, przerzut, szybka klepka i gol. Jonas Hector wymienił podania z Karimem Bellarabim, następnie wyłożył futbolówkę na szósty metr do Thomasa Muellera, a ten tylko dopełnił formalności. Nie, to wcale nie była akcja w stylu tiki taki, tylko jej pierwowzoru. W latach 30. ubiegłego wieku najlepszy wówczas niemiecki klub, czyli Schalke 04, grał w tak zwanego "Bączka", czyli "Kreisel". To była właśnie gra od nogi do nogi, rewolucja w tamtych czasach siermiężnego futbolu "na aferę". Zespół Joachima Loewa nawiązał do tradycji... niemiecko - polskich. Dlaczego polskich? Bo potęgę tamtego klubu tworzyli wówczas emigranci z naszych obecnych ziem.
[ad=rectangle]
Swoją drogą. Miejsce się zgadzało - Frankfurt. Drużyny też. Nawet nazwisko jest to samo. Mueller. W 1974 roku na tym samym stadionie, w meczu na wodzie "załatwił nas" Gerd Mueller. Teraz napoczął kolega Roberta Lewandowskiego z zespołu klubowego - Thomas Mueller. Klub strzelców też się zgadzał - Bayern Monachium.
Z Bayernu jest też Mario Goetze, który jako drugi pokonał Łukasza Fabiańskiego. Złote dziecko niemieckiej piłki, ten którego gol rok temu zapewnił Niemcom mistrzostwo świata, tym razem bezkarnie wpadł w pole karne i strzałem przy bliższym słupku pokonał Łukasza Fabiańskiego. Dla niego taki gol to jak zbawienie, bo niestety u Pepa Guardioli nie ma łatwo. Siedzi na ławce, jest krytykowany. 23-latek odżywa dopiero w kadrze, to jego Loew zabrał na przedmeczową konferencję prasową. - On jest idealny na takie mecze, na grę na małej przestrzeni. Podejmuje dobre decyzje - mówił niemiecki trener. Wzmocnił go, obwieszczając światu, że zagra w pierwszym składzie. A ten pięknie się odwdzięczył po raz pierwszy. Niestety, nie ostatni.
Niestety, również przy tym golu, jak i zresztą przy pierwszym, gospodarze zaatakowali prawą stroną. Niestety, Łukasz Piszczek jakby na ten mecz nie dojechał. W żargonie piłkarskim mówi się, że rywale robili z niego "wiatrak". To był wybitnie nieudany mecz reprezentanta Polski. Tuż przed końcem pierwszej połowy zszedł z boiska z kontuzją. Zastąpił go Paweł Olkowski.
Najgorsze w tych pierwszych minutach było to, że Polska wcale nie grała źle. Wprost przeciwnie, zawodnicy Nawałki wyszli na boisko pewni siebie. Widać było, że mistrzów świata po prostu się nie boją. Już na "dzień dobry" Grzegorz Krychowiak twardo odebrał piłkę w środku pola, za chwilę Maciej Rybus bez pardonu potraktował Thomasa Muellera. Ta gra naszych zawodników na samym początku wyglądała na dosyć pewną.
Adam Nawałka dzień przed meczem starał się jak mógł, żeby niczego dotyczącego gry nie zdradzić. Po prostu, szykował na Niemców coś ekstra. I Biało-Czerwoni wyszli w zupełnie nowym ustawieniu, z trzema środkowymi pomocnikami - Tomaszem Jodłowcem, Grzegorzem Krychowiakiem i Krzysztofem Mączyńskim. I trzema piłkarzami z przodu: Arkadiuszem Milikiem, Kamilem Grosickim i Robertem Lewandowskim. Założenie było proste - jak maksymalnie zagęścić szyki defensywne, z Jodłowcem albo Krychowiakiem cofającymi się pod stoperów. Po przejęciu miała być kontra, liczenie na szybkiego jak Struś Pędziwiatr Grosickiego. Jakże wściekły był szkoleniowiec, gdy po 19. minutach jego cały misterny plan legł w gruzach. Niestety, ale do poziomu Piszczka dostosował się Łukasz Szukała. W ogóle nie współpracował z prawym obrońcą, nie asekurował go. O występ rosłego stopera były duże obawy, bo ostatnio głowę miał zaprzątniętą zmianą klubu. Gdyby nie pech Michała Pazdana, Szukały pewnie nie byłoby na boisku.
Robert Lewandowski - bały się go całe Niemcy. Dosłownie. To piłkarz, którego mistrzowie świata chcieliby mieć w swoim zespole. I wcale tego nie ukrywali. Polak budził strach, pytał o niego każdy napotkany we Frankfurcie niemiecki dziennikarz i kibice. O największym zagrożeniu z jego strony mówił Joachim Loew i jego piłkarze. Super środkowy napastnik - nie miał wątpliwości Goetze. Zatrzymać Lewandowskiego, zatrzymać Lewandowskiego - oto był główny cel gospodarzy.
Nie zatrzymali. W 36. minucie Arkadiusz Milik doskonale dojrzał na prawej stronie Kamila Grosickiego, ten przyjął piłkę w pełnym biegu, cudownie zewnętrzną częścią stopy dośrodkował do Lewandowskiego, a ten mocną "główką" pokonał Manuela Neuera. Grosicki zagrał a'la Ricardo Quaresma. A Lewandowski? Strzelił jak Lewandowski. Do bramki. Nasz snajper w pierwszej połowie jeszcze dwukrotnie mógł pokonać kumpla z Monachium. Raz jednak Neuer sparował ponad bramkę jego mocne uderzenie z 17 metrów, a potem niemieckiego golkipera wyręczył wszędobylski Goetze, który wybił piłkę z z linii. W drugiej połowie dla odmiany trafił w słupek bramki Fabiańskiego.
Polacy po gwizdku też mogli zdobyć gole. I za to drużynie Nawałki należą się wielkie pochwały. Biało-czerwoni zagrażali niemieckiej bramce, Neuer zatrzymał groźny strzał Krzysztofa Mączyńskiego z ostrego kąta. Bramkarz sparował futbolówkę wprost w Grosickiego, ta się od niego odbiła i poleciała centymetry obok słupka! Z drugiej strony Łukasz Fabiański zatrzymał piłkę na linii po główce Matsa Hummelsa.
W 82. minucie dobił nas Mario Goetze. Super Mario Goetze. Strzelał na bramkę Mueller, po rykoszecie odbił ją Fabiański. Piłka spadła pod nogi Goetzego. I było po zawodach.
Umówmy się, przed eliminacjami porażka w tym meczu była wkalkulowana. Wygrana w Warszawie narobiła nam apetytu, ale jednak nie możemy zapomnieć, z kim graliśmy i gdzie. To były Niemcy, mistrz świata, przez wiele lat nasz niedościgniony wzór. Droga do Euro 2016 nadal jest dla naszej drużyny bardzo szeroka. Szczególnie, że miły prezent zrobili nam przyjaciele Gruzini, którzy zafundowali Szkotom potężnego kaca. Mocną szkocką oczywiście. Wygrali 1:0. Po chwilowym zwolnieniu ponownie trzeba wrzucić piąty bieg. W poniedziałek, na poprawę humorów, musimy rozbić Gibraltar.
Polacy byliby mistrzami świata, gdyby ze stanu 0:2 z Niemcami na wyjeździe doprowadzili do wyrównania. A mieli na to szansę. No, ale ostatecznie mistrzami świata są nasi dzisiejsi rywale. I zostali też liderem grupy. Mamy do nich dwa punkty straty.
Niemcy - Polska 3:1 (2:1)
Mueller 12, Goetze 19, 82 - Lewandowski 39
Żółte kartki: Toni Kroos, Bastian Schweinsteiger - Maciej Rybus, Kamil Grosicki
Niemcy: Manuel Neuer - Jonas Hector, Mats Hummels, Jerome Boateng, Emre Can - Toni Kross, Bastian Schweinsteiger - Karim Bellarabi (Ilkay Guendogan 53), Mesut Oezil, Thomas Mueller - Mario Goetze (Lukas Podolski 90+1)
Polska: Łukasz Fabiański - Maciej Rybus, Kamil Glik, Łukasz Szukała, Łukasz Piszczek (Paweł Olkowski 43) - Tomasz Jodłowiec, Krzysztof Mączyński (Jakub Błaszczykowski 63), Grzegorz Krychowiak - Kamil Grosicki (Sławomir Peszko 83), Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski
Jacek Stańczyk z Frankfurtu