Katowiczanie w Gdyni z dobrej strony pokazali się jedynie w pierwszych fragmentach spotkania. Już w 5. minucie goście mogli objąć prowadzenie, ale Adrian Frańczak spudłował w sytuacji sam na sam z Konradem Jałochą. Skrzydłowy GKS-u miał dużo czasu na to, aby skutecznie wykończyć akcję, ale chybił fatalnie. Później podopieczni Piotra Piekarczyka dali się zepchnąć do obrony i to Arka przejęła inicjatywę.
[ad=rectangle]
W drugiej połowie funkcjonowali już tylko żółto-niebiescy, którzy punktowali gości z Katowic. Akcje Arki były bardzo składne, ale brakowało wykończenia. Do gdynian szczęście uśmiechnęło się w 93. minucie. Po strzale Tadeusza Sochy stadion przy ulicy Olimpijskiej eksplodował. Katowiczanie nie mieli już okazji odpowiedzieć, ponosząc przy okazji drugą porażkę z rzędu. Tydzień temu na własnym boisku przegrali z Zagłębiem Sosnowiec.
- Z przebiegu meczu Arka zasłużyła na bramkę i zwycięstwo. Gospodarze mieli wiele dogodnych sytuacji. Popełnialiśmy proste błędy. Sami napędzaliśmy drużynę Arki. Nie realizowaliśmy założeń taktycznych. Mieliśmy grać średnim pressingiem, ale tego w drugiej połowie już w ogóle nie było. Wkradł się chaos w naszą grę - mówił po meczu Filip Burkhardt, zawodnik GKS-u Katowic.
Początek sezonu nie jest najlepszy w wykonaniu podopiecznych Piekarczyka. Katowiczanie w zeszłym tygodniu na własnym boisku ulegli Zagłębiu Sosnowiec. Po trzech kolejkach na swoim koncie mają zaledwie trzy punkty.
- Musimy przemyśleć to, co się dzieje. Wygraliśmy w Pucharze Polski, ale te rozgrywki traktujemy nieco ulgowo, bo przede wszystkim koncentrujemy się na wydarzeniach ligowych. Przed nami dwa łatwiejsze mecze i musimy sięgnąć po sześć punktów - zaznaczył zawodnik.