Patrik Pavlenda na łamach słowackiej prasy stwierdził, że nie był całkowicie zdziwiony decyzją włodarzy klubu.
- Spodziewałem się tego, choć myślałem, iż zagram jeszcze przynajmniej do końca sezonu. Już pięć meczów przez zakończeniem rundy jesiennej przesunięto mnie do rezerw - powiedział Pavlenda, który żałuje, iż działacze zdecydowali się na zmianę opiekuna zespołu.
- Szkoda, że odszedł trener Ryszard Wieczorek. U niego grałbym na sto procent. W przypadku Henryka Kasperczaka, na moją niekorzyść przemawiało to, że kiedy wymieniano sztab szkoleniowy, byłem akurat kontuzjowany. Kiedy pojawił się nowy trener i zaczął on formować zespół, wtedy nie widział mnie on w składzie. Kasperczak stworzył jedenastkę, którą cały czas forsował i nie chciał jej zmieniać - wyraził swoje zdanie Pavlenda. Uważa on, że szefowie Górnika za złe wyniki drużyny obciążyli obcokrajowców, a przyczyna niepowodzeń była zupełnie inna.
- Trochę czułem się skrzywdzony. Nie mogliśmy odpowiadać za złe wyniki. Trzech z czterech wyrzuconych nie grało. Według mnie problem w Górniku Zabrze tkwił w tym, że był w nim zły kolektyw. Nikt nie pomagał drugiemu, każdy grał egoistycznie. Nie było to w duchu zespołowym - stwierdził Słowak, który jednak nie żałuje gry w naszym kraju.
- Była to dla mnie wielka szkoła. W Polsce byli inni szkoleniowcy, treningi, Inne podejście do kwestii zdrowotnych. Po każdym treningu zawodnikom pobierano krew i ją analizowano. Było inaczej niż na Słowacji - powiedział obrońca.